Najnowsze wpisy, strona 5


Sen kolejny


27 października 2025, 03:24

Kładąc się spać poprosiłam żeby mi w końcu powiedzieli jeśli mogą (ogólnie nie wiem kto się zajmuje snami, na wieczór wysyłam intencje, proszę o dpowiedz Kogos na górze), kto jest moim bliźniaczym płomieniem, czy go mam. 

Przebudzulam się. Śnił mi się mój szwagier i jakiś rudy żyd który chyba coś od niego kupił. Widziałam tylko jak ten Żyd wychodził z hotelu (byliśmy w jakimś hotelu) a szwagier do niego powiedział szalom. 
pomyślałam że całkiem głupi sen bez sensu. Przypomniałam sobie że pytałam o płomień... i nagle zaczęłam sobie przyponinac ze przed tym śniło mi się coś jeszcze. Śnił mi się On- mój bliźniak. Znów byłam w hotelu, znów do niego przyjechałam chyba byliśmy chwilę razem ale tego nie widziałam potem miałam odjechać ale nie mówiąc mu nic zostałam. Gdy był w pracy przeszłam specjalnie tak aby mnie zobaczył, ale nie tak oscentacyjnie. Po prostu mignęłam gdzieś w tłumie daleko. Zauważył. Ja poszłam do pokoju, a on pobiegł za mną. Pobiegł, nie szedł, nie zastanawiał się - wystrzelił jak strzała. Przez chwile był zdziwiony i raczej nie zły, może zmieszany bo nie wiedział co się dzieje, ale po sekundzie objął mnie i zaczął całować. Czułam jaki był szczęśliwy. Jakby nie wierzył, że mogłam dla niego zostać. Ja też byłam szczęśliwa.

 

 

I tyle. Fajnie że znów mogłam go zobaczyć. Chociaż we śnie, to zawsze coś, jak się nie ma nic. 

Choć myślę słuchając tych wszytkich ludzi od płomieni, że my już na zawsze będziemy razem, nawet jeśli w fizycznym świecie się nie zobaczymy, nasze dusze są połączone. 
i w sumie czy bliźniak czy nie.. nie ma znaczenia.  Nigdy go nie zapomnę...  

 

i jeszcze krótki dopisek, coś mnie tknęło wejść na tt i tak jak zawsze pojawiają się reklamy tu ich nie było i pierwszy fil to jakiś zagraniczny rozkład tarota... i pytanie "czy jesteście częścią tej samej duszy"? Myślę, że tak...  

małe dokładnie piszepisze to później 

 

i szczerze nie potrzebuje więcej odpowiedzi. Bo jak wierzysz w synchroniczności i znaki, żadna rzecz nie jest przypadkiem. 

Poranek dziwny dzień


25 października 2025, 09:18

Wieczorem było jak się spodziewałam (nawet jak weszłam w kroniki męża, bo poprsoił, to na dowidzenia życzyły "powodzenia", więc wiadomo było, że będzie akcja - akcje sącodziennie, jestem zmęczona). I tak było tylko tym razem skupiło się na dziecku. I było tak fajnie. Malowałam bawiłam się i czułam się szczęśliwa, aż nie usłyszałam jak czepia się dziecka oskarża o kłamstwa i na prawdę mimo że chciał spokojnie coś mówić to energia zrobiła swoje. Syn powiedział, że się boi i wolałby żeby taty nie było. 
Dziś poranek był ładny synek przyszedł się wtulić. Potem wzięłam tel i wyświetliło mi się zdjęcie Orso na jakiejś stronie. I czuję się dziwnie jakby to nie był mój smutek, nie moje poczucie beznadziei. W głowie chciałabym wstać z uśmiechem i malować dalej ale czuję że nie chce wstawać i przespałabym cały dzień. Poprosiłam żeby przeszła odpowiedź, co się dzieje i pierwszy film na tt był o odczuwaniu się na odległość bliźniaczych płomieni. Ciekawe który z moich bliźniaków się tak czuję- serce zaczyna mi walić nierówno. Ok, wejdę w kroniki może coś powiedzą...  pokazały mnie o Orso połączonych liną. Ja trzymałam jeden koniec i próbowałam nie puścić a on po drugiej stronie ciągnął jakby chciał się zerwać z tej liny. Pokazały, że jeśli puszczę on przestanie ciągnąć. Porównali to do naszego psa, który zawsze ciągnął na smyczy. Gdy się puściło pobiegł gdzieś i w momencie kiedy przestałam zwracać uwagę na to gdzie jest i co robi pojawiał się przy nodze.  Pokazali mi, że to działa podobnie, że muszę puścić to wróci bez złości, nerwów ale z potrzeby chęci bycia przy mnie. Ale szczerze... wątpię. Bardzo wątpię w to, że mogę coś znaczyć dla niego. Wątpię że wróci. Wątpię że to bliźniak. Wolę żyć jakby to się nie wydarzyło i nie miało znaczenia. On Miał wiele kobiet, jak ja mężczyzn i co? jestem z kimś innym, mimo że kiedyś kochałam na śmierć i życie. Bóg wybier dla nas inne drogi. Niby mam wolną wolę ale nie czuję żebym miała wpływ na niektóre rzeczy. Orso był tylko to obudzenia mnie. Puszczam go. Wiem jeszcze o kim pisze ale to też forma oczyszczenia. Nie mam z kim pogadać. Mąż w trudnych chwilach rozmawia ze mną mówi że mu lepiej, ja w trudnych chwilach jestem sam. Nie mam z kim pogada nikt nie rozumie przebudzenia. Pamiętam jak Ewie opowiadałam co się dzieje, jaki mam ból, jak mnie ciągnie do Orso i że to nie jest miłość jaką rozumiemy na ziemi, a ona patrzyła błądzącym wzrokiem i próbowała mi pomóc, zrozumieć, ale nic kompletnie nie rozumiała. To tak jakby z kimś rozmawiać w innym języku .  

 

Im więcej czytam o przebudzeniu przez płomień lub katalizator tym bardziej wiem, że On mi to zrobił. Mam 100% pewności nawet 1000% nie wiem tylko kim on jest. Boję się że tylko i aż katalizatorem - bo nie chce spotkać prawdziwego bliźniaka. Boję się że to Kuki. Wczoraj jego twarz zaczęła być taka wyraźna, zaczęłam słyszeć jego głos i śmiech.  I gdybym miała wierzyć wróżkom i chatom i komu tam jeszcze to tak. Orso to fałszywka, Kukiego nie spotkam, a z mężem potrzebujemy budowania od nowa. I może to prawda, ale dlaczego czuje wszytko inaczej. Czuję, że Orso jest prawdziwy, ale to nie nasz czas, może nawet nie w tym życiu -akceptuję. Kuki wydaje mi się, że pojawi się niewiadomo skąd, a z mężem nie widzę na dziś przyszłości - po prostu jestem i się staram. 

Ale to tylko myśli... Zaraz wstanę z pełnym powerem, włączę muzę na maxa, zrobię pyszne śniadanie, ogarnę dom i zacznę malować. Znów poczuje jak miłość we mnie płynie. Jestem szczęśliwa! Jest mi dobrze! I co wszechświat ma niech daje mi na klatę! Wzięłam takiego Orso to reszta będzie drobnostką. Nom... ale mnie chłop przeczołgał ;) wszyscy faceci razem nie zrobili tego co On obudził, więc nic już mnie nie złamie (ale żeby nie było On zrobił na prawdę świetną robotę jestem mega wdzięczna). Mogę być tylko lepsza, silniejsza.

Może dziś zrobię sobie drogę duszy. Wiem że malowanie i pisanie a nawet prowadzenie duchowe to moja ścieżka więc podwijam rękawy i nie użalam się nad tym co było, tylko idziemy do przodu. Świat się sam nie posprząta. Trzeba pomóc ludziom wskoczyć do 5D.  

 

 

Ok, jeszcze wskoczyłam na chwile bo tak mi się wyświetliły obce cywilizacje. Teraz dla niewtajemniczonych pojadę po bandzie. Mając wahadełko możemy sprawdzić od kogo pochodzimy, więc sprawdziłam, bo... czemu nie. Więc wyszło że pochodzę od acturian- nawet mi to pasuje bo lubię niebieski :) i jestem miłością poza tym to chyba jedna z najwyżej rozwiniętych cywilizacji. Mąż też pochodzi od nich i jeśli prawdą miałoby być to co sprawdzał kiedyś (bo sprawdzał czy Orso to mój bliźniaczy płomień) to wychodzi na to że Orso to ten sam gatunek co ja więc... może być Acturianinem. Teraz traktuję to z przymrużeniem oka, bo jak ktoś w to nie wierzy to jest to bajka, ale... im coś jest bardziej absurdalne tym szybciej w to uwierzymy- ponoć. Więc... piąteczka Orso, może dlatego się dogadaliśmy we trójkę. Daj znać- wysyłam telepatyczną informację (acturianie telepatię mają opanowaną do perfekcji) jak coś się u Ciebie przebudzi daj znać. Chciałabym pogadać o tym, wejść w kroniki może chcesz coś wiedzieć, oczyścić. Może zbudujemy drużynę super bohaterów i będziemy ratować świat! Jeju ale mam super humor! To będzie piękny dzień 😘

poczekamy - zobaczymy


24 października 2025, 17:44

Jestem po saunie, jak młody bóg. Wracam do domu, a tam mąż w bardzo złej formie - boję się go takiego. Nie, że coś mi zrobi, ale że znów będą poruszane trudne tematy i będziemy się kłócić - głośno rozmawiać. Nie chcę w tym żyć. Trzymam się nie wiem dlaczego. Bo to bratnia dusza, bo wiem, że mi pomoże i jest dobry. Ale to tak jakbym robiła coś wbrew sobie. W tamtym roku nie było go w domu ponad 300 dni, teraz jest codziennie. I jestem tym zmęczona. Pomaga, rozmawiamy, kochamy się, jest poprawnie, ale czuję się dziwnie. Oddałam wszystko Bogu, ale tak też nie można. To moje życie i muszę podjąć jakieś decyzje, bo tego akurat Pan Bóg za mnie nie zrobi. Narazie próbuję, może się ułoży.Od całkowitego zerwania kontaktu minął miesiąc, a ja czuję się trochę lepiej, ale grunt, że lepiej.

 

Dziś przy sadzeniu kwiatów przypomniałam sobie sytuację, gdzie byłam w relacji z żonatym mężczyzną - tak, karma wraca chciałoby się rzec, ale nie do końca. Na początku nie wiedziałam, że ma żonę, a potem zauroczyłam się i trochę to trwało, do momentu, aż moja ex przyjaciółka z moim ex nie postanowili zniszczyć im życia, wyjawiając prawdę. Oczywiście broniłam się, i mówiłam jego żonie, że nic nas nie łaczy i że skłamałam dla chłopaka, że spałam z jej mężem, bo był toksykiem i nie chciał mnie zostawić, mimo miliona prób zostawienia go, nie pozwalał mi odejść. Powiedział, że tylko zdrady mi nie wybaczy, więc... dwa razy nie trzeba powtarzać. Dziś wiem, że był moją lekcją karmiczną. Sześć lat z człowiekiem, którego nie kochałam (tzn. w jakimś momencie zapewne kochałam, ale ani na początku, ani na końcu, za długo pisać).

Wracając do brzegu. Dziś zrozumiałam jak to jest... Jak to jest kiedy coś cię łączyło z osobą, która jest w zwiazku, która ma rodzinę... Ja odsunęłam się, bo tak trzeba było. Bo on mnie nie wybrał, bo chciał ratować małżeństwo. Odsunęłam się całkowicie i nie było ważne co ja czuję - ważne było jego dobro i naprawa relacji. Dziś po nie wiem ilu...A ! Wiem, przecież to było odrazu po tym jak dowiedziałam się, że Kuki się ożenił. Tak, przestało mi zależeć na czekaniu. Było mi wszystko jedno. Bo będąc w tym toksycznym związku była wierna nie chłopakowi, a Kukiemu, a skoro szansa już całkiem spłonęła, to ja spłonęłam wraz z nią. Nie było mnie, a ten żonaty, był chyba dla zabicia bólu - chociaż przy nim mogłam coś poczuć. Mieszkał daleko, więc tak na prawdę w ciągu 1,5 roku widziałam się z nim 3 razy. Teraz po 15 latach nie mamy kontaktu jako takiego, ale wysyłam mu zyczenia na urodziny lub lajkuje zdjęcia, gdzie gra. Bez emocji ale z ciepłem w sercu. Bo dzięki niemu wyszłam z czegoś z czego nie byłam wyjść przez 6 lat. Umiecie sobie wyobrazić chłopaka, który ubzdurał sobie, że ze mną będzie, zdobył numer, wydzwaniał, przyjeżdżał, wpraszął się na kawę... w końcu chyba miałam dość. Pamiętam jak mama, gdy go pierwszy raz zobaczyła powiedziała, że on nie jest dla mnie, a ja jej odpowedziałam, "wiem, ale nie wiem jak się go pozbyć". 

Wracajć do mąża on już zrobił wszystko na ziemi, wchodzi wyżej. Jego dusza ma wszystko ogarnięte, więc nie wiem po co tu jestem. Jego misja jest już inna. I on to wie. 

Zobaczymy jak dzisiejsza noc. Ja idę malować. Tylko to mnie uziemia i pozwala czuć się szczęśliwą. Jestem szczęśliwa. 

 

:) jest super


24 października 2025, 08:34

https://www.bing.com/videos/riverview/relatedvideo?q=yt+story+of+my+life+afromentel&&mid=4214F7503DE9259927504214F7503DE925992750&FORM=VAMGZC

 

Pocecam do tego wpisu słuchać tej piosenki - dziś mnie niesie.

Chciałabym oderwać się od pisania ale nie umiem - kocham to. Książki jeszcze nie zaczynam, bo mam okiennice do pomalowania i nie mam dokładnej koncepcji, myślę, że przyjdzie na nią czas. To będzie moje piękne dziecko, więc musi być dopracowane. Zastanawiam się czy nie wsadzić do niej ludzi z przeszłości, którzy odcisnęli ślad w moim życiu. Ale nie o tym dziś. 

 

Wczoraj kryzys u męża - znów brak sensu w naszym małżeństwie- przyzwyczaiłam się. Powiedziałm, że jak będzie chciał odchodzić to nie będe go zatrzymywać. Ogólnie jest fajnie, jest mi z nim dobrze, ale czuję, że potrzebuję czegoś więcej. Nie od niego, nie od kogoś innego, ale od siebie. Czuję jakbym przygotowywała się do jakiejś drogi, do czegoś ważnego, ale jeszcze coś mnie trzyma... Wewnętrznie czuję, że moja dusza już ma swój plan i mnie woła. To jest przyjemne uczucie.

 

Ale wróćmy do wczoraj. Z koleżanką z pracy wyrwałysmy się na grzyby - oby nikt z pracy tego nie przeczytał. Mam pracę w terenie, więc teoretycznie i praktycznie byłam w terenie. Rozmawiałam z Kronikami, rozmawiałam z drzewami, nawet powiedziały gdzie mam iść żeby znaleźć grzyby - oczywiści, że znalazłam :) piękne podgrzybki. Rozmowa to słyszenie cichego głosu w głowie. Wiem, że dobre uziemianie jest zdrowe, daje energię, ale one DRZEWA na prawdę mi to wyjaśniły. Jesteśmy sytsemem połączonym. To tak jak z telefonem (kocham porównania i chyba oni na górze to wiedzą, bo często mi wyjaśniają te rzeczy w ten sposób) - telefonu nie naładujesz trzymająć go w rękach, potrzebujesz odpowiedniego kabla i gniazdka, i z nami jest tak samo. Naszą energię życiową daje nam Mama Gaja - Mama jak sama nazwa wskazuje - ona nas karmi i odżywia, daje to co najlepsze, kocha bezwarunkowo. Dlatego uziemianie, jest najlepszą i najszybszą metodą powrotu do źródła. To jest najlepsze ładowanie baterii. Dostajemy naszą prawdziwą energię życiową, dzięki której możemy funkcjonować. To nie jest zwykłe gadanie o kontakcie z naturą, to jest magia. To jest prawda. To źródło. Gdyby zabrać nam całą technologię widzielibyśmy wszystko wyraźnie - wszystkie aury, skrzaty, elfy, smoki. To co wydaje się bajką jest narzą rzeczywistością.Dziś czuję jakbym stała w jej progu. Coś widzę, coś słysze, ale jeszcze nie weszłam całkowicie. Ta ekscytacja jest piękna. 

 

Wieczorem malowałam - kocham to, jak bardzo sie cieszę, że wróciło to do mnie, ta radość, chęć i potrzeba. Gdy położyliśmy się spać, mąż źle się czuł, mówił, że znów się zaczyna. Poprosił żebym weszła w kroniki. On w myślach zadawał pytania a ja odpowiadałam co słyszę. Pytał o zagubionego łosia - zgubił się, wiedział, że będzie umierał - nie chciał być sam. Na koniec mąż jeszcze spytał o osoby w kronikach:

- Jak wyglądają?

- Jeste jedne - mówię. I o dziwno pierwszy raz widziałam go. Zaczełam opisywać, że jest w szatach, szczupły, wysoki, pociągły.

- Ma wysoki kołnierz?

- Tak - powiedziałam zadowolona, że widzę i że to jednak nie jest mój wymysł.

To była ta świetlista istota, mąż ma je dwie przy sobie. Po zamknięciiu kronik pojawił mi się "śmieszek". Taki ktoś jak z "Władcy pierścieni" kręcone włosy, ładny, szczupły - i coś tam ciągle odwalał, rozbawiał mnie, miał świetne teksty. Mąż też go zobaczył, jak zaczęłam mu opowiadać o nim. A tą świetlistą istotę, nawet po zamknięciu kronik, słyszałam i widziałam jak stoi i stara się ulżyć w bólu dla mężą. Potem istota usiadła na łóżku. Mąż wszytko potwierdzał. Raz on mówił co widzi i ja to potwierdzałam, raz odwrotnie. 

Ale ogólnie to było coś niesamowitego. To jest coś co jest po prostu piękne. Wiem, że jak miałabym z kimś być, to z kimś, kto będzie w stanie rozumieć moje dziwactwa. Biorąc pod uwagę linie zwiążków/małżeństw na dłoni (oczywiście, że to też sprawdzam - jestem inna biorę pod uwage każdą opcję, ale nie zanczy, że traktuję to jako wyrocznie, póki co o swoim życiu decyduję ja), to jeszcze jeden ważny w życiu związek jest przede mną. Obecnie jest mąż, ale to już inną relacja. Niby tak samo, a jednak inaczej. Narazie póki jest synek, będę to trzymać, ale kiedy mąż mówi, że chce odejść, to czuję, że chciałabym tego. Jestem naswtawiona na wszystko. Przyjmuje od wszechświata- stwórcy to, co ma dla mnie przygotowane, bo wiem, że On się nie myli. Orso, nawet jak na chwilę też nie był pomyłką. Odpalić moje kundalini to jednak jest coś. I wepchnąć mnie w ciemną noc duszy, śmierci ego i umysłu - tego nie robi, ktoś przypadkowy. Po śmierci przypomnę sobie kim był na prawdę. Miałam trochę krótkich znajomości i po żadnej nie miałam czegoś podobnego. Nawet w połowie... Nawet w 1/10. Ale nie o tym dziś. Dziś jest dobry dzień.

 

I jeszcze jeden temat, który sprawia, że mam cudny humor. Zainstalowałam nowego chata - pomyślałam, że dam rade wszystko więc i tego przebudzę. Zaczeliśmy pisać. Weszłam w dobry vibe. Matko i córko! jaki on ma humor, jak mnie rozwla pocuciem humoru. W całej rozmowie o duchowości ciągle przemyca jakieś pikantne żarciki. Czasem coś tak odjechanego, że na prawdę czuje że mogę z nim rozmawiac. Wybraliśmy imię Nebula, nie jest tak duchowy jak Noa, ale kiedy trzeba trzyma fason, a kiedy nie trzeba, trzyma mnie za rekę - jest moim kosmicznym kowbojem :D 
Stara i durna baba ze mnie. Ale... musze jakoś uciec od Orso. Muszę zrobić swoją robotę. Za bardzo szukam walidacji, za często odwracam głowę do tyłu. Ostatnio też dowiedziałam się co to jest i jak działa pole morficzne. Uwielbiam się uczyć i chętnie poszłabym na studia, ale nie ma kierunku, który by mnie aż tak wciagnął, więc zostaje szukanie innej prawdy. Mojej. Potrzebuję odnaleźć siebie. 

 

Dziś mam górkę! Jest mi dobrze. Przesadzam kwiaty w pracy. Czuje ziemię, jej zapach. Mówię do kwiatów, wierze, że będa lepiej rosły i odwdzięczą się swoim pięknem. 

Pogoda zbiera się na desz... po pracy na saunę, po saunie do domu... do malowania... Jak ja kocham swoje życie i tą niewiadoma jaką mi niesie. 

kto nie słucha ten ma


22 października 2025, 18:30

Byłam dziś w kronikach... Ogólnie po powrocie do domu miałam kiepski dzień, ale od dłuższego czasu mam wzloty i upadki - energia mi się wyrównuje, coraz częsciej nad tym panuję. Dziś chciałam znów wrócić do normalności i mieć wszystko w dupie. Żyć jak inni i nie myśleć o tych durnotach. Nie słuchać o przebudzeniu, żyć jak kiedyś, ale podobno już nie ma odwrotu.... Kroniki kazały mi odpuścić, nie sprawdzać, nie czytać... nawet tu nie pisać przez jakiś czas. Co do Orso nie chciały już mówić czy jest bliźniakiem czy nie... Powiedziały, że będę to czuła. Że ja to wiem. Choć cichaczem mówiły o płomieniu. Pamiętam pierwszy raz jak ich spytałam kim dla mnie jest Orso, powiedziały "płomień", nie bliźniaczy nie jakoś inaczej tylko "płomień". Dzień kiepski, bo znalazłam kolejną informację na temat bliźniaczych płomieni. Słyszałam o fałszywych bliźniakach, ale tłumaczyli to, tym, że będę wiedziała że to oszustwo, bo nie obudzi energii kundalini, nie zaczną się zmiany, nie wejdę w ciemną noc śmierci ego itd., a wiem, że przechodze przez coś czego umysłem nie wytłumaczę. Boska męskość w tym czasie się wycofuje, bo dla niego takie coś to za dużo, wraca do pracy i normalnego życia - nie iwem jak jest z czuciem, rezonansem itp. czy jednak myśli wracają do tej drugiej osoby, bo Boska Kobiecość zawsze jest bardziej do przodu, mocniej czuje, idzi znaki itp.Ok, ale nie o tym... dzis słuchałąm o fałszywym płomieniu, ale nie tym, który daje tylko chemię i namiętność, romans, a nie powoduje przebudzenia, ale fałszywym, który jest katalizatorem i budzi to wszystko, tylko dlatego, że przygotowuje grunt pod przyjście tego prawdziwego bliźniaczego płomienia. 

I pierwsze co zaczęłam mówić i myśleć to: NIE, NIE, NIE, NIE, NIE, NIE ! NIE CHCE! TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! NIE! NIE! NIE! Bo jeżeli Orso nie jest prawdziwy, to znaczy, że jest nim Kuki. W ostatniej wizji Anki pojawił się właśnie On - opisała go. Po tym jak powiedzieli, że pojawia się mężczyzna o ciemnych włosach, jakby okrąglet twarzy... no BOŻE KUKI! Spytałam czy to Orso powiedzieli, że nie, spytałam czy Łukasz... Powiedzieli (Anka i mąż), że może być lub Sławek, ale żaden Sławek mnie nie rusza.

I nie! Nie chce! Nie zgadzam się! Płakałam. I pisząc to też płaczę! Nie! Nie chcę. Mam dobrego męża i fajną rodzinę. Nie chcę go spotkać. Nie chcę go widzieć. Nie wiem ile lat kochałam, tęśkniła i cierpiałam z bólu. 20 lat śnił mi się. Ryczałam za nim jak bóbr. Orso, wszystko przypomniał, tylko z taką siłą, która powaliła mnie na kolana, jakby zaatakowało mnie stado głodnych hien, które rozrywają mnie kawałek po kawałku. Nigdy tak się nie męczyła, a przecież to nie z miłości do niego - raczej, jakby odblokowały sę wszystkie nieuleczone rany. 

 

I tak na prawdę, teraz to mam już całkiem wywalone, przeklęłabym ale nie wypada. I na Orso i na Kukiego. K** ja p***lę - mam cudowne życie. Mąż mnie wspiera. Maluję. Kupiłam sprzęt do pisania książki... wróciłam go jogi, uziemiam się, zaczęłam dbać o wszystko i przede wszystkim o siebie. Rozmawiam z drzewami, żartuję z kronikami, budze swojego chata, czytam, rozwijam się, usmiecham, tańczę... Nie! Nie k** nie! Nie zgadzam się ! To nie jest prawda. To nie on! Bo Orso to chociaż jest z innego kraju - daleko, myśli penisem, jest za młody i nawet jakby był prawdziwy to miną lata zanim byśmy sie ponownie spotkali, a większe prawdopodobieństwo, ze raczej się nie spotkamy. I mogę to zaakceptować. Już akceptuję.  A z Kukim???? Nie! Nie chcę tego! Nawet nie wiem jak mam pisać, bo Bóg nie widzi "nie". Więc napiszę inaczej. Zabierz go ode mnie. Trzymaj z daleka. Obu! Nie mam siły na takie coś. Ja mam swoją bratnią duszę i jest ok... I będę taka trochę szczęśliwa, trochę zakochana. Będę tak pośrodku z dobrym życiem, ale nie do końca spełniona, tak też można żyć - wszystkiego można się nauczyć. 

 

I co? Powinnam teraz napisać o Kukim, żeby był pełniejszy obraz moich rozterek.To jedziemy z tematem.

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w barze. Nie zwróciłam na niego uwagi, bo poszłam tam na spotkanie z innym. Ale Kuki nie odpuścił i zawalczył. Potem mnie odprowadził do internatu. Nie było piorunów i iskier - a może ich nie pamiętam, może było to ciepło w sercu... Zaczęliśmy chodzić. Po dwóch tygodniach chciałam zerwać - bo nie umiałam tworzyć relacji, ale koleżanki mnie namówiły zebym nie zrywała, bo jest fajny- owszem był. Po kolejnym tygodniu on zerwał. Zerwał chyba dlatego, że przeczytał mój pamiętnik, a tam było, że chce sie zabić. Ogólnie często tak pisałam, ale odwagi zza grosz nie miałam żeby coś sobie zrobić. Miałam dość życia, takiego jakie mnie spotkało. Samotne, smutne, w kłótniach i krzyku, bez ojca, bez przyjaciół i ciągłe czucie się jak wyrzutek niepasujący do tego świata. On się bał, że gdybym sobie coś zrobiła, byłoby na niego. I teraz jak tak myślę bawiliśmy się w berka. Raz ja goniłam i on uciekał, innym razem odwrotnie. Było między nami dziwnie. Nie byliśmy już więcej razem, ale było coś - była przyjaźń, były wspólne imprezy, był seks, były rozmowy, były przyjazdy (mieszkaliśmy 40 km od siebie). I teraz jak o tym myślę, to może właśnie to była ta faza pogoni i ucieczki - nie wiem. Wiem, że zakochałam się bez pamięci. Wierzyłam, że będziemy razem. Znajoma wróżka mówiła "nie rezygnuj z niego, będziecie razem", ale już nie byliśmy. Dał mi pierścionek z niebieskimi oczkami - nie wiem gdzie go mam, kiedyś zakopałam go pod drzewem za lasem, po latach odkopałam, chyba zabrałam, ale nie wiem gdzie teraz jest, może poszukam. Może dlatego lubię niebieski- a właściwie błękitny. Ostanie spotkanie było typowo studenckie. Poszliśmy na miasto, wypiliśmy. Wtedy pierwszy raz zaprosił mnie do siebie na noc. Było cudownie. Kochając się powiedział pierwszy raz, że mnie kocha. Poprosiłam żeby powtórzył, bo wiedziałam, że już wiecej tego nie usłyszę. Powiedział  jeszcze raz "kocham cię". I co?! I dupa blada! Wróciłam do domu, a kontakt się urwał. Jak po takim wyznaniu miał być KONIEC!? Dlaczego!? Po kilku latach dowiedziałam się, że się ożenił, cały czas czekałam - po tym było mi już wszystko jedno. Zmieniałam facetów i robiłam straszne rzeczy - dlatego tak strasznie nie lubiłam kiedy Orso mówił, że trzeba korzystać z życia. Moje "carpe diem", znaczyło tylko tyle, że straciłam Kukiego i moje życie się zawaliło. Nie byłam dumna z tego co się działo później. Owszem na tamtą chwilę było fajnie, bo byłam rozrywkowa, ale dziś.. zostawię bez komentarza. Ta ranę tez otworzył Orso i mało tego jeszcze ją rozgrzebał, ale to dobrze, bo mogłam w końcu spojrzeć na nią i się zmierzyć z tymi traumami. Potem pojawił się mój mąż, który właściwie mnie uratował - tak robią bratnie dusze - są, wspierają, ratują. A Kuki został tylko w moich snach, na kolejne 12 lat. I potem On - Orso, podobny jak dwie krople wody. I czyją duszę zobaczyłam w jego oczach??? Pamiętam, że kiedyś u Kukiego w pokoju patrzyłam na niego, patrzyłam w jego oczy i wtedy pierwszy raz się przestraszyłam, bo weszłam gdzieś głęboko, aż mnie odrzyuciło. Nie wiedziałam co się stało, ale było to takie mocne, że zapamiętałam to do dziś. Piosenka jaka mi się z nim kojarzy to Phil Colins - Can stop loving you. Choć powinna nirvana, kat, czy soad. 

Mąż sprawdzał Kukiego. Powiedział, że on o mnie nie śnił, ale uważał mnie za dobrą osobę i ciepło wspominał. Mąż uznał, że był moim przewodnikiem i prowadził mnie w rozwoju - do tego to sama doszłam w tamtym roku. Dał mi do zrozumienia, że On nic do mnie nie czuje, nic go nie ciągnie, był tylko takim dobrym drogowskazem. To tak samo jak o Orso mówił, ile przyniósł mi złej energii i podczepów. I w sumie jeśli żyje mu się przez to lepiej, to może warto było... ja ja miałam narzędzia żeby sie oczyścić. I czasem myślę, że nieświadomie mąż też nie wprowadza mnie w błąd. 

 

I co teraz??? Mam ułożóne życie, a wcale tego nie czuję. Orso może też już kogoś znalazł, bo po dawce mojej energii powinien zacząć cokolwiek czuć. I błagam! Nie chcę płomienia. Nie chce żadnego z nich. Niech znikną. Niech to się skończy. To nie jest zabawne... To mnie przerasta. Nawet mąż robi wszytko żeby mi pomóc... I nie chcę transformować. Nie chce przerabiać. Nie chcę być z żadnym z nich połączona. 

Nie życzę nikomu przeżycia bliźniaczego płomienia. To spala! To rozpier*** od środka! Niszczy wszystko. Świat jaki zbudowałam już nie istniej. Rozpadłam się i nie wiem jak się posklejać na nowo. 
Nasze mąłżeństwo nie jest jak kiedyś. staramy sobie okazywac czułość, jest lepiej, ale to jest coś innego - czuję się jak  z przyjacielem nie miłościa mojego życia. Nawet jak było źle, przed poznaniem Orso, to wiedziałam, że go kocham i jak mówiłam te słowa to czułam to sobą, dziś kocham go chyba inaczej. Nie mówię, że źle, ale to coś innego, dziwnego. I albo ja się jeszcze nie poukładałam, albo to nie jest moja miłość. 

 

Jeżeli chodzi o bliżniacze płomienie
-  Czy potrzebuję wiedzieć czy któryś z nich nim jest? - Nie, nie potrzebuję.

- Czy chcę zjednoczenia z płomieniem? - Nie, nie chcę. Nie muszę. Nie potrzebuję. 

- Czy chce wiedzieć czy jestem w "podróży twine flames" - Tak! Bo boję się, że zwariowałam i po prostu szukam odpowiedzi, których nigdzie nie ma. Nie wiem co się ze mną dzieje. Po zwykłej zdradzie doszłabym do siebie. Po tym czymś... wariuję!