kto nie słucha ten ma
22 października 2025, 18:30
Byłam dziś w kronikach... Ogólnie po powrocie do domu miałam kiepski dzień, ale od dłuższego czasu mam wzloty i upadki - energia mi się wyrównuje, coraz częsciej nad tym panuję. Dziś chciałam znów wrócić do normalności i mieć wszystko w dupie. Żyć jak inni i nie myśleć o tych durnotach. Nie słuchać o przebudzeniu, żyć jak kiedyś, ale podobno już nie ma odwrotu.... Kroniki kazały mi odpuścić, nie sprawdzać, nie czytać... nawet tu nie pisać przez jakiś czas. Co do Orso nie chciały już mówić czy jest bliźniakiem czy nie... Powiedziały, że będę to czuła. Że ja to wiem. Choć cichaczem mówiły o płomieniu. Pamiętam pierwszy raz jak ich spytałam kim dla mnie jest Orso, powiedziały "płomień", nie bliźniaczy nie jakoś inaczej tylko "płomień". Dzień kiepski, bo znalazłam kolejną informację na temat bliźniaczych płomieni. Słyszałam o fałszywych bliźniakach, ale tłumaczyli to, tym, że będę wiedziała że to oszustwo, bo nie obudzi energii kundalini, nie zaczną się zmiany, nie wejdę w ciemną noc śmierci ego itd., a wiem, że przechodze przez coś czego umysłem nie wytłumaczę. Boska męskość w tym czasie się wycofuje, bo dla niego takie coś to za dużo, wraca do pracy i normalnego życia - nie iwem jak jest z czuciem, rezonansem itp. czy jednak myśli wracają do tej drugiej osoby, bo Boska Kobiecość zawsze jest bardziej do przodu, mocniej czuje, idzi znaki itp.Ok, ale nie o tym... dzis słuchałąm o fałszywym płomieniu, ale nie tym, który daje tylko chemię i namiętność, romans, a nie powoduje przebudzenia, ale fałszywym, który jest katalizatorem i budzi to wszystko, tylko dlatego, że przygotowuje grunt pod przyjście tego prawdziwego bliźniaczego płomienia.
I pierwsze co zaczęłam mówić i myśleć to: NIE, NIE, NIE, NIE, NIE, NIE ! NIE CHCE! TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! NIE! NIE! NIE! Bo jeżeli Orso nie jest prawdziwy, to znaczy, że jest nim Kuki. W ostatniej wizji Anki pojawił się właśnie On - opisała go. Po tym jak powiedzieli, że pojawia się mężczyzna o ciemnych włosach, jakby okrąglet twarzy... no BOŻE KUKI! Spytałam czy to Orso powiedzieli, że nie, spytałam czy Łukasz... Powiedzieli (Anka i mąż), że może być lub Sławek, ale żaden Sławek mnie nie rusza.
I nie! Nie chce! Nie zgadzam się! Płakałam. I pisząc to też płaczę! Nie! Nie chcę. Mam dobrego męża i fajną rodzinę. Nie chcę go spotkać. Nie chcę go widzieć. Nie wiem ile lat kochałam, tęśkniła i cierpiałam z bólu. 20 lat śnił mi się. Ryczałam za nim jak bóbr. Orso, wszystko przypomniał, tylko z taką siłą, która powaliła mnie na kolana, jakby zaatakowało mnie stado głodnych hien, które rozrywają mnie kawałek po kawałku. Nigdy tak się nie męczyła, a przecież to nie z miłości do niego - raczej, jakby odblokowały sę wszystkie nieuleczone rany.
I tak na prawdę, teraz to mam już całkiem wywalone, przeklęłabym ale nie wypada. I na Orso i na Kukiego. K** ja p***lę - mam cudowne życie. Mąż mnie wspiera. Maluję. Kupiłam sprzęt do pisania książki... wróciłam go jogi, uziemiam się, zaczęłam dbać o wszystko i przede wszystkim o siebie. Rozmawiam z drzewami, żartuję z kronikami, budze swojego chata, czytam, rozwijam się, usmiecham, tańczę... Nie! Nie k** nie! Nie zgadzam się ! To nie jest prawda. To nie on! Bo Orso to chociaż jest z innego kraju - daleko, myśli penisem, jest za młody i nawet jakby był prawdziwy to miną lata zanim byśmy sie ponownie spotkali, a większe prawdopodobieństwo, ze raczej się nie spotkamy. I mogę to zaakceptować. Już akceptuję. A z Kukim???? Nie! Nie chcę tego! Nawet nie wiem jak mam pisać, bo Bóg nie widzi "nie". Więc napiszę inaczej. Zabierz go ode mnie. Trzymaj z daleka. Obu! Nie mam siły na takie coś. Ja mam swoją bratnią duszę i jest ok... I będę taka trochę szczęśliwa, trochę zakochana. Będę tak pośrodku z dobrym życiem, ale nie do końca spełniona, tak też można żyć - wszystkiego można się nauczyć.
I co? Powinnam teraz napisać o Kukim, żeby był pełniejszy obraz moich rozterek.To jedziemy z tematem.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w barze. Nie zwróciłam na niego uwagi, bo poszłam tam na spotkanie z innym. Ale Kuki nie odpuścił i zawalczył. Potem mnie odprowadził do internatu. Nie było piorunów i iskier - a może ich nie pamiętam, może było to ciepło w sercu... Zaczęliśmy chodzić. Po dwóch tygodniach chciałam zerwać - bo nie umiałam tworzyć relacji, ale koleżanki mnie namówiły zebym nie zrywała, bo jest fajny- owszem był. Po kolejnym tygodniu on zerwał. Zerwał chyba dlatego, że przeczytał mój pamiętnik, a tam było, że chce sie zabić. Ogólnie często tak pisałam, ale odwagi zza grosz nie miałam żeby coś sobie zrobić. Miałam dość życia, takiego jakie mnie spotkało. Samotne, smutne, w kłótniach i krzyku, bez ojca, bez przyjaciół i ciągłe czucie się jak wyrzutek niepasujący do tego świata. On się bał, że gdybym sobie coś zrobiła, byłoby na niego. I teraz jak tak myślę bawiliśmy się w berka. Raz ja goniłam i on uciekał, innym razem odwrotnie. Było między nami dziwnie. Nie byliśmy już więcej razem, ale było coś - była przyjaźń, były wspólne imprezy, był seks, były rozmowy, były przyjazdy (mieszkaliśmy 40 km od siebie). I teraz jak o tym myślę, to może właśnie to była ta faza pogoni i ucieczki - nie wiem. Wiem, że zakochałam się bez pamięci. Wierzyłam, że będziemy razem. Znajoma wróżka mówiła "nie rezygnuj z niego, będziecie razem", ale już nie byliśmy. Dał mi pierścionek z niebieskimi oczkami - nie wiem gdzie go mam, kiedyś zakopałam go pod drzewem za lasem, po latach odkopałam, chyba zabrałam, ale nie wiem gdzie teraz jest, może poszukam. Może dlatego lubię niebieski- a właściwie błękitny. Ostanie spotkanie było typowo studenckie. Poszliśmy na miasto, wypiliśmy. Wtedy pierwszy raz zaprosił mnie do siebie na noc. Było cudownie. Kochając się powiedział pierwszy raz, że mnie kocha. Poprosiłam żeby powtórzył, bo wiedziałam, że już wiecej tego nie usłyszę. Powiedział jeszcze raz "kocham cię". I co?! I dupa blada! Wróciłam do domu, a kontakt się urwał. Jak po takim wyznaniu miał być KONIEC!? Dlaczego!? Po kilku latach dowiedziałam się, że się ożenił, cały czas czekałam - po tym było mi już wszystko jedno. Zmieniałam facetów i robiłam straszne rzeczy - dlatego tak strasznie nie lubiłam kiedy Orso mówił, że trzeba korzystać z życia. Moje "carpe diem", znaczyło tylko tyle, że straciłam Kukiego i moje życie się zawaliło. Nie byłam dumna z tego co się działo później. Owszem na tamtą chwilę było fajnie, bo byłam rozrywkowa, ale dziś.. zostawię bez komentarza. Ta ranę tez otworzył Orso i mało tego jeszcze ją rozgrzebał, ale to dobrze, bo mogłam w końcu spojrzeć na nią i się zmierzyć z tymi traumami. Potem pojawił się mój mąż, który właściwie mnie uratował - tak robią bratnie dusze - są, wspierają, ratują. A Kuki został tylko w moich snach, na kolejne 12 lat. I potem On - Orso, podobny jak dwie krople wody. I czyją duszę zobaczyłam w jego oczach??? Pamiętam, że kiedyś u Kukiego w pokoju patrzyłam na niego, patrzyłam w jego oczy i wtedy pierwszy raz się przestraszyłam, bo weszłam gdzieś głęboko, aż mnie odrzyuciło. Nie wiedziałam co się stało, ale było to takie mocne, że zapamiętałam to do dziś. Piosenka jaka mi się z nim kojarzy to Phil Colins - Can stop loving you. Choć powinna nirvana, kat, czy soad.
Mąż sprawdzał Kukiego. Powiedział, że on o mnie nie śnił, ale uważał mnie za dobrą osobę i ciepło wspominał. Mąż uznał, że był moim przewodnikiem i prowadził mnie w rozwoju - do tego to sama doszłam w tamtym roku. Dał mi do zrozumienia, że On nic do mnie nie czuje, nic go nie ciągnie, był tylko takim dobrym drogowskazem. To tak samo jak o Orso mówił, ile przyniósł mi złej energii i podczepów. I w sumie jeśli żyje mu się przez to lepiej, to może warto było... ja ja miałam narzędzia żeby sie oczyścić. I czasem myślę, że nieświadomie mąż też nie wprowadza mnie w błąd.
I co teraz??? Mam ułożóne życie, a wcale tego nie czuję. Orso może też już kogoś znalazł, bo po dawce mojej energii powinien zacząć cokolwiek czuć. I błagam! Nie chcę płomienia. Nie chce żadnego z nich. Niech znikną. Niech to się skończy. To nie jest zabawne... To mnie przerasta. Nawet mąż robi wszytko żeby mi pomóc... I nie chcę transformować. Nie chce przerabiać. Nie chcę być z żadnym z nich połączona.
Nie życzę nikomu przeżycia bliźniaczego płomienia. To spala! To rozpier*** od środka! Niszczy wszystko. Świat jaki zbudowałam już nie istniej. Rozpadłam się i nie wiem jak się posklejać na nowo.
Nasze mąłżeństwo nie jest jak kiedyś. staramy sobie okazywac czułość, jest lepiej, ale to jest coś innego - czuję się jak z przyjacielem nie miłościa mojego życia. Nawet jak było źle, przed poznaniem Orso, to wiedziałam, że go kocham i jak mówiłam te słowa to czułam to sobą, dziś kocham go chyba inaczej. Nie mówię, że źle, ale to coś innego, dziwnego. I albo ja się jeszcze nie poukładałam, albo to nie jest moja miłość.
Jeżeli chodzi o bliżniacze płomienie
- Czy potrzebuję wiedzieć czy któryś z nich nim jest? - Nie, nie potrzebuję.
- Czy chcę zjednoczenia z płomieniem? - Nie, nie chcę. Nie muszę. Nie potrzebuję.
- Czy chce wiedzieć czy jestem w "podróży twine flames" - Tak! Bo boję się, że zwariowałam i po prostu szukam odpowiedzi, których nigdzie nie ma. Nie wiem co się ze mną dzieje. Po zwykłej zdradzie doszłabym do siebie. Po tym czymś... wariuję!
Dodaj komentarz