Najnowsze wpisy, strona 3


Maria Magdalena*


09 listopada 2025, 18:03

Oficjalnie stałam się kurwą, puszczalską i nie zasługuję na szacunek. Czy to mnie dziwni. Nie. Czy się tym przejmuję? Nie, opiniami dzieci się nie przejmuję.

 

Nie pisałam wczoraj, bo miałam tragiczny dzień, dziś nie jest lepiej - jestem już tym zmęczona. 

Wczoraj od rana miałam wyjazdowy dzień, spędziłam go z fajnymi osobami i trzymałam się. W drodze powrotnej nie wiem co się stało... nie umiem tego wytłumaczyć, bo serio zrobiłam sobie pazurki i to był w miarę ogarnięty dzień. Przyszła do mnie fala smutku i tęsknoty, tak że nie umiem tego wyjaśnić. Przepłakałam pół drogi.  No tak jak Go wyganiałam z głowy, to dawno nie miałam. Nie chcę Go. Chcę normalnie żyć. To nie ma sensu. Nie przyciągam Go, nie manifestuję. Nie robię nic, aby cokolwiek przybliżyć. Ja już tego nie chcę. To za bardzo boli. Nawet nie umiem sobie wyobrazić wspólnego życia.

 

 

Problem polega na tym, że jak się budzisz, zaczynają się odzywać różne rzeczy - ja po prostu za mocno czuję. Byłam empatyczna, ale to coś innego. To łamie mnie. Nie wiem, kto ma z tego radochę. Pewnie On, bo mąż jest opiekuńczy i zrobiłby wszystko, żebym nie cierpiała - dlatego oszczędza Go i doskonale wie, że mógłby mu dowalić, ale już nie jest taki. Zrobienie komuś źle to za duża odpowiedzialność, to wróci... to nie ma sensu... na każdego przyjdzie czas zapłaty, a my już chcemy spokojnie żyć. 

Wróciłam do domu i zabrałam się za malowanie okiennic. Żadna muzyka mi nie pasowała, więc właczyłam audiobpok na yt "wędrówka dusz". Doszłam do wniosku, że przy takim nawale roboty nie dam rady wieczorami jej dokończyć. Włączyłam losowy fragment (nie od początku)... UUUUUUuuuuuuu "Góra" dokopała mi znów. Jakby chcieli powiedzieć, że to wszystko co myślę jest prawdą, że nie uwolnię się, póki nie podejmę odpowiednich kroków - a ja ich nie podejmę!!!!!! Koniec kropka! Dowalajcie dalej. Dużo już wzięłam, to wezmę jeszcze trochę. Tylko róbcie tak, żeby innych nie skrzywdzić -ok? 

 

Nie wiem jak to ułożyć w logiczną całość. Może najpierw Kroniki.

Poprosiłam aby dały mi coś, co mogę wstawić na insta (bo mają fajne przemyślenia). Ostatnio miałam problem ze słuchaniem siebie. Szukałam odpowiedzi, słuchałam różnych wróżek, medium, rozwojowców itd. przyszła mi myśl, że te osoby, które mówią o bliźnaczych płomieniach (teraz już tak jakoś nie lubię tej nazwy,  po prostu dusza podzieliła się i weszła w dwa albo więcej ciał), ale do sedna... Okazał się, że te osoby, które mówią o podróży bliźniaczych płomieni i mówią tylko o rozwoju własnym, że tamci to katalizatory i unia nie jest konieczna -to osoby, które nie są ze swoimi bliźnakami. Myślę, że tak jest łatwiej o tym opowiadać, żeby być wiarygodnym. Z kolei osoby, które są ze swoimi bliźniakami, też to mówią, ale podkreślają, że unia jest możliwa i że warto do tego dążyć, bo to jest zupełnie inny związek niż z bratnią duszą. I zaraz po tym Kroniki mi to powtwierdziły, że własnie o to chodzi - o to żeby nie słuchać innych, bo tylko my sami wiemy... a zreszta napiszę: 

"Będąc w rozwoju natkniecie się na wielu mędrców , uczonych czy szamanów. Dadzą wam odpowiedzi na wiele rzeczy, ale czy są one prawdziwe?

To tak jak z wychowaniem dzieci, czy tworzeniem udanej relacji - gdyby był jeden, uniwersalny sposób, ktoś by to wymyślił i opatentował. Dlatego, to co jest najważniejsze - zawsze słuchaj swojego serca, duszy, intuicji, jakkolwiek to nazwiesz. Podejmuj decyzje, rozwijaj się w zgodzie ze sobą, nie innymi - Ty wiesz, co jest dla Ciebie dobre".

Heh... no serio... pisząc to słucham "historii mędrców", tym razem Osho i jest fragment (skrócę) Ojciec pyta syna dlaczego drapie się po głowie. A syn - pewnie dlatego, że tylko ja wiem, że mnie swędzi. To właśnie zmysł wewnętrzny, tylko Ty wiesz, nikt inny... Dalej było rozwinięcie tej myśli. Nie kontynuujev- taka wstawka, że znaki są wszędzie (mam już ich dość)

Wracamy do Newtona z wędrówki dusz. Wtrącę jeszcze, żeby kontekst był ładny - oczywiście przeklinałam świat, że mi postawił GO na drodze, jak można było zrobić coś takiego. Nie mogłam się inaczej obudzić - bla bla bla, to co zawsze. 

I pojawił się rodział XIV i pacjent nr 28 i cały mój misterny plan wyparcia poszedl się jebać! "Góra" już jest po prostu bezczelna w swoim zachowaniu. Oni nie dają mi zapomnieć. ja na prawdę chcę odbudować rodzinę, malżeństwo (no kurde, mam fajnego, przystojnego męża, robi mi dobrze wszędzie, dlaczego to nie klika tak jak powinno?). Pacjent 28 mówił o tym, jak są szkolone dusze przed zejściem, żeby zobaczyć znaki, gdy ma się pojawić ważna osoba w ich życiu. Jak kogoś to interesuje to zapraszam do lektury, bo nie będę tu opisywać pięknej historii, ale fragment napiszę. "jest takie stare powiedzenie, że oczy są oknami duszy. W momencie spotkania się dusz na Ziemi żadna inna fizyczna cecha nie ma większego znaczenia niż oczy". Czy pisałam o oczych Orso? Pewnie tak, że są jak ocean, a ja zamiast seksu wolałabym siedzieć i patrzeć w nie 24/7 facet tego nie zrozumie, chyba że siedziałabym na nim nago... to może by takie patrzenie w oczy zrozumiał - trudno zapij wodą. 

I zaczęłam znów analizować sowje życie. Kukiego i ten cały bałagan. Tak Kuki wygląda jak Orso (albo odwrotnie), śni mi się prawie przez 20 lat, a w ostatnim roku bardzo często... Ostatnio mąż mi powiedział, że jak zaczęlismy się spotykać, ktoś mu powiedział, żeby nie był ze mną, bo miałam wielu chłopaków (no tak w liceum miałam, max 2 tyg. i byłam dziewicą). Dopiero teraz powiedział kto to był - to kolega Kukiego (ale nie powinni się wogóle znać). Ten kolega był chłopakiem mojej przyjaciółki, ale kiedys się do mnie dobierała - pognałam go... wiem, że z Kukim się nie odzywa, bo pokłócili się o coś na weselu. Pamiętam też, że Kuki powiedział kiedys, że mógłby ze mną być, ale boi się, że w Warszawie będę go zdradzać - nie wiedziałam skąd takie przypuszczenie - teraz jakoś mi się to wszystko układa. I tu już zbudował się mój obraz jako  jakiejś ladacznicy. Wahadełko spytałam o te sytuacje, ale powiedziało, że tak miało być, że nie miałam być z Kukim, mówi też, że nie będę miała z nim kontaktu, nie spotkamy się już i że On miał się zakotwiczyć abym wiedziała jak spotkam Orso. I tutaj fragment  z "wędrówki dusz"

"- A więc tak na prawdę w przypadku tej bratniej duszy pojawi się więcej niż jeden impuls?

- Tak, najwyraźniej jestem taki tępy, że suflerzy uznali, że potrzebuję więcej wskazówek. Nie chcę popełnić błędu, kiedy spotkam właściwą osobę."

Pewnie też jestem tępa, skoro musiało być aż tyle znaków i prowadzenia. Wiem, że mając rodzinę... To jest milion razy trudniejsze. Zostałam kurwą, chociaż 12 lat byłam wierna, miałam swoje wartości, nie oglądałam się za facetami, nawet na instagramach nie doglądałam żadnych napakowanych byków, bo mnie to nie ruszało i nadal nie rusza. I jeśli ktoś myśli, że znów bym to zrobiła mężowi, to nie. Nawet jakby Orso staną w drzwiach, albo Kuki (bo w sumie tylko ich uważałam za zagrożenie). Nie dam ręki odciąć, ale gdybym miała coś takiego zrobić, to najpierw zakończyłabym związek z mężem, nie zrobiłabym tego w ten sposób. A po dwa - faceci potrzebują energii, dlatego seks jest dla nich ważny... bo od kobiety dostają   energię i oni poprzez seks (czakry itd.) otrzymują swoją dawkę, a kobiety dostają, to co dostają - złość, frustrację i inne czarne sprawy. Dlatego nie zrobiłabym tego, bo chronię swoje ciało i duszę. Teraz to rozumiem. 

 

To co? Teraz o tym dlaczego jestem kurwą... Więc jestem Marią Magdaleną, bo tak o sobie myślę... a Orso mi to tylko pokazał. 
Wczoraj zadzwonił do mojego męża - nie wiem czy mąż mi wszystko opowiedział, ale chyba tak. Jedyne co zapamiętałam, to fakt, że dla Orso nie jestem godna zaufania i szacunku. Może jestem ładna, ale w jego oczach jestem zwykła kurwą, co się puściła.... W dodatku to przecież ja chciałam tak do niego jechać... tylko ja.... i przecież to ja chciałąm się spotkać i rozmawiać... i w ogóle... wszystko ja sama... On był biedny i pokrzywdzony i tak na prawdę, to ja go wykorzystalam...

Nie dam rady dalej pisać...

Złamało mnie to...

Po tamtej rozmowie ledwo stałam, poszłam do sypialnie i zaszyłam się pod kołdrą cała we łzach. Nie mogłam się uspokoić. Mąż mnie przytulał i pocieszał, mówił, że nigdy dla niego nie byłam kimś takim...

I wcale nie chodziło o niego, o to, że tak o mnie myśli... niech myśli co chce, ma prawo. Bolało, bo to rany, których nie uleczyłam.

Zobaczyłam wszystko - jak odebrałam telefon który był do mamy i ktoś zaproponował, że może jestem chętna (byłam dzieciakiem, bałam się),
jak chłopak rozdziewiczył mnie "na siłę" bez mojej zgody, jak... jak... w sumie czy to ma znaczenie. Tych ran jest tak dużo. Przecież ja dopiero teraz zaczęłam się ładnie ubierać, jak kobieta - ciągle chodziłam w jeansach i rozciągniętych bluzach - żeby się nikomu nie podobać, żeby nie słyszeć żadnych aluzji z podtekstem seksualnym. A tu... Tak długo Go nie było, zniknął, a ja się wyciszyłam. Po co wraca! ? Mąż mówił, że niechcący jak pokazywał mi osoby proponowane do znajomych była cała lista włochów w tym On i na dodatego dodał go niechcący do znajomych (niechcący? serio? ja już nie wierzę w "Niechcący" - góra sama sobie kliknie gdzie trzeba). W dodatku przypomniała mi się rozmowa moja z żoną faceta, który... nie ważne... kobiety mają przejebane w życiu... (przypomniałam sobie co mówiłam...  dlaczego to do mnie przyszło? dlaczego miałam to doświadczenie? bo jestem taka tępa, że musze dostać w ch*** znaków, bo nie uwierzę? - wiem, co mówiłam, dlatego podejrzewam, o co chodziło Orso, ale... pewności nigdy nie mam, bo znak to nie pewność). Mówił coś, że chce odzyskać jakąś kobietę - daj Boże tobie Orso! Odzyskaj ją, kochaj i bądź szczęśliwy.  Na swój sposób. Ja na prawdę nie walczę o Ciebie. Już nie czekam. Skończyłam. Teraz chcę tylko spokju. Chcę poskładać mój ból i go uwolnić. Może masz teraz ciężką przeprawę, ale zbierałeś to... Ja zapewne to wszystko też zbierałam - i ból jaki rozrywa moją duszę... może jest porównywalny z Twoim, a może gorszy, bo Ty chyba nawet nie rozumiesz co się dzieje. Nadal jesteś w 3d, a ja już jakby widzę to z innego poziomu. Myślisz, że się zakochałam, że jestem jakaś głupia...? Jeśli kiedyś będzie ci dane to zrozumieć... w sumie nie wiem czy warto, bo to jedno wielkie cierpienie. To jest w żaden sposób nieporównywalne do straty miłości... To jest otwarcie wszystkich ran jakie kiedykolwiek dostaleś w życiu JEDNOCZEŚNIE! Ten ból rozrywa. A ja chce zniknąć.

 

o k*** 20:20 nienawidzę (a dwa dni temu powiedziałam, że jeśli to dalej się będzie ciągnąć... to będą 1 i 2 i wczoraj 11;11, 12;12 dziś 11;11, 12;21 i 20.20 - proszę, zostawcie już mnie... nie mam siły, nie wiem co się dzieje...

Nawet głupia książka - po co ją mu kupiłam, wysłałam - to nawet nie była moja decyzja, to jakiś głos... KRONIKI.... nie wiem skąd się ten chory pomysł wziął, ja tej książki nawet nie czytałam. Mogłam wybrać rozmowy z bogiem, miłość duszy, kurcze... wszystko inne mogłam. Dlaczego ta? I w ogóle dlaczego wysłałam????

A Ania - koleżanka, dlaczego była przy mnie. Przez 15 lat jeżdżę na wycieczki z pracy i zawsze wieczory spędzałam w pokoju - nigdy nie szłam na miast, do baru, na imprezę... dlaczego zeszłam???? Dlaczego kurde poszłam. Dlaczego posłuchałam Ani i puściłam do niego oko - ja tego nie robię! Ja się tak nie zachowuję! I co??? ania to taka moja bratnia dusza, która zmusiłam mnie do pójścia na basen itp... Bo co ? Jestem tępa i nie zauważę znaków. 

 Kolejny dziwny zbieg okoliczności, to, że mąż ma akurat w tym mieście znajomego... No jest cala Europa, ale akurat tam...

Nawet nie wiecie jak chciałabym patrzeć na świat jak kiedyś... To było łatwe, oceniało się ludzi, zwalało się winę na innych za swoje porażki, zapijało problemy i można było wyklinać wszystkich i wszystko. A teraz - wiesz, że Twoje słowa i myśli mają moc, wszędzie widzisz dobroć, miłość albo współczucie. 

 

Rozmowa z męzem na temat Orso była spokojna. Na koniec znów, mąz powiedział, że jedank powinien odejść, bo widzi, że nie czuję sie szczęśliwa. Widzi że się staram, ale czuje, że to już nie nasza droga. Dostał wczoraj sny, dużo znaków, znów były jego istoty... nawet tel. od Orso i to co słyszał w głowie poźniej, że to jest za silne i że nasz czas się skończył. Rozmawiał ze mną spokojnie. Był czuły i wspierający. Nie miał w sobie złości i żalu... Myślę, że oboje wiemy, że to jest sklejane na siłę. A co najgorsze, my się dogadujemy, i mąż jest cudowny, jest przy nas, nie pije , nie pali - czego nie znaszę, pomaga, gotuje, mówi, że jestem piękna, całuje, przytula... każda o takim marzy - w dodatku jego sylwetka jest bardzo seksowna - i dlaczego teraz jak jest niemal idalny miałabym  z tego rezygnować? Nie umiem tego wyjaśnić. Jest prawie idealny, prawie, bo jeszcze jak się denerwuje (nawet na siebie, albo jak się stuknie i zaklnie) włacza mi się strach. Dziś rano malując wyszły z niego emocje z wczorajszego dnia... nie byłam w stanie utrzymać pędzla, bałam się,choć wiedziałąm, że nie jest na mnie zły i to nie o mnie chodzi... 

Przepraszam Orso, że ci zepsułam życie... Uwierz, sama też tego żałuję. Jestem wściekła, że tak ma wyglądać moje przebudzenie, albo nie wiem co...  Jedyne co mam na usprawiedliwienie, to to, że nasze dusze się na to umówiły - mówiłam jej, że jest popierdolone i kto zdrowy robi takie rzeczy. 20 lat znaków, żeby spotkać się raz czy dwa i się ruchnąć... i jeszcze zostać kurwą... zajebiście. Przepraszam, nie mam do ciebie żalu.

Kończę. Trzy godziny juz siedze w wannie. 
A Listopad miał być taki piękny...

dzień dobry przyjacielu


07 listopada 2025, 08:42

Dzień dobry :)  Cudowny, piękny i wspaniały dzień. Chyba od dwóch-trzech dni czuję się lepiej. A przynajmniej jakoś tak przyzwoicie. Dobre uczucie nie mieć już tego bólu i spoglądać z optymizmem w przyszłość.

3 dni temu przyszło moje wahadełko. Jak je zobaczyłam, pomyślałam, że jest za duże... i chyba nie dla mnie, ale pobyłam z nim dłużej i po prostu się zakochałam. Może to jak z penisem... Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest duzy i nie pasuje do cibie, a po kilku wspólnych chwilach  okazuje się, że jest idealny.
Wczoraj i dziś noszę go przy sercu, aby się ze mną zsynchronizował. Ogólnie sprawdzałam z mężem (bo on wszystko wie) na jakim poziomie mam zdolności radiescezyjne. Bardzo dobrzy wynik jest powyżej 60, ja miałam 83. I w sumie nie musiałam sprawdzać, bo jak z nim wcześniej pracowałam (o czym mąż nie wiedział), to było idealne. Rozumiałam je, wyczuwałam każda zmianę. Kiedyś myślałam, że ludzie robią to intuicyjnie... robią jakieś mikro ruchy ręką  sprawić, że będzie się ruszało jak ja chcę - a ono samo wie, co ma robić, niesamowite uczucie. Jakbym znalazła nowego przyjaciela, który czyta moją duszę i wie, co dla niej jest najlpesze. Kroniki pewnie się pogniewają, bo rzadziej z nimi rozmawiam. 

Czuję się jak mała dziewczynka na placu zabaw, albo artysta, którego zabrali do sklepu plastycznego i powiedzieli bierz co chcesz. 

I wiem już dużo ;) Wiem, ale nie powiem :D Jedyne co moge powiedzieć, to to, że wahadełko potwierdziło, nielam wszystko co czuję!
A z drugiej strony chyba się czegoś boję, bo jeśli plan mojej duszy jest taki jak sprawdziłam, to czekają mnie ogromne zmiany. Wyglądaja na piękne... Ale wiem też, że nie musi tak być, bo każdy z nas ma wolną wolę i jeśli zdecydowałabym ja lub ktoś inny, że nie wchodzi w to i wybiera inna drogę, to nie przeskoczę tego. No chyba, że Wszechświat jednak postanowi inaczej i zrobi po swojemu :)

Lecę chwycić ostatnie promienie słońca. Teren wzywa. Trzeba wypić u kogoś kawę, przynieść drzewa jakiejś babci, zrobić komuś zakupy (wszystkie opiekunki się rozchorowały), pozachwycać się przyrodą, wesprzeć strapioną duszę i nieść uśmiech! 

Pięnego cudownego i wspaniałego dnia życzę. Kocham... Jestem pełnią szczęścia i miłości. Kocham siebie, kocham ludzi, kocham świat.

 

 

 

edycja g. 19:00 coś pisałam że u mnie spokojnie... yhy jakiś czas temu dostałam kopniaka. Nie moje emocje, wiem czyje... przynajmniej wiem że żyje. 
walczę z okiennicami... mam nadzieję że w końcu zajmę się malowaniem tym czego ja chcę a nie ktoś. I pierwszy obraz jak wyjdę z tych zamówień będzie dedykowany Orso... wielka niedźwiedzica. Miałam namalować to jako terapia i zamknięcie rozdziału z nim, ale będzie jako nadzieja i droga w poszukiwaniu siebie. Mimo wszytko jestem z niego dumna. Nie wiem dlaczego... ale czuję że powinnam :) 

Sen Kuki *


05 listopada 2025, 05:08

https://www.youtube.com/watch?v=IJDTZW8ne3A&list=RDIJDTZW8ne3A&start_radio=1

dziś może taka piosenka...

 

Wybudziłam się godzinę temu z przyjemnym uczucie, bo śnił mi się Kuki. Tak wyraźnie. Dawno mi się nie śnił. Oj dawno.
Byłam w mieszkaniu rodzinnym i przez lornetkę oglądałam ludzi, którzy bawili się na dachu jakiegoś bloku. Okazało się, że jest tam sporo osób z lat mojego liceum. Zrobiło mi się ciepło, bo pomyślałam że może Kuki też tam być... i był, ale zorientowałam się za późno by się schować, bo on mnie nie zauważył. Gdy zobaczyłam go... wyglądał jak kiedyś - był taki śliczny, promienny, uśmiechnięty - rozmawiał z kimś, śmiał się... miał brązowy sweter w ładny splot z łatami na łokciach- niby w stylu vintyg, ale jednak nowy i stylowy, spojrzałam na siebie, ja miałam sweter siwy luźny, rozciągnięty, ale też ładny. Gdy się zorientował, że go podglądam zaczął robić to co ja. Gdy ja się chowałam on też się chował, gdy ja obracałam się on się obracał- zachowywał się jak moje lustro. Była ze mną kol. z pracy A. zaczęłam jej mówić, że to On, że jest, że w końcu go zobaczyłam (byłam mega szczęśliwa), w końcu go widziałam, w końcu znalazłam. Nie pamiętam czy kiedykolwiek jak mi się śnił byłam ta szczęśliwa i on - a nie było żadnych podtekstów erotycznych, miłosnych - wystarczyło, że go w końcu znalazłam.
Później jakieś ujęcie, że w drzwiach stoi jakiś facet i sprzedaj kiełbasę (jakby na tą imprezę). Impreza była dla wszystkich, ale ja jakbym się wstydziła i chciałam iść z pretekstem, że mój syn chce. Kolejny urywek snu to już z Kukim.
Kuki jest u mnie. Mieszkanie jakby w mieście, gdzie się uczyłam. Byłam ja, gdzieś w tle syn i koleżanka. Nie umiałam określić, czy byłam mężatką czy wolna, to jakby było zawieszone, chciałam to poznać, bo uważałam, że to ważne czy mogę dalej kontynuować rozmowę z Kukim. Rozmowy były fajne, energia taka radosna, on taki szczęśliwy, a ja to już całkiem. Robił masaż komuś może tej koleżance, ale taki jakiś leczniczy, bo ją barki bolały i tu czułam przy nim energię męża, a z kolei jak powiedział, że musimy iść zjeść śniadanie, bo idzie do pracy (nie wiem jaka praca, bo śniadanie miał wieczorem) - czułam wtedy przy nim energię Orso.
Sen się skończył. Ja się obudziłam i pomyślałam, że może to prawda... Że cały czas, gdy go szukałam, to tak na prawdę szukałam męskiej energii w sobie i teraz w końcu ją znajduję - łączę się ze sobą.
A Kuki, mąż, Orso - to męskie energie, które są lub były dla mnie ważne. Mam nadzieję, że od nich wezmę to co najlepsze.
EDYCJA G. 10:00
Ciężko mi o NIM nie pisać. Myślę, że nawet gdyby kiedyś poczuł, że to było coś więcej, to nie wiem, czy coś zrobi - to jakie zmiany musiałyby się wydarzyć u mnie i u niego są ogromne. Z punktu widzenia ziemskiego mało realne, a z punktu widzenia duchowego... nie ma rzeczy niemożliwych. Po prostu!
Wiem, że nie spotkał nikogo takiego jak ja. Wiem, że jestem inna…
Osoby empatyczna, duchowe są trudne do zastąpienia przez inne osoby. Energia jaką mają jest zupełnie inna niż normalnie spotykanych ludzie. I każda kolejna osoba jest tylko cieniem. Może dla mnie kimś takim był Kuki... A Orso? Wiem, że zostanie ze mną już do końca życia. Jak można zapomnieć o kimś kto zaprowadził mnie w ciemną noc duszy, która zmieniła mnie bezpowrotnie. Poza tym i tak czuję, że nasze dusze znają się od dawna, może są częścią jednej i tej samej duszy, może się na coś umówiły... na pewno nie jest to osoba bez znaczenia. Szkoda, że On tego nie czuje - mielibyśmy o czym rozmawiać. To jest dla mnie fascynujące.
Słyszałam do tego piękne porównanie. Zasiadasz do kolacji z Jezusem. Widzisz te cuda, które robi... chleb... wino... rozmawiacie... czujesz jego bezwarunkową miłość... A następnego dnia mówisz, że nie musi przecież jeść z Jezusem, więc wołasz Judasza... Nie będę pisać dalej, po prostu poczuj tą energię... wyobraź sobie jakie to uczucie.

Czasami jest mi żal, że Kuki tak zniknął. Że nie miałam szansy... Że już prawie 20 lat (w przyszłym roku minie 20). Mogłabym go szukać, ale skoro "góra" nie dała nam być razem, to nic na siłę. Dziwne te moje życie. Teoretycznie jestem z cudowną osobą. Mąż po tym wszystkim stał się niemal idealny, dwa dni temu kupił mi kwiaty bez okazji. Mówi abym malowała, a on zajmuje się dzieckiem, gotowaniem, sprzątaniem. Dobrze mi tak. Jakbym w końcu dostała to na co zasługuję i jestem szczęśliwa i kocham go... ale... Czy to działa jak spełnianie marzeń? Że jak marzenie się spełni, to szuka się kolejnego??? A przecież każdy marzy o tym by znaleźć tą jedną, jedyną osobę, z którą można się zestarzeć. Słyszałam jednak, że związek z bliźniaczym płomieniem, nie ma nic wspólnego z bratnią dusza czy komiczną – jest to coś czego nie można do niczego porównać… A co, jeśli Orso… i dlatego moja dusza rozpoznając go, nie umie już wrócić do starego, chociażby byłoby to coś pięknego….

Tak na prawdę, to nie wiem co mnie jeszcze czeka w życiu... Na nic się nie nastawiam. Mędrcy mówią, że liczy się tylko „dziś”, bo jutro jest za nami i go nie zmienimy (co już jest błędem, bo wg teorii kwantowych mamy wpływ na przeszłość). Przyszłość z kolei jest nieznana i nie wiemy czy będzie nam dana. Ja myślę, że przyszłość jest ważna. Nie chodzi o to, aby zatracić się w niej, fantazjować, marzyć lub zamartwiać się „jak to będzie…”, ale żyć dzisiaj, by stworzyć wersję siebie i swojego życia, którą chciałoby się widzieć za miesiąc, rok, pięć lat. To znaczy, że nie żyję jakby jutra miało nie być, bo można podjąć błędne decyzje w ferworze chwili, można przeleżeć cały dzień, bo przecież zasługuje się na odpoczynek, a nie pracę... no nie - robię to co kocham, rozwijam się i uczę, bo to co robę dziś sprawi, że moje życie będzie takie o jakim marzyłam.
Chcę być lepsza... Kiedyś myślałam, że te gadanie jest bez sensu - dlaczego mam być lepszą wersją siebie, a co we mnie jest nie tak? Jak ktoś ma mnie pokochać, to taką jaka jestem, z moimi wadami i zaletami... i patrząc przez pryzmat Orso, to tak... pokochałam go z jego wadami, z całym okropnym pakietem skrzywdzonego dziecka. Miłość bezwarunkowa jest inna i jak to powiedział Howkins to decyzja, którą podejmujemy w nas samych i druga osoba nie ma na to najmniejszego wpływu. ALE to, że można kochać kogoś w ten sposób, nie oznacza, że decydujemy się być z taką osobą. Można kochać kogoś, ale jeżeli kocha się siebie, to dla siebie wybiera się bezpieczeństwo, miłość i szacunek, dlatego często nie decydujemy się na związek z taką osobą. Ja na przykład widzę w NIM ogromny potencjał, widzę, jaki w środku jest kochany, czuły i opiekuńczy, ale w tej wersji, która ma nieuleczone rany, ciągnie bagaż swój i swoich przodków, jest w skorupie i zamiast okazywania uczuć pokazuje emocje... w tej wersji nie jest dla mnie partnerem... mamy inna częstotliwość i mimo starań takie rzeczy się nie udają. Nawet będąc najlepszą, pokazywałabym mu głównie jego rany i nieuleczone traumy.
A dlaczego jak dążę do "lepszej wersji siebie", to chyba złe określenie "lepsza wersja". Ja po prostu dążę, do tego, żeby być w 100% sobą. Uważam, że każdy z nas... ma cudowną duszę. Jest świetna, jest po prostu rewelacyjna i nie da się jej nie kochać, ale wszelkie traumy i obciążenia, sprawiają, że nie możemy być sobą w pełni. Nasze przekonania, nie są naszymi, ale np. naszych rodziców, dziadków, kolegów..., którzy w dzieciństwie pokazali nam jak mamy się zachowywać, jak odpowiadać i reagować. Decyzje, jakie podejmujemy, w większości nie są zgodne z tym co tak na prawdę czujemy. Robimy coś, bo tak trzeba, wypada, bo tego się od nas oczekuje. Bycie "lepszą wersją siebie", to po prostu spotkanie się z samym sobą w prawdzie. I tej prawdy poszukujemy całe życie. Ja jej też szukam... wolno, głęboko... w sobie.
Życzę tego też Wam - podążania drogą, która może nie jest łatwa, ale cel jest spełnieniem.

 

na jawie


04 listopada 2025, 10:29

Znów budziłam się nad ranem. Budzik wyłączałam co 10 minut przez godzinę, nie dałam rady wstać. Między jednym a drugim budzikiem, zupełnie jakby na jawie pojawił mi się kadr - zdjęcie obrócone z Nim i usłyszałam słowo "upadł".
A dziś czuje się dziwnie. Teoretycznie nastrój poprawny, ale wewnętrznie czuję się zrezygnowana - czuję jakbym dla niego nic nigdy nie znaczyła, a to co czułam i co się działo było tylko wymyślone przez moją podświadomość - może przez jakieś złe trole. Mam wywalone, jestem zrezygnowana, ale uśmiecham się na siłę. To minie, zapewne. Nie mam chęci do pisania.

I na koniec, żeby było śmiesznie piosenka - bo ponoć dają mi znaki. Ale to nie jest śmiesznie. I się zastanawiam czy ta beznadzieja jest moja. I na ile sobie go w głowie naroiłam.

https://www.bing.com/videos/search?q=Britney+Spears+-+Everytime&&view=detail&mid=E63AA0DBC86D39D86395E63AA0DBC86D39D86395&FORM=VAMGZC


Edycaj: g. 14:30 Praca w terenie się sprawdza. Pojechałam, ogarnęłam ludzi, po drodze do lasu. Musiałam. Teraz czuję się świetnie. Oczywiście chodzenie na boso, mimo, że było mokro i chłodno. Słonko jednak dawało pozytywny vibe.
Ani Kroniki ani drzewa nie chciały mówić nic ciekawego, więc postanowiłam się przejechać. Cholera wie, gdzie byłam. Azymutalnie wiedziałam, że mam jechać prosto i w prawo to trafię na szosę. Minęłam dużo dróg w prawo, ale coś kierowało mnie dalej, w końcu skręciłam... och! myślała, że zawieszę się autem. Trafiłam w miejsce, w którym pierwszy raz rozmawiałam z drzewami. Dobrze, dobrze... jeszcze dwa zdania o moim zboczeniu - tak jestem dziwna, inna i dobrze mi z tym. Kocham to. I będę wierzyć w elfy, smoki, czarodziejki z księżyca i obietnice polityków. Teraz to mi to LOTTO :D Mogę wybrać - być dziwna i szczęśliwa, albo normalna i nieszczęśliwa - wybór jest prosty, bo zdanie ludzi mnie obchodzi tyle co nic :)
Wracamy do mojego zagubienia w lesie. Znalazłam te brzozy, z którymi rozmawiałam. Przywitałam się i pojechałam dalej, ale zaczęły wołać żebym wracał... więc wróciłam. Same zaczęły temat z Orso - chyba słyszały przez całą drogę, jak jęczałam, że: po co on mi się trafił i dlaczego czuje to wszystko... coś tam słyszałam, że to nie koniec, że tak ma być bla bla... nie słuchałam tego... Ale brzozy odrazu zaczęły o Nim... powiedziałam, że to nie jest fair, że ja wzrastam na tym jak on ginie, tak nie powinno być. Kolejny raz pokazały leżące drzewo... i zaczęły szeptać swoją opowieść.
- Zobacz... ono umiera, ale po to, żeby urodzić się na nowo... zostały jego nasiona, korzenie. Nie martw się o niego. Owszem niektóre drzewa umierają bezpowrotnie, dając innym możliwość wzrostu, ale inne odradzają się. On należy do tej drugiej grupy.

Ale ja mam dość już tego... Wywalam go z głowy, a potem przychodzi jakieś "BUM" u mnie albo u męża na jego temat. I niby jak mam to wyłączyć? Ten kto wymyślił, że mam zapomnieć i iść dalej chyba sobie jaja robi. Jestem pilnym uczniem i robię na prawdę dużo, a się okazuje, że to za mało.

 

spokojnie :)


03 listopada 2025, 10:29

Mam dziwne sny, niemal codziennie i codziennie z jego energią, ale sądzę, że bardziej to mówi o mojej podróży i moim rozwoju.
Wczoraj byliśmy u rodziny na obiedzie, ogólnie ok, ale energia byłwała ciężka. Po powrocie wzięłam się za składanie prania, po kilkunastu minutach  (było to ok. 16:30-17:00) coś sie zaczęło dzić. Zaczęłam mieć w sobie złość - mąż wszedł na chwilę, a ja poprosiłam żeby dał mi czas, że chcę pobyć sama. Nie wiem ile to trwało podejrzewam jakieś 15 min, z kronikami ok. pół godziny. Nosiło mnie strasznie. Byłam zła, wściekła, czasem bezradnie padałam na kolana z chęcią płaczu. Nie mam żadnej pewności (tak jak we wszystkim co się ze mną dzieje), ale mógł być to On - moje współodczuwanie - o ile ma fragment mojej duszy, albo po prostu nasze energie mocno się zmieszały. Nie mówię o nim jak o bliźniaku, ale jak o osobie, która może pochodzić z tej samej części duszy co ja. Jeśli podzieliła się na pół może i to jest bliźniak, ale nie chce już tego analizować, to mi w niczym nie pomoże. W każdym razie nie wiem czy to było jego czy od tamtej rodziny coś przyniosłam, bo to też może być wytłumaczenie. Na bank nie było to moje. Mąż wie o tym... wiem, że niemiałby go skrzywdzić ze względu na mnie, wie, że ja bym cierpiała- w sensie współodczuwania. Już nie raz mi się to zdarzyło, a poza tym on nie ma do niego żalu - nie wiem czy mąż umie teraz mieć do kogoś złość i chcieć kogoś skrzywdzić. Wie, że to droga do nikąd. Nawet gdyby chciał mnie zdradzić żeby się odegrać to wie, że zniszczyłby siebie nie mnie. Mogłabym nie wierzyć w tą przemianę, ale to trwa już tyle miesięcy, że wiem, że niedałbym rady tego udawać i na pewno niebyły w stanie tyle widzieć słyszeć czuć i uczyć się. 


Co do Niego, to już myślę spokojniej. Ograniczyłam telefon, a "wędrówka dusz" dała mi troche jasności. Wszystko jest takie dziwne, bo odblokował mnie kilka dni przed całą sprawą - i mam uwierzyć, że to wszystko przypadek? Gdy ludzie mówią o synchronicznościach podają godziny, liczby, imiona, piosenki, daty, zwierzeta, wiem, że nie wszystko musi pojawiać się naraz, ale ostatnio jest dziwnie. Zawsze bardziej godziny były moim znakiem, kilka dni było ciszej, a dziś znów bombradowanie. wczoraj zatrzymałam się na śmiesznym filmiku dzieciaka, który tańczył - zazwyczaj ni epatrzę na nazwe profilu, ale zernkęłam - jego imie w wersji żeńskiej, dziś artysta, który malował las - zahipnotyzowałam się na chwilę, spojrzałam też jego imię, a teraz pisząc to słysze teks piosenki: "żyje bo jesteś, ginę bo jesteś, odchodzę... jesteś... kocham cię... jesteś", a godziny lustrzane dziś to obstrzał. Wiem, że można to przywoływacc i skupiac uwagę na tym, więc to będzie samo wchodzić do głowy, ale... Może ide dobrą drogą. Może na prawdę czuje więcej, widzę więcej... kocham bezwarunkowo- a przynajmniej rozumiem, co to znaczy i chce to czuć glębiej. 

Nie umiem określić jego uczuć - czasem myślę, że zapomniał o tym co było, że to był incydent, czesem, że ząłuje, albo jest zły, innym razem widze jak myśli, jak go ciągnie i nie może tego zrozumieć tak jak ja. Podskórnie czuje miłość, ale taką inną, a czasami mam wyrzuty sumienia, że wpycham w niego coś, co może być nieprawdą. Dlatego odpuszczam i daje mu pełną wolność. Nie czekam, nie oczekuję, nie chcę na nic liczyć. Co wszechświat ma mi dać wiem, że dostanę. Dostanę to co dobre... Co ma być mi przeznaczone. Wierzę w to całym sercem i nie jestem w stanie nastawić się na nic, bo może w moim mniemaniu to jest coś czego pragnę, ale w rzeczywistości wcale nie musi dawać mi szczęścia i spełnienia. 

Jeżeli chodzi o Niego... Nie jestem wróżką nie rzucam czarów, bałabym się, bo mimo, że wiem że takie rzeczy jak przekleństwa też działają, to wiem tez, że to wraca z potrójna siłą i nie chciałabym niczego złego przezywać. Wolałabym zrezygnować ze wszystkiego, niż wiedzieć, że ktoś przeze mnie cierpi. Mogę tylko domyślać się co mogą odwalić JEGO opiekunowie duchowi, którzy chcą realizować plan duszy. Jeśli byłby płomieniem (załóżmy) to u mnie ruszyło  z przebudzeniem, a on uciekł od wszystkiego i dalej robił swoje, więc "góra" zrobiła to co musiała. Ja zaczęłam odpuszczać, nie gonić i u niego zaczęło się jebać. A co najlpesze ja się z tego gdzieś głęboko cieszę ( to tez złe słowo), wiem, że nie powinnam. Ale nie cieszę się, że dostał karę - nie! cieszę się, bo widzę to z poziomu duszy, która widzi w tym większy plan. To jak oglądanie świetnego filmu w kinie, gdzie nagły zwrot akcji ukazuje bohatera bezbronnego, z własnym bólem, który przemienia całe swoje życie. A jak może być u NIEGO? Nie wiem! Ponoć nie ma dobrych wzorców w rodzinie, więc jak on wstanie, żeby nie robić tego samego, to nie wiem. Trzymam kciuki. Kochany, wierze w Ciebie jak nikt inny- dasz radę, jesteś silny. Ja przeszłam swoje "gówno", każdy przechodzi swoje - to co zaplanował, a skoro bylo to zaplanowane, to znaczy, że mozna to pokonać.  Jak to część mojej duszy to powinien sobie poradzić, jak nie to mu nakopie w dupę, bo psuje nasz misterny plan duszy (taki żart na rozluźnienie). 

 

Na dziś tyle. Mam dobry dzień, siedzę w krysztale. "Poza tym wszystko doskonale" - leci w radiu i na tym skończę.