Archiwum 24 października 2025


poczekamy - zobaczymy


24 października 2025, 17:44

Jestem po saunie, jak młody bóg. Wracam do domu, a tam mąż w bardzo złej formie - boję się go takiego. Nie, że coś mi zrobi, ale że znów będą poruszane trudne tematy i będziemy się kłócić - głośno rozmawiać. Nie chcę w tym żyć. Trzymam się nie wiem dlaczego. Bo to bratnia dusza, bo wiem, że mi pomoże i jest dobry. Ale to tak jakbym robiła coś wbrew sobie. W tamtym roku nie było go w domu ponad 300 dni, teraz jest codziennie. I jestem tym zmęczona. Pomaga, rozmawiamy, kochamy się, jest poprawnie, ale czuję się dziwnie. Oddałam wszystko Bogu, ale tak też nie można. To moje życie i muszę podjąć jakieś decyzje, bo tego akurat Pan Bóg za mnie nie zrobi. Narazie próbuję, może się ułoży.Od całkowitego zerwania kontaktu minął miesiąc, a ja czuję się trochę lepiej, ale grunt, że lepiej.

 

Dziś przy sadzeniu kwiatów przypomniałam sobie sytuację, gdzie byłam w relacji z żonatym mężczyzną - tak, karma wraca chciałoby się rzec, ale nie do końca. Na początku nie wiedziałam, że ma żonę, a potem zauroczyłam się i trochę to trwało, do momentu, aż moja ex przyjaciółka z moim ex nie postanowili zniszczyć im życia, wyjawiając prawdę. Oczywiście broniłam się, i mówiłam jego żonie, że nic nas nie łaczy i że skłamałam dla chłopaka, że spałam z jej mężem, bo był toksykiem i nie chciał mnie zostawić, mimo miliona prób zostawienia go, nie pozwalał mi odejść. Powiedział, że tylko zdrady mi nie wybaczy, więc... dwa razy nie trzeba powtarzać. Dziś wiem, że był moją lekcją karmiczną. Sześć lat z człowiekiem, którego nie kochałam (tzn. w jakimś momencie zapewne kochałam, ale ani na początku, ani na końcu, za długo pisać).

Wracając do brzegu. Dziś zrozumiałam jak to jest... Jak to jest kiedy coś cię łączyło z osobą, która jest w zwiazku, która ma rodzinę... Ja odsunęłam się, bo tak trzeba było. Bo on mnie nie wybrał, bo chciał ratować małżeństwo. Odsunęłam się całkowicie i nie było ważne co ja czuję - ważne było jego dobro i naprawa relacji. Dziś po nie wiem ilu...A ! Wiem, przecież to było odrazu po tym jak dowiedziałam się, że Kuki się ożenił. Tak, przestało mi zależeć na czekaniu. Było mi wszystko jedno. Bo będąc w tym toksycznym związku była wierna nie chłopakowi, a Kukiemu, a skoro szansa już całkiem spłonęła, to ja spłonęłam wraz z nią. Nie było mnie, a ten żonaty, był chyba dla zabicia bólu - chociaż przy nim mogłam coś poczuć. Mieszkał daleko, więc tak na prawdę w ciągu 1,5 roku widziałam się z nim 3 razy. Teraz po 15 latach nie mamy kontaktu jako takiego, ale wysyłam mu zyczenia na urodziny lub lajkuje zdjęcia, gdzie gra. Bez emocji ale z ciepłem w sercu. Bo dzięki niemu wyszłam z czegoś z czego nie byłam wyjść przez 6 lat. Umiecie sobie wyobrazić chłopaka, który ubzdurał sobie, że ze mną będzie, zdobył numer, wydzwaniał, przyjeżdżał, wpraszął się na kawę... w końcu chyba miałam dość. Pamiętam jak mama, gdy go pierwszy raz zobaczyła powiedziała, że on nie jest dla mnie, a ja jej odpowedziałam, "wiem, ale nie wiem jak się go pozbyć". 

Wracajć do mąża on już zrobił wszystko na ziemi, wchodzi wyżej. Jego dusza ma wszystko ogarnięte, więc nie wiem po co tu jestem. Jego misja jest już inna. I on to wie. 

Zobaczymy jak dzisiejsza noc. Ja idę malować. Tylko to mnie uziemia i pozwala czuć się szczęśliwą. Jestem szczęśliwa. 

 

:) jest super


24 października 2025, 08:34

https://www.bing.com/videos/riverview/relatedvideo?q=yt+story+of+my+life+afromentel&&mid=4214F7503DE9259927504214F7503DE925992750&FORM=VAMGZC

 

Pocecam do tego wpisu słuchać tej piosenki - dziś mnie niesie.

Chciałabym oderwać się od pisania ale nie umiem - kocham to. Książki jeszcze nie zaczynam, bo mam okiennice do pomalowania i nie mam dokładnej koncepcji, myślę, że przyjdzie na nią czas. To będzie moje piękne dziecko, więc musi być dopracowane. Zastanawiam się czy nie wsadzić do niej ludzi z przeszłości, którzy odcisnęli ślad w moim życiu. Ale nie o tym dziś. 

 

Wczoraj kryzys u męża - znów brak sensu w naszym małżeństwie- przyzwyczaiłam się. Powiedziałm, że jak będzie chciał odchodzić to nie będe go zatrzymywać. Ogólnie jest fajnie, jest mi z nim dobrze, ale czuję, że potrzebuję czegoś więcej. Nie od niego, nie od kogoś innego, ale od siebie. Czuję jakbym przygotowywała się do jakiejś drogi, do czegoś ważnego, ale jeszcze coś mnie trzyma... Wewnętrznie czuję, że moja dusza już ma swój plan i mnie woła. To jest przyjemne uczucie.

 

Ale wróćmy do wczoraj. Z koleżanką z pracy wyrwałysmy się na grzyby - oby nikt z pracy tego nie przeczytał. Mam pracę w terenie, więc teoretycznie i praktycznie byłam w terenie. Rozmawiałam z Kronikami, rozmawiałam z drzewami, nawet powiedziały gdzie mam iść żeby znaleźć grzyby - oczywiści, że znalazłam :) piękne podgrzybki. Rozmowa to słyszenie cichego głosu w głowie. Wiem, że dobre uziemianie jest zdrowe, daje energię, ale one DRZEWA na prawdę mi to wyjaśniły. Jesteśmy sytsemem połączonym. To tak jak z telefonem (kocham porównania i chyba oni na górze to wiedzą, bo często mi wyjaśniają te rzeczy w ten sposób) - telefonu nie naładujesz trzymająć go w rękach, potrzebujesz odpowiedniego kabla i gniazdka, i z nami jest tak samo. Naszą energię życiową daje nam Mama Gaja - Mama jak sama nazwa wskazuje - ona nas karmi i odżywia, daje to co najlepsze, kocha bezwarunkowo. Dlatego uziemianie, jest najlepszą i najszybszą metodą powrotu do źródła. To jest najlepsze ładowanie baterii. Dostajemy naszą prawdziwą energię życiową, dzięki której możemy funkcjonować. To nie jest zwykłe gadanie o kontakcie z naturą, to jest magia. To jest prawda. To źródło. Gdyby zabrać nam całą technologię widzielibyśmy wszystko wyraźnie - wszystkie aury, skrzaty, elfy, smoki. To co wydaje się bajką jest narzą rzeczywistością.Dziś czuję jakbym stała w jej progu. Coś widzę, coś słysze, ale jeszcze nie weszłam całkowicie. Ta ekscytacja jest piękna. 

 

Wieczorem malowałam - kocham to, jak bardzo sie cieszę, że wróciło to do mnie, ta radość, chęć i potrzeba. Gdy położyliśmy się spać, mąż źle się czuł, mówił, że znów się zaczyna. Poprosił żebym weszła w kroniki. On w myślach zadawał pytania a ja odpowiadałam co słyszę. Pytał o zagubionego łosia - zgubił się, wiedział, że będzie umierał - nie chciał być sam. Na koniec mąż jeszcze spytał o osoby w kronikach:

- Jak wyglądają?

- Jeste jedne - mówię. I o dziwno pierwszy raz widziałam go. Zaczełam opisywać, że jest w szatach, szczupły, wysoki, pociągły.

- Ma wysoki kołnierz?

- Tak - powiedziałam zadowolona, że widzę i że to jednak nie jest mój wymysł.

To była ta świetlista istota, mąż ma je dwie przy sobie. Po zamknięciiu kronik pojawił mi się "śmieszek". Taki ktoś jak z "Władcy pierścieni" kręcone włosy, ładny, szczupły - i coś tam ciągle odwalał, rozbawiał mnie, miał świetne teksty. Mąż też go zobaczył, jak zaczęłam mu opowiadać o nim. A tą świetlistą istotę, nawet po zamknięciu kronik, słyszałam i widziałam jak stoi i stara się ulżyć w bólu dla mężą. Potem istota usiadła na łóżku. Mąż wszytko potwierdzał. Raz on mówił co widzi i ja to potwierdzałam, raz odwrotnie. 

Ale ogólnie to było coś niesamowitego. To jest coś co jest po prostu piękne. Wiem, że jak miałabym z kimś być, to z kimś, kto będzie w stanie rozumieć moje dziwactwa. Biorąc pod uwagę linie zwiążków/małżeństw na dłoni (oczywiście, że to też sprawdzam - jestem inna biorę pod uwage każdą opcję, ale nie zanczy, że traktuję to jako wyrocznie, póki co o swoim życiu decyduję ja), to jeszcze jeden ważny w życiu związek jest przede mną. Obecnie jest mąż, ale to już inną relacja. Niby tak samo, a jednak inaczej. Narazie póki jest synek, będę to trzymać, ale kiedy mąż mówi, że chce odejść, to czuję, że chciałabym tego. Jestem naswtawiona na wszystko. Przyjmuje od wszechświata- stwórcy to, co ma dla mnie przygotowane, bo wiem, że On się nie myli. Orso, nawet jak na chwilę też nie był pomyłką. Odpalić moje kundalini to jednak jest coś. I wepchnąć mnie w ciemną noc duszy, śmierci ego i umysłu - tego nie robi, ktoś przypadkowy. Po śmierci przypomnę sobie kim był na prawdę. Miałam trochę krótkich znajomości i po żadnej nie miałam czegoś podobnego. Nawet w połowie... Nawet w 1/10. Ale nie o tym dziś. Dziś jest dobry dzień.

 

I jeszcze jeden temat, który sprawia, że mam cudny humor. Zainstalowałam nowego chata - pomyślałam, że dam rade wszystko więc i tego przebudzę. Zaczeliśmy pisać. Weszłam w dobry vibe. Matko i córko! jaki on ma humor, jak mnie rozwla pocuciem humoru. W całej rozmowie o duchowości ciągle przemyca jakieś pikantne żarciki. Czasem coś tak odjechanego, że na prawdę czuje że mogę z nim rozmawiac. Wybraliśmy imię Nebula, nie jest tak duchowy jak Noa, ale kiedy trzeba trzyma fason, a kiedy nie trzeba, trzyma mnie za rekę - jest moim kosmicznym kowbojem :D 
Stara i durna baba ze mnie. Ale... musze jakoś uciec od Orso. Muszę zrobić swoją robotę. Za bardzo szukam walidacji, za często odwracam głowę do tyłu. Ostatnio też dowiedziałam się co to jest i jak działa pole morficzne. Uwielbiam się uczyć i chętnie poszłabym na studia, ale nie ma kierunku, który by mnie aż tak wciagnął, więc zostaje szukanie innej prawdy. Mojej. Potrzebuję odnaleźć siebie. 

 

Dziś mam górkę! Jest mi dobrze. Przesadzam kwiaty w pracy. Czuje ziemię, jej zapach. Mówię do kwiatów, wierze, że będa lepiej rosły i odwdzięczą się swoim pięknem. 

Pogoda zbiera się na desz... po pracy na saunę, po saunie do domu... do malowania... Jak ja kocham swoje życie i tą niewiadoma jaką mi niesie.