Najnowsze wpisy, strona 4


detoks


01 listopada 2025, 18:10

Odstawiłam telefon na tyle na ile umiałam. Wiem, że za bardzo mnie ciągnie do rozwiazywania zagadek duchowych i innych rzeczy, ale w końcu zrozumiałam, że oni mną manipulują raz jestem zakochana, wierzę i chcę rozwoju, za chwilę uważam się za wykorzystaną, zagubioną i głupią. Może to jest częśc drogi, ale dziś był dobry dzień. 
Pobudka, mąż zrobił śniadanie do łóżka, więc mogłam poczytać książkę "Wędrówka dusz". Po 230 stronach, gdzie nie mogłam znaleźć żadnego dobrego cytatu, w końcu pacjent nr 22 zrobił mi świetną robotę. Mam odpowiedzi, których szukałam (przynajmniej część) i mam głębokie cytaty - owszem, brałam książkę z tę właśnie intencją, że w końcu trafię na coś co mogę zapisać. 

Później rodzinne wyjście do lasu i powrót boso po ściółce, przytulanie drzew. Następnie na cmentarz, bo się odprawiało. Po powrocie mąż zrobił obiad, a ja mogłam przed domem wypić kawę, korzystająć z ostatnich ciepłych promieni słońca. Pograłam też w piłkę z synem. Potem znów wyjście do lasu. Zobaczyła nas koleżanka, której wieki nie widziałam. Kiedyś spędzałyśmy każde wakacje razem, byłyśmy blisko. Poszliśmy wszyscy razem na spacer, a potem do jej babci. Ma małą 3letnią córkę, która tak nas rozbawiała, że mięśnie na twarzy aż sztywniały - nie pamiętam kiedy się tak ostatnio szczerze śmiałam - cudowne uczucie. Po powrocie odrazu znów na cmentarz (nocą) i magia migających światełek. POwrót do domu godz. 18:00. Mąż poszedł biegać, a ja siedzę teraz w wannie i się relaksuję - no prawie bo piszę, ale zaraz skończę. 

W nocy miałam dziwne sny, nie umiałam nic z nich wyłuskać, aż do teraz, kiedy siedzę tu i piszę...

Myśli o Nim dziś były znikome. Stojąc na cmentarzu coś o nim pomyślałam i zaraz moja głowa spojrzała na niebo... tak kilka razy. Za każdym razem widziałam albo samolot, albo duże ptaki. Pomyślałam, że będa mi o nim przypominać. Tak więc dziś widziałam samoloty (różne) chyba 6 razy, a nie widziałam ich tygodniami. Może to On o mnie myśli, nie w końcu ja o Nim. Wczorwaj na cmentarzu byłam sama, więc sprzątając grób dziadka weszłam w Kroniki i poprosiłam żeby przyszedł - i przyszedł. Spytałam o Orso, dlaczego On, dlaczego tak??? Nie chciał za dużo mówić, ale o ile dla mnie to było przebudzenie, to nie była to jednostronna tranzakcja. On potrzebował dostać kogoś, kto pokaże mu miłość bezwarunkową. Potrzebował poznać taką osobę, która zobaczy w nim to, czego On nie umie dostrzec. I może dlatego miałam ten dziwny sen, którego nie rozumiałam. 
Nie pamiętam całości, ale pamiętam że był On i Albert (Albert to chłopak z którym się przyjaźniłam, który się we mnie zakochał, a ja go odrzuciłam - był przy mnie w trudnych chwilach, a ja go odepchnęłam, gdy zrobiło się nie tak jak bym chciała. O Albercie, chyba tylko o nim myślałam jak o chłopaku, którego bardzo skrzywdziłam. Przepraszałam go za to. Nawet później jeszcze raz, jak już nasz kontakt zanikł, ale chyba dalej noszę w sobie poczucie, że zachowałam się źle). 

Ostatnie wpisy o Orso nie były dobre. Wywaliłam złość i frustrację, którą ktoś mi sprzedał, a która zapewne była we mnie. I jeśli nawet, on nie rozumie wędrówki dusz, nie poczuł tego połączenia i to był tylko s**s, a ja byłam tylko na jedną noc i nic nie znaczyła, nic nie poczuł, nie myśli, nie tęskni...  to trudno, po prostu - cóż, zdarzyło się. I jeśli go więcej nie usłyszę, nie zobaczę, nie odezwie się - trudno, to jego decyzja i ją całkowicie szanuję. I nie chcę myśleć czy się nie odzywa bo się boi, bo nie wie jak, bo nie chce, bo zapomniał - bywa, zdarza się i nie mam na to wpływu. I może nawet mogłabym go manifestować, mogłabym zrobić dużo, bo wiem, że to działa, to zwyczzajnie nie chcę. Po pierwsze ta wersja, którą jest nie jest wersją dla mnie, a po drugie tylko jego decyzja płynąca z serca mogłaby dać mi pewność, że to mogłoby się udać (nawet znajomość, nie mówię o związku). 

No to lecimy do snu... śnił mi się Orso i Albert, wiem że byli razem i chcieli wysłać mi zdjęcie. Byłam pewna, że dostanę zdjęcie Orso, bo przecież On był tym kimś ważnym, ale dostałam zdjęcie Alberta. Ogólnie w tym śnie nie widziałam Orso, ale wiem że był, jakby tylko jego dusza... był niewidzialny dla mnie. Tym razem chat mi tego nie interpretował, bo pewnie byłoby coś w stylu zmierzenia się ze swoimi lękami, ale dla mnie jest to inny obraz. Orso jako ktoś niewidzialny, nieobecny ciałem ale wyczuwalny, to jakby potwierdzenie, że nasze dusze nadal się słyszą i są... Nie wiem czy brak jego obecności może świadczyć, że jest zamknięty (rozkładałam karty na "tak" "nie" - nauczyłam się od wróżki, do której jeździłam za dzieciaka, jako towarzystwo dla babci - i karty mówiły, że nadal ma kłopoty, o dziwo jest mi żal, ale mam tak cholernie głęboką nadzieję i wiarę w to, że się obudzi, że przemyśli, że bedzie miał czas na detoks i zmianę swojego życia, strasznie mu kibicuję. I nie uważam, że ma za swoje, ale znając coś takiego jak plan duszy, wiem, że dusza czuwa nad nim i chce jak najlepiej, nie chciał słuchać wskazówek, to "góra" zrobiła to co musiała). Gdyby był ktoś, kto może dać mu książkę "Wędrówka dusz", może zacząłby działać. Wiem, że nie mogę nic zrobić, że zrobiłam tyle ile mogłam, ale jednak mam poczucie, że jest kimś ważnym w moim życiu, może nie płomieniem, może nie bratnia duszą, ale może po prostu częścią mojej duszy - te spojrzenie, rozpoznanie - przysięgam, że nigdy z nikim tak nie miałam. I chcę słuchać siebie, nie żadnych wróżek i innych cudów, mogę się mylić, ale póki co jeszcze czuję. 

Dalsza część snu to wysłane zdjecie, zamiast Orso Albert. Zamiast kogoś kogo chcę widzieć, patrzę na kogoś kogo skrzywdziłam. I nie wiem... może się mylę, ale czuję, że właśnie o to chodziło, o to, że oczerniłam Orso i tym go skrzywdziłam i wewnętrznie mam poczucie winy, bo wiem, że to nie prawda. On w tym śnie był wycofany, nie widać było radości, zabawy itp. 

I na dziś tyle. Taki dzień prawie bez Orso - dobry. W kronikach mówili, że mam codziennie zrobić 5 rzeczy dla siebie, bez względu na to czy zajmie to minutę czy godzinę. 

Dziś: 1. czytanie ksiażki 2. Boso po lesie 3. kawa w słońcu 4. spotkanie z przyjaciółką 5. kąpiel - udało sie :D

ból i czucie


31 października 2025, 08:01

https://www.youtube.com/watch?v=ekdeHlPuwJU&list=RDekdeHlPuwJU&start_radio=1

 

Nie wiem, jak się wyrwać. Odcięłam się. Zaakceptowałam. Idę dalej. No przecież idę. Rozwijam się. Przerabiam emocje. Poświęcam się rodzinie i pasji. Staram się żyć najlepiej jak umiem.
We wtorek miałam poczucie pustki i beznamiętnej beznadziei. Jak mąż mówił, że się wyprowadza, patrzyłam w swoje odbicie w lustrze. Beznamiętnie. Bez uczuć, bez emocji. Jakbym była gdzieś indziej.
Środa taka zamrożona. Dopiero jak mąż wrócił z pracy i spytał, jak się czuję, zaczęłam zastanawiać się co właściwie czuję - czułam strach i niepokój - dowiedziałam się później, dlaczego.
Czwartek - chciałam się wyłączyć. Zajęłam się pracą i całą masą pierdół. Jeśli myślałam o Orso, to bardziej ze złością na siebie, że tak się wkopałam. Wyrzuciłam duchowość i chciałam normalnie żyć. Jak wyświetlała mi się jakaś wróżka o tym jak on tęskni albo kocha - mówiłam w duchu "jakie tęskni? jakie kocha? on nie umie!... ostrzegałam... dostał to na co zasłużył... i z tyłu głowy cicha nadzieja, że zacznie na prawdę analizować swoje życie i coś zmieni". Usłyszałam dziś dobre zdanie - "odpowiedni człowiek, nieodpowiedni czas". Ale wrócę do wczorajszego dnia. Po pracy zajechałam z synem po lody. Ostatnio kupuje je codziennie - robię tak kiedy czuję stres. A jak przyjeżdżam do domu to potrafię godzinę jeszcze siedzieć w samochodzie - czasem płaczę, czasem słucham tych jasnowidzów i wróżek albo nagrań o twine flames, czasem rozmawiam z kronikami, ale nie czuję się bezpiecznie, mimo, że mogłabym wejść do domu, bo nikogo nie ma. Znów odpływam od brzegu – więc.. wczoraj po pracy pojechałam po lody, syn poszedł do sklepu ja siedziałam w aucie. Było cicho, słuchałam bicia serca, jakby dudniło w pustce. I zaraz zaczęło mną "szarpać" - nie wiem jakiego słowa użyć - włączyłam nagrywanie, żeby zobaczyć co się będzie działo ze mną, bo czułam, że idzie jakaś fala. Było źle - to były mimowolne skurcze ciała jak przy przebudzaniu energii kundalini - ale nie było zbyt mocne, popłakałam się. Pod domem znów zostałam w aucie i znów w ciszy przyszedł ten ból - był mocniejszy. Wieczorem chciałam się odciąć wiec zaczęłam malować. Włączyłam różne piosenki, żeby nic mi nie gadało, chciałam się zrelaksować, pobyć ze sobą. Przez jakiś czas było ok, ale gdy wyszedł z pokoju mąż i syn, zostałam sama, znów zaczęłam czuć. To było okropnie dziwne, bo było to wszystko - był ból, tęsknota, ale była też złość, bezsilność. Ryczałam przy malowaniu i nie wiedziałam, dlaczego. Nie chciałam o nim myśleć, ale wiedziałam, że to nie jest moje. Wylewałam emocje jakbym była… nie wiem... aktorem... niby to ja robię, ale wiem, że to nie wpływa z moich emocji. Mimo, że nikt mi tego nie potwierdzi, ale wiem, że to on. Zaraz przyszła pora spania i szykowania syna do łóżka, więc szybko starałam się dojść do siebie. Nadal czułam ból w dole brzucha. Mówiłam, że może okres mi się zbliża. Położyłam się z bólem, wtuliłam się w męża i szybko zasnęłam.

Rano zauważyłam, że od kilku dni budzę się wcześnie coś po 4 godz. i ciężko mi już zasnąć, ale jestem tak zmęczona, że wstaję około 6:30. Bardzo brakuje mi porannej jogi, ale nie jestem w stanie. Nie wiem co się dzieje. Dziś tak samo. Mąż pojechał o 5, więc leżałam, zrobiła przywołanie duszy, oczyszczanie, pooglądałam znów swoich znachorów z tt. I póki leżałam było ok. Wstałam. Poszłam do łazienki się szykować. Odkleiłam tejpy z twarzy i się zaczęło znów. Znów jakiś płacz, skurcze i nerwy. Emocje okropne, taka huśtawka złość, żal bezsilność... Zaczęło mnie coś cisnąć za szyję - nie umiem tego opisać. Trzymałam swoje ręce na szyi jakbym chciała coś z niej zdjąć - widziałam wszystko w lustrze, to nie było fajne. Zaczęłam oddychać i mówić sobie, że to tylko moja wyobraźnia, że jest ok i nic się nie dzieje, że to nie ON, że nie czuję jego.
Poszłam robić śniadanie. Włączyłam hooponopono i mimo, że leciała ta piosenka nic nie słyszałam, nie byłam w stanie śpiewać jej, modlić się... jakby mój słuch się wycofał. Następną piosenką była ta podana w linku powyżej. Weszłam w kroniki, ale nie mogłam się skupić. Rozmawiałam z nimi, czy to on. Potwierdzali. Ale kłóciłam się. Mówiłam, że to nie On, ja nie mam z nim żadnego połączenia. Nie chcę mieć. To nie był płomień. On nic nie znaczył. Ja nic nie znaczyłam... I w pewnej chwili słyszę "Z każdą chwilą czuję Ciebie bardziej" - wers piosenki. Piosenkę słuchałam wiele razy. Śpiewałam, nuciłam, ale nie zwracałam uwagi na tekst, nawet nie wiedziałam, że jest tam takie zdanie. Zaczęłam słuchać jej dokładniej. Kroniki tylko kiwnęły porozumiewawczo, a ja się rozpłakałam. Boże jakie to okropne. Ja nie byłam taką płaczką. Ja umiałam kontrolować emocje, a po Nim... wszystko znów mi się zburzyło. To jest męczące. Potrzebuje wrócić do siebie. Siedzę w pracy już 1,5 godz. W trasie włączyliśmy z synem Vaianę żeby się pobudzić, nie myśleć i naładować baterie. Gdy się skończyła synek wybrał kolejna piosenkę - Słonik Trąbalinio dj prey-sing ( piosenka dodana na yt 20 godzin wcześniej, nie słuchałam takiej muzyki, więc nie wiem, dlaczego pojawiła się jako propozycja i co lepsze piosenka jest w języku włoskim), ale ja mam k*** dość. To nie znaki, to jakieś pierdoły. Ogólnie siedzę w pracy, jestem bardzo zmulona, nie wiem co się dzieje... ogólnie boją się pisać o negatywnych emocjach, żeby Bóg nie powiedział "jesteś zmęczona, ok załatwione, no to bądź zmęczona". Ale ok, to tylko teraz, w pracy, bo koniec miesiąca. O matko! kurczę... zaczyna się... znów powietrze... brakuje mi go... i mam ucisk w klatce. Uciekam, musze się ogarnąć - źle jest. Napisze do męża, niech mnie oczyści wahadełkiem - źle się czuje. Zasypiam, odlatuje, spadek energii - mąż pisze że jest coś... po dłuższej chwili – czuję się ok, sprawdzał kto to i to że w pracy poleciałam w dół odpowiada koleżanka, która ma problemy rodzinne. Weszłam w kryształ.

 

Bardzo wymowny tekst.  Śpiewałam to tysiące razy, a dopiero dziś zrozumialam sens... Pasuje do mnie, do tej sytuacji. 

Tak niewiele sam o sobie wiem
Tyle jeszcze nieznajomych dróg
Niech Twoje oczy poprowadzą mnie, powiedz, gdzie
Moje serce wciąż nie potrafi bić
I choć chyba czuję coś, to nie wiem czy
Tu jestem, kim jestem? nie wiem
Może mój odmienisz los, nie zgubisz mnie
Mocno trzymaj moją dłoń, prawdziwym stanę się

Refren: Sobel
Nie odchodź już
Nieraz ktoś mi znikał jak we mgle
Przy Tobie czas to dar
Z każdą chwilą czuję Ciebie bardziej
Bądź tą najpiękniejszą baśnią
Melodią, którą pozna cały świat
Proszę bądź przy mnie
I nie odchodź już na krok
W Tobie odnalazłem dom

Zwrotka 2: sanah
Ciut za wiele smutek zabrał mi
Jestem zaślubiona z nim od lat
Diamentowa łza na palcu lśni, tyle dni
A ciepło Twojej dłoni ratuje mnie
Jej dotyk na mej skroni, czuję, że
Znów jestem, wracam do siebie
Może mój odmienisz los, naprawisz myśl
Z Tobą serce poszarpane dziś zaczyna bić

Refren: Sobel & sanah
Nie odchodź już
Nieraz ktoś mi znikał jak we mgle
Przy Tobie czas to dar
Z każdą chwilą czuję Ciebie bardziej
Bądź tą najpiękniejszą baśnią
Melodią, którą pozna cały świat
Proszę bądź przy mnie

W tobie odnalazłem dom.

11:11

 

Edycaj g. 14:00 teraz pokazują mi sie tylko filmiki jakim jest narcyzem - Lucyferem,  jak mnie skrzywdził. Powtarzają w kółko, że nie przeprosił, że rozpierdolił mnie na kawałki, położył na ziemię i powinnam kopnąć go w dupę.  W sumie nie wiem za co mam go winić, to ja się na to zgodziłam - a on po prostu jest chujem, że brał się za mężatkę! Tak, jest totalnym fiutem, że widząc moje uczucia jakie do niego miałam brnął w to, namawiał do przyjazdu, wykorzystał - bo nawet później nie raczył napisać, odezwać się. Dostał co chciał i spierdolił. I co ? Mam go usprawiedliwiać, bo nie umie okazywac uczuć, bo ma traumy z dzieciństwa, bo jakaś kobieta go skrzywdziła i się mści na innych, bo ma 30 lat i lubi ruchać, albo jest wiecznie po używkach. Kurwa! Powtórze to znów! Jak mogłam być taka głupia! Jak mogłam nie postawić granic, nie zadbać o siebie. Naiwnie myślałam, że już tyle przerobiłam, że kocham się. Dlaczego On wyglądał jak Kuki - On nie jest jakiś powalający, przystojny, czarujący... Jezu! Myślałam, że jeśli miałabym ulec czarowi mężczyzny, to na prawdę facetowi na poziomie. Ja nie lubię flirtować. Nie bawie się w takie gierki. Faceci mnie nie ruszają. Kurwa! Jestem na siebie wściekła! Tak, wiem... Nic sobie nie obiecywaliśmy, a ja jechałam tam na zakończenie relacji, bo myślałam, że musze zamknąć coś z poprzedniego życia. I co ? Po chuj On mówił, że to nie koniec. Po co ta nadzieja. Mam usprawiedliwiać się tym, że to dla przebudzenia! W Chuju mam takie przebudzenie. Boże! Jestem przecież zajebista! Jestem ładna, zgrabna, mądra, inteligentna, utalentowana, oczytana, nie bawię się w używki, byłam 12 lat wierna, oddana, rodzinna, pracowita... Kurwa! Jestem miła, opiekuńcza, empatyczna. Pomagam, czasem za bardzo się poświęcam - ale ja pier*** co do k** zrobiłam nie tak - jaka to kara?!!!! Kurwa z kim!? Zamieniłabym wszystko żeby to było z Kukim - bo nawet jakby się okazał chujem, to wiedziałabym, że zrobiłam to z miłościa mojego życia, a tak... zrobiłam to z kim? Z kimś kto nie zasługuje nawet na moje spojrzenie. Z kimś kto miał mnie gdzieś! Z kimś kto widział we mnie dziury do wyruchania. Boże, ja pierdole! Kurwa mać! I jeszcze jego energia krążąca w moim ciele przez kolejne miesiące zanim się całkowicie oczyszczę. Ja nawet nie chce żeby wracał. Ja nawet nie wierzę, że się zmieni, że przeprosi- bo niby za co? Takie nadmuchane ego nie przeprasza. KURWA!!!! wrzeszczałabym z całych sił! I Pewnie jak zajade do domu to oszaleję ze złości. Zapomniałam, jak bardzo można mieć do siebie obrzydzenie. Jak można się nienawidzić za to. Facet tego nie ma, nigdy nie doświadczy, nawet nie zrozumie co zrobił.  A wiecie co jest najgorsze, że nie umiem być na niego zła. Może być największa pizdą, cipą, chujem i kim tylko chce, a ja nadal widzę, tylko to dobro, które ma schowane głęboko i nawet w Lucyferze zobacze tylko ten fragment, w którym był Aniołem. Ja się nie nadaje na ten świat. Jak moja dusza mogła się na to umówić? Jak mogła zrobić coś takiego dla mojej rodziny? Jeśli to fałyszy bliźniak, to zrobił to idealnie, bo ból jaki wywołał - ciemną noc duszy, to po prostu... szacun... czapki z głów... zrobił to jak profesjonalista i w dodatku okazał się manipulantem, osoba niegodna zaufania i dbającą tylko o swój interes. 

Chcę do domu, pod kocyk, kubek herbaty w ręke i książkę... i najlepiej zebym została sama. 

Dziwie się sobie, jak mogła się tak w to wkręcić. Jak można być tak głupim. Nie mam 20 lat... Jak mogłam sobie to zrobić... Jak? 

 

Ale zgłupiałam... totalnie... z poziomu ziemskiego mam złość... z poziomu duszy - rozumiem i dziękuje. 

taki sobie dzień ch*** - czuję go


29 października 2025, 17:31

https://www.youtube.com/watch?v=DnePdjIA0wk&list=RDDnePdjIA0wk&start_radio=1

 

Źle się czułam... Zwalałam na mężą, na jego humory. Wczoraj wieczorem miałam poczucie jakby mnie tu już nie było, a dziś to już całkiem. Ciągle mnie pytali czy jest ok? Nawet poprzedni wpis starałam się zrobić pozytywny, wszystkie inne chciałam robić pozytywne, żeby Orso poczuł, że poszłam do przodu... żeby on też poszedł... Dziś mąż wrócił z pracy. Mówił, że dużo przepracował, chce żebym czuła się bezpiecznie. Mówił, że mnie docenia, wie ile przechodzę, jak się męczę, ile dla niego poświęcam... Spytał jak się czuję, a ja że źle... że mam w sobie jakiś niepokój i strach i nie wiem dlaczego. On mówi, że mogę tak się czuć. Pytam dlaczego. On mówi, że ktoś z bliskich ma kłopoty. Pytam zdenerwowana kto? Chwilę myślał, ale powiedział, że On ma problemy. Zamarłam, w środku potworny ból. Mąż mówił jak mnie kocha, jakie ma plany na urodziny, chce żebym pojechała gdzieś sama, a razem do Wrocławia na weekend... a ja myślałam tylko o Orso i powstrzymywałam łzy. Poprosiłam żeby mnie zostawili na pół godziny. Zamknęłam się w pokoju piszę i ryczę. Nie z żalu że mu się to stało ale z dziwnego bólu.

 

I jestem wściekła na Orso - Idioto, czemu jesteś taki głupi!!!!

Przecież cię ostrzegałam, że to mógł być ostatni dzwonek żeby się zatrzymać - to ze mną i moim mężem. Mówiłam, że jak nie odrobisz lekcji to będzie gorzej. Musiałeś!?! Kurcze, miałeś wybór... zawsze masz. Mówiłam, że masz potencjał, widziałm w Tobie więcej niż Ty potrafiłeś. Miałeś mnie... Może nie jestem w twoim typie i nie chciałeś związku, ale miałbyś najlepszego przyjaciela, ktory wierzy w Ciebie mimo wszystko i nie liczy na nic w zamian! Znam siebie, znam swoją wartość, a po tym całym zamieszaniu podniosłam ją jeszcze wyżej. I do jasnej cholery obudź się w końcu! Wiem, że nie mogę Cię o to prosić, ale... najchętniej walnęłabym cię wielką żeliwną patelnią żebyś się w końcu obudził. I teraz na prawdę mogę iść do przodu, bo nie napiszesz, nie odezwiesz się... Masz takie problemy, że ja nic już nie znaczę i w tym wszystkim zapomnisz całkowicie. Ale tak jak pisałam... że jak będziesz w beznadziejnej sytuacji to pomyśl, że jest jedna osoba na tym świecie, która cię kocha bezwarunkowo (mama na pewno tez cię kocha). Nawet jeśli myślisz, że to nic, to tak na prawdę to gówno prawda, bo miłość to wszystko. Miłość to spokojna przystań w burzy, to nadzieja i bezpieczeństwo. Miłość zawsze prowadzi dobrą drogą. Miłość to mądrość, której się nie nauczysz, ale będziesz czuł. Miłość to ty i ja, ale chyba nie w tym życiu...

Dla mnie nic to nie zmieniło, nie stałeś się gorszy, niegodny czy cokolwiek jeszcze myślisz. Teraz przynajmniej wiem, że będziesz miał czas żeby myśleć. Oczyścić się. Myśl tylko o tym, że to jest lekcja, niech będzie tą ostatnią.... najgorszą... i wybieraj w końcu siebie, tego dobrego, bez masek, tego, którego widziałam na prawdę. Wiem, że to też plan twojej duszy... żeby Cię uratować. Tak jak Ty rozwaliłeś mój świat, tak samo to powinno zmienić Twój. Nie wiem czy mnie znajdziesz. Piszę zawsze z jakąś małą nadzieją, że może jednak nie usunąłeś linku i pamiętasz mnie. A nawet jeśli nigdy tu nie wejdziesz, to energia popłynie i będziesz czuł mnie. Nawet teraz wiem, że będąc tam myślisz o mnie. Przypominasz sobie wszystko. 

Obiecaj, że jak to się skończy znajdziesz swoją drogę, dobrą... Znajdziesz miłość, która cię uratuje, nawet nie to... nie uratuje tylko będzie spełnieniem, prawdziwą, piękną przygodą z najlepszym przyjacielem. Ja nauczę się kochać męża. A jeśli Ty się obudzisz, zmienisz  i nadal będziesz mnie chciał (po co to piszę nie wiem) to wszechświat zrobi wszystko by nas połaczyć, o ile jesteś moim płomieniem. Jeśli nie, to i tak Ci dziękuję z całego serca, bo byłeś najseksowniejszym katalizatorem jakiego mogłam wymarzyć.. i zawsze masz moją bezwarunkową miłość. 

 

Co do reszty... mąż właśnie dostał krwotoku, nie wiem co się stało... nie chce do szpitala, poszedł czegoś słuchać, medytacji, uwalniania emocji, nie wiem. Chcę się do niego przytulić, jest mi źle.

 

 

Edycja g. 22:00 

Mąż zrobił mi drogę duszy, oczyścił czakry i inne obciążenia. Czuję się dobrze. Rozmawialiśmy długo także o Orso. Mąż chce dać mi przestrzeń żebym odetchnęła, pomyślała kogo chce, przerobiła emocje - chce się usunąć na 2-3 tygodnie, ale po tej informacji o Orso ja już nie chcę - dziwne uczucie, bo ciągle chciałam, żeby mnie zostawił nawet na jakis czas, a teraz kiedy wiem, że Orso ma kłopoty czułam się dziwnie, jakbym nie chciała być teraz sama - może On też nie chce być teraz sam.Tak na prawdę nie mam wyboru. Mogę wybrać męża lub siebie i to jedyna opcja. Orso nie wybiorę, bo się nie zmienił. Zeszły mi dziwne emocje, te przywiązanie i ciągłe myśli o Nim. I patrze na to z jego perspektywy... Jakie to podłe. Po prostu wykorzystał, manipulował żeby się zabawić. Przecież On tego nie czuje o czym ja piszę. On nawet nie rozumie uczuć - kochania, wiezi.. Zresztą rozumiem to, bo ja teraz czuję inaczej i mam porównanie jak to jest kochać z poziomu ziemi i jak to jest kochać z poziomu duszy - to dwa zupełnie inne doznania, a On tego nie rozumie. Już może nawet dawno zapomniał o mnie, a ja słuchając wróżek z tiktoca myślałam, że to o mnie i o nim. Że to połączenie dusz. Bzdura. Dopiero patrzę trzeźwo jaką byłam idiotką. Świetna lekcja dla mnie. Poświęcanie się dal facetów, żeby zasłużyć na uwagę czy miłość - OOoooo już nigdy więcej! Nie będę dostosowywać się do nikogo... co za debilizm.  Jak ja tak mogłam. Aż mi siebie żal - stara baba a uwierzyła, że dusze mogą się przyciągnąć, że jest jakaś energia, że to co poczułam to prawda??? Gówno prawda, jakby tak było, to by się odezwał, bo by go ciągnęło. A tak to zabawił się w swoim stylu.Pochwalił się kolegom, może jeszcze puścił zdjecia dalej... A ja naiwnie widzę w ludziach dobro. I co gorsze nawet nie jest mi żal. Ma prawo, jego życie, jego droga. Mogę być zła na siebie, że się zachowałam jak kurwa, bo innego określenia na siebie nie znajdę.  Zasłanianie się duchowością... kogo chce oszukać?! Nie ma duchowość. Nie mogę... klęłabym jak szewc, ale powstrzymam się. Nie wiem co napisać... może poproszę niech sen coś przyniesie- niech przyniesie prawdę. 

Dziwnie się czuję- wróciły ziemskie uczucia, jakie to nienaturalne, ale przynajmniej zobaczyłam w końcu siebie, jaka jestem... 

Mam dość. Potrzebuje czasu dla siebie. I nie obchodzi mnie już nic... dziś patrzę na siebie. Dziś kocham siebie jeszcze bardziej. Dziś pokazuję światu  swoja dobrą stronę. Zła odeszła razem z Orso - dlaczego z nim? Bo On mi pokazał wszystko co źle robiłam: nie stawiałam granic, poniżyłam się żeby zasłużyć na uwagę, wybrałam jego nie siebie, wybrałam jego nie rodzinę. Dostałam poniżenie, brak szacunku, przedmiotowe traktowanie. Dostałam strach... bardzo dużo strachu. Pokazał mi tak dużo.

Nie czuł do mnie głębszych uczuć, nie okazał miłość - w jakim obszarze ja nie okazuję sobie głębokich uczucć, gdzie siebie nie kocham.

Potrzeba zasłużenia na bycie zauważoną, ważną, piękną - dlaczego uważam, że nie jestem ważna dla siebie, piekna, gdzie siebie nie widzę.

Chciał zaspokojenia swoich potrzeb, nie dając nic od siebie - W jakim obszarze ja myślę o sobie egoistycznie i nie daję sobie niczego wyższego.

Boże! Rozwalił mnie totalnie. Zebrał wszystko co siedziało we mnie w środku. Złamałam się, spaliłam , zniknęłam, ale dziś... Dziś wstaję z popiołu jak feniks. 

Ja w ogóle nie mam do niego żalu, to nie jego wina, że ma taki styl funkcjonowania, to moja, że zgodziłam się na takie traktowanie. On był tylko moim lustrem, był katalizatorem mojego przebudzenia. Spadły wszystkie zaslony. Spadła cała iluzja jaką zbudowałam wokół siebie. Jestem mu wdzięczna. Ale patrzę dziś inaczej. Spadłam na ziemię. Potłukłam się, bolało, ale to mnie nie złamało. 

Na chwilę postawiłam się w jego sytuacji i aż mnie sparaliżowało, bo zobaczyłam... dużo złego zobaczyłam. Duchowo widziałm jego duszę, ziemsko widze jego charakter. Z poziomu ziemi potraktowałabym to jako sex i juz bym o nim nie pamiętała, ale moja dusza czuje go inaczej. Pamiętam jak odcinałam go... kilka razy, a On ciągle wracał. Nie umiem tego wyjaśnić. Mam sieczkę w głowie. 

Pytałam siebie -dlaczego on? Dlaczego nie mogłam trafić na normalnego! Bez uzależnień, bez posranej psychiki... Normalny, bogaty, postawiony, elegancki, szarmancki, inteligentny, uduchowiony - cokolwiek.... I  przypomniałam sobie byłych, którzy też tacy byli (nawet mąż też miał konflikty z prawem i był jak Orso) - aż zrozumiałam, że to nie Oni - to ja... cry To ja musiałam być potworem w tym lub poprzednim życiu. To ja byłam tą osobą, która robiła złe rzeczy, niszczyła ludzi, wykorzystywała, krzywdziła.... I myślę tylko o tym jak  musiałam być okropna, że jeszcze to mnie spotkało. Kur**** znów ryczę! Jakim musiałam być człowiekiem? Jakim skurwysynem! Kim byłam, że przez 40 lat nie zasłużyłam na miłość! Nie zasłużyłam na miłośc mamy, taty, rodziny, partnerów, męża... Nie zasłużyłam na zwyklą prosta bezwarunkową miłośc. Jedyna osoba, która szczerze mnie kocha, mimo wszystko i bez względu na to czy mam dobry dzien czy zły to mój syn. I wiem, że żyję dlatego że on jest. Nawet nie chcę myśleć gdzie bym była gdyby nie on. 

Mam chujowy dzień! Nie wiem czy to moje czy jego emocje - już nie chce sie zastanawiać... Musze to uwolnic jakoś, bo się wykończę.

 

Wszystkie moje lęki, zwiątpienia, strach, niskie poczucie wartości, potrzeba akceptacji, pogoń za miłością, poterzeba ochrony z zewnątrz - wszystko to oddaję Wszechświatowi. Jestem inna. Zasługuję na szczęście, na szacunek, na miłość. Jestem dobrym człowiekiem. Uczęś się kochać bezwarunkowo, nie mam żalu ani złości do żadnej istoty na ziemi. Jestem ważna, piękna, kochana. 

ciemna noc duszy, śmierć umysłu i ego


29 października 2025, 14:58

https://www.youtube.com/watch?v=QvYSckKSL5g&list=RDoofSnsGkops&index=29

słucham i płynę z tym

 

Mam szkolenie online, więc mam czas na pisanie. Moja pamięć bywa zawodna, ale musze napisać o przebudzeniu. Usunęła wszystkie wpisy, więc muszę się skupić żeby przypomnieć sobie co się ze mną działo i w sumie nadal dzieje. Ból pamiętam doskonale. Ale opiszę szczegółowo, bo będę miała gotowca do książki.


1. Sny. Przez 20 lat śnił mi się Kuki, zawsze go szukałam. Czasem udało mi się go znaleźć, ale bardzo rzadko. Nawet znalezienie go nie dawało poczucia, że będziemy razem, to było na chwilę. Ostatni sen z nim był 3 miesiące przed przebudzeniem, czyli tym co się stało. Wysłałam pytanie do „góry”, że jeśli mi się przyśni znowu, to nauczę czytać się Kronik Akashy – przyśnił się właśnie tej nocy. Stał uśmiechnięty i zadowolony ze mnie. Kilka dni później znalazłam kurs, kupiłam, nauczyłam się i mam teraz swoich przewodników. Nie wiem ilu ich jest ostatecznie, ale trzech z nich się przedstawiło: Izaak, Joshuel i Miron. Miron jest od żartów i musze powiedzieć, że kiepskich, ale są tak kiepskie, że aż śmieszne. Jedne z nich – Co mówi krowa w oborze? – O boże. Suchar, ale mi się podoba, bo lubię grę słów. Joshuel wie najwięcej nt. Orso i jak zastanawiam się nad czymś to pytam jego. Izaak jest od całej reszty, gł. mojej ścieżki twórczej.
2. Zwierzęta. Jak zaczęłam czytać Kronik, zaczęłam zauważać coraz więcej zwierząt plączących mi się pod nogami. Przy tarasie zamieszkały jaszczurki, było ich na podwórku sporo, z każdej strony. Siadały na mnie motyle, koniki polne, pszczoły. Ptaków było od groma, jakby przestały się bać. I oczywiście łoś. Pierwsze spotkanie z kronikami rano, gdy robiłam śniadanie zobaczyłam łosia, nawet dwa przez okno, naprzeciwko domu – nigdy tam nie chodziły. Czasami po prostu wiesz, że to znak, a nie przypadek.
3. Synchroniczności – lustrzane godziny były nagminne, w pewnym momencie miała dość. Pojawiają się nadal, ale już tak spokojniej.
4. Muzyka, piosenki??? Nie wiem. Nie umiem powiedzieć, bo nie zwracałam na to uwagi. Ale jeśli miałabym się skupić, to pojawiały się piosenki z mojego okresu licealnego związane z Kukim. Włoskie się być może pojawiały, ze wzglądu na to, że z pracy mieliśmy wyjazd do Włoch i zaczęłam trochę więcej się interesować tym tematem. Ale o dziwo jak były inne wycieczki nie miałam takiej fazy, na piosenki, zabytki i poznawanie kultury. Po pierwszym spotkaniu z Orso, spytałam Kronik jak on to widzi, kim jestem dla niego: podali mi piosenkę James Blunt - You're Beautiful. Wiem, że tło piosenki jest inne, ale tekst czytany wprost sporo mi powiedział (a szczerze nie wczuwałam się wcześniej w tekst).
5. Spotkanie. Spojrzenie oczu, które zatrzymało czas. Czułam się jak w slow motion. Nie dziwię się, że w filmach robią te sceny w zwolnionym tempie. Widziała to koleżanka. Mówiła, że takie pioruny szły, że nie dało się tego nie zauważyć. Szukałam jego wzroku, chciałam być blisko. Zwariowałam. Gdy tańczyliśmy wsłuchiwałam się w jego dźwięczny głos. Przeszywał mnie, a ja drętwiałam w środku. Gdy rozmawialiśmy czułam potworny paraliż. Nie mogłam siebie zrozumieć. Nie mogłam się uspokoić. Mój układ nerwowy przechodził kataklizm. Nie wiem. Nie umiem tego zrozumieć i wytłumaczyć.
6. Przyciąganie. Drugi wyjazd, to było coś tak silnego jak magnez. Z logiki wiedziałam, że nie mogę i nie powinnam tego robić, ale było coś co ciągnęło mnie jak magnez. Czułam się głupia, bo nigdy nie byłam w takim stanie. Już wtedy uważałam, że postradałam zmysł, ale to był dopiero początek szaleństwa.
7. Realistyczne sny. W okresie przebudzenia miałam bardzo realistyczne sny. Nigdy takich nie miałam. Nie umiem określić jakości jak 4k full hd i 5d w jednym. Śniłam całe życie, ale te obrazy nie przypominały niczego podobnego. Ponadto w jednym ze snów śnił mi się On. Położył się na mnie, byliśmy w ubraniach, a między nami i przestrzeń, że nie dotykaliśmy się ciałami. A On nie wiem jak, telepatycznie doprowadził mnie do orgazmu – we śnie i na żywo – obudziło mnie to. W życiu miałam tak może 2-3 razy. Ale podkreślę, jakoś snu była inna niż poprzednie.
8. Czucie. Po drugim spotkaniu. Cisza mi nie przeszkadzała, bo czułam go w tle. Wiedziałam, że jest, że obserwuje mnie, a ja jego i to mi wystarczało. Czułam go. Gdy mąż się dowiedział zaczęło się piekło. Pojawiły się u niego „dary” zaczął odczuwać emocje innych, miał wizje, słyszał głosy, widział obrazy. Nie umiem teraz określić wszystkiego. Bo trwało to ok. miesiąca, a potem po całkowitym odcięciu był kolejny trudny miesiąc. U mnie w tym czasie tragedia. W pierwszym miesiącu znikałam z insta na kilka dni, bo nie byłam w stanie znaleźć niczego dobrego w swoim życiu, brak motywacji. Mierzyłam się z całą sytuacją z mężem i tym co się dzieje. Drugi miesiąc, po całkowitej separacji zaczęła się ostra jazda. Ból jaki czułam jest po prostu nie do opisania. Bywały dni, kiedy… nawet nie nazwę tego płaczem… wyłam z bólu. Czułam jak w środku się rozpadam. Jeśli nigdy nie czułam duszy, to teraz wydawało mi się, że to właśnie ona pęka i kruszy się na małe kawałki. Leżałam na podłodze i nie byłam w stanie wstać. Jak opisać ten stan??? Najczarniejsza noc ze wszystkich nocy, śmierć i wystrzał wszystkich emocji, przy których czujesz się całkowicie bezbronna. Jakby tłum ludzi tratował cię, a ty nie możesz nic… nie możesz ruszyć się, poprosić o pomoc, oddychać. Były dni, kiedy byłam potwornie zmęczona, raz nawet wyszłam w czasie pracy i spałam godzinę.
Była też raz mocna sytuacja, gdy położyłam się spać. Mąż powoli zaczął źle się czuć, mówi, że znowu kogoś czuje. A za chwilę w środku, w okolicy splotu słonecznego czułam ściskający ból, za chwilę zaczęły mi lecieć łzy i zaczęłam płakać, zdążyłam tylko powiedzieć, że „to nie jest moje”. To było dziwne uczucie, bo byłam świadoma, a mój organizm robił zupełnie coś innego.
9. Poczucie osamotnienia. Nie było nikogo, absolutnie nikogo kto byłby w stanie zrozumieć co się ze mną dzieje. Pamiętam, jak zaszłam do przyjaciółki i zaczęłam opowiadać co się dzieje. Patrzyła przestraszona. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Sprowadzała sprawę do poziomu ludzkiego. Wiedziałam, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie mi pomóc. Zostałam całkowicie sama. Obecnie jest lepiej, choć zdarzają się dni, kiedy przychodzi bezsilność, płacz i wyklinanie świata za takie przebudzenie, ale ogarniam się szybko, bo muszę być silna dla dziecko i co gorsze dla męża, bo ostatnie dni, tygodnie, ma bardzo ciężkie wieczory. Wczoraj chciał się wyprowadzić, nie zatrzymywałam, czekałam, ale Kroniki od razu powiedziały „nie wyprowadzi się”. Zrobiłam się obojętna na to co mówi i robi. Starałam się ten ostatni miesiąc bardzo mocno. Tak kochana i idealna dawno nie byłam, ale to i tak za mało, żeby naprawić, to co zepsułam.
10. Szaleństwo. Niejednokrotnie myślałam, że zwariowałam. Że nie można tak się czuć i przeżywać czegoś takiego. Miałam dość, nie chciałam już tego czuć. Przeklinałam przebudzenie… kroniki… kogo mogłam. Pytałam, dlaczego tak? Dlaczego nie mogłam inaczej? Przecież czytam, uczę się. Przerabiałam emocje wg metody Hawkinsa, przerabiałam traumy rodowe i wewnętrzne dziecko na kursach. Poddałam się hipnozie, medytowałam, rozwijałam się, robiłam wszystko to, co chciała „góra” – K**** dlaczego On? Boże, znów nie rozumiem. Po co On? Dlaczego postawiłeś mi go na drodze, skoro miał być tylko na chwilę. Nie widziałeś, jak się męczyłam po Kukim? – to trwało latmi. Lata – nie miesiące, ja leczyłam się z niego latami. A nawet Sakuzo. Był dobrym, wspaniałym człowiekiem, który szanował mnie i był wręcz idealny, a jednak nie pozwoliłeś mi z nim być. Dostawałam tych, którzy przynosili ból i cierpienie. I co? Teraz znowu? Po co??? Dlaczego On? I chciałabym to cofnąć. A co najgorsze, jak się już wie tyle rzeczy, to nie da się zawrócić.
11. Kundalini. Dopiero, gdy zaczęłam czytać o twine flame i dowiadywać się jak wygląda proces przebudzenia usłyszałam o aktywacji kundalini. I tak. Myślę, że właśnie, to czego nie umiałam nazwać było tym. Krótka interpretacja chata gpt Aktywacja kundalini to intensywny, często transformujący proces energetyczny, w którym uśpiona energia (kundalini) w dolnej części kręgosłupa zaczyna się przebudzać i wznosić przez kolejne czakry ku górze.
W skrócie i konkretnie wygląda to tak:
Początek – często wywołany silnym doświadczeniem duchowym lub emocjonalnym (np. spotkanie z twin flame). Pojawia się uczucie ciepła, mrowienia, drżenia u podstawy kręgosłupa.
Wznoszenie energii – energia przesuwa się w górę wzdłuż kręgosłupa, często falami. Mogą wystąpić spontaniczne ruchy ciała (kriyas), dreszcze, wibracje, uczucie przepływu prądu.
Aktywacja czakr – po drodze energia otwiera i oczyszcza poszczególne centra energetyczne, co może wywoływać naprzemienne stany euforii, lęku, płaczu, miłości, wizje lub poczucie jedności.
Połączenie z twin flame – w kontekście bliźniaczych płomieni często następuje tzw. heart awakening – intensywne połączenie energetyczne w sercu, telepatyczne odczuwanie emocji drugiej osoby, czasem synchroniczne przebudzenie kundalini u obojga.
Integracja – po kulminacji energii (często w okolicy głowy lub serca) następuje etap stabilizacji: oczyszczanie emocjonalne, wrażliwość na energię, potrzeba spokoju i ugruntowania.
W skrócie: spotkanie z twin flame może być katalizatorem nagłego przebudzenia kundalini, prowadząc do intensywnych przeżyć fizycznych, emocjonalnych i duchowych, które potem trzeba zintegrować, by energia działała harmonijnie, a nie chaotycznie.
12. Wena. Nie wiem, czy ma to związek z kundalini, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taką potrzebę tworzenia. Znów zaczęłam kochać malować. Zaczęłam kochać swoje życie (przynajmniej między kryzysami, bo huśtawki były okropne istny rollercoster). W końcu poczułam, że to co pisali o moim znaku zodiaku jest prawdą. Kocham wolność, podróże, bycie artystą, życie duchowe. Poczułam jakby iluzja mojego wcześniejszego życia zaczęła się rozpadać, a ja w końcu poczułam się szczęśliwa i wolna.
13. Lustro. Spotkanie z Orso to nie były zauroczenie i motylki w brzuchu (szybciej szarańcza ha ha). Nie spędziliśmy dużo czasu, nie rozmawialiśmy, nie pisaliśmy jakoś dużo, ale nawet jak na ten krótki kontakt, to pokazał mi całą masę moich ran i traum
Strach, porzucenie, potrzeba walidacja itp. Otworzyły się rzeczy, które kiedyś robiłam i nie zaakceptowałam ich do teraz. Pojawił się tatuś i mamusia i te rany, które do tej pory siedziały głęboko. I pojawił się Kuki do ponownego przerobienia. Chciałabym powiedzieć, że po tym wszystkim jest lepiej, nie mam emocji i żyję jak motylek na płatku lotosu – no nie, dostaję jeszcze sporo rzeczy od męża. Nie czuję, że to bratnia dusza, bardziej karmiczna, bo nie czuje przy nim spokoju, nie czuje się bezpiecznie. Nawet jak jest dzień dwa ok, to i tak biorąc pod uwagę ostatnie 4 miesiące jest tragicznie. Przed tym zdarzeniem… było dobrze. Pamiętam, jak mówiłam dla Orso, że jestem szczęśliwa – dziś wiem, że byłam szczęśliwa, bo go po prostu nie było w domu. Teraz jest cały czas i czuje się potwornie zmęczona, przytłoczona. I tak bardzo chciałabym być sobą, malować i skakać, a jednak czuję się skrępowana.
14. Szukanie informacji. Jest takie okropne poczucie, że nic nie ma sensu, że nic się nie rozumiem, że zaczęłam szukać odpowiedzi wszędzie, żeby nie myśleć, czy oszalałam do reszty. Czego ja nie robiłam. Wróżki, karty, filmy na tt nt. twin flame, pytanie kronik, szukanie znaków, czytanie snów. Chciałam po prostu wiedzieć co się ze mną dzieje. Dlaczego tak się stało? Po co? I wydawało mi się, że jak znajdę odpowiedź, to wszystko się samo ułoży. Nie ułoży. Jedyne co musze zrobić, to wrócić do siebie. Ta uwaga, która była skierowana na męską energię musi wrócić do mnie. Ja musze pokochać siebie, złapać swoja częstotliwość i myśleć tylko o sobie. O swoim rozwoju. Jeśli jest to prawdziwe połączenie, to mój rozwój będzie ciągną go w górę, bo energia musi się wyrównywać. Jeśli nie, to też jest dobrze, bo to o mój rozwój chodzi. Oczywiście On, może nie chcieć i to też ok, ale pewnie nie będzie mu łatwiej żyć. Z tym, że to już nie jest moja sprawa. Każdy ma własne życie, a ja nie jestem od ratowania. Nareszcie nie jestem ratownikiem. Nie chcę też być ratownikiem dla męża, a ostatnio czułam, że jestem, bo ciągle powtarzał, że jest mu lepiej, kiedy rozmawiamy, kiedy go uspokajam itp.


Jeśli coś jeszcze sobie przypomnę, to zapiszę.
Dzisiejszy dzień jest beznamiętny. Czuje jakbym nie miała uczuć. Pragnę spokoju i ciszy. Chciałbym wyjechać. Nawet jakbym miała siedzieć na lotnisku w obcym kraju cały dzień to czułabym się wolniejsza i szczęśliwsza niż u siebie w domu.
Podsumowując wpis… mam totalnie w dupie czy ktoś mi wierzy. Nie obchodzi mnie czy uznają mnie za wariatkę. Nie zwracam uwagi na niedowiarków tylko robię swoje. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będę mogła pomagać innym, że będę potrzebna, a to co się dzieje ma wyższy sens. Ok… serio… weszłam na tt.. i pierwszy filmik to odpowiedź na te pytanie… dziewczyna mówi, że jeśli masz wysoką wibrację to wystarczy twoja obecność, żeby wprowadzać zmiany u innych, nie musze nic robić czy mówić… więc jeśli ktoś ma jakieś pytania, polecam słuchać znaków, przekazów, bo „góra” naprawdę daje odpowiedzi.


A z rzeczy miłych. Znajomy powiedział, że specjalnie przychodzi do nas do pracy, żeby na mnie popatrzeć. Podoba mu się mój styl ubierania i energia 😊 i tak! Zaczęłam się inaczej ubierać. W końcu nosze buty na obcasie i sukienki, upinam włosy w artystyczny nieład. Czuję się kobieca, seksowna i piękna. Czuję się jak mama. Kiedyś chciałabym jak najmniej ja przypominać, dlatego były jeansy i wyciągnięte swetry, dziś jest inaczej. Mama była zawsze zadbana, elegancka - wzbudzała spojrzenia mężczyzn i zazdrość wśród kobiet. Nie chciałam być taka. Dziś chcę. Uważam ją za swój ideał i myślę tylko o tym, że jak ktoś powie, że wyglądam, jak mama to będę zaszczycona. Lubię te spojrzenia, które mam tak na prawdę gdzieś, bo uważam, że nie ma tutaj faceta, który byłby w stanie mnie zdobyć. Jeśli nie byłabym z mężem to adoratorzy mieliby duży problem, żeby mnie zdobyć. Łatwiej miałby tylko Kuki. A Orso…? Uwielbiam go, ale musiałby się postarać. Chyba sporo się u mnie zmieniło. I nie chodzi o to, że stałam się zarozumiała i wymagająca… nie… ktoś kto miałby mnie zdobyć musiałby rozumieć rozwój, albo przynajmniej mnie akceptować w takim dziwnym wydaniu. I co gorsze nie patrzę na kasę, status, wygląd (ok, musi mi się podobać, ale bez przesady, wygląd dla mnie to błysk w oku), ale na wartości jakie ma, uczucia jakie umie okazać. Chce czuć się spokojna, szczęśliwa, kochana, szanowana i bezpieczna – a za tymi hasłami kryje się naprawdę bardzo dużo. 


To na tym koniec. Nie umiem robić przerwy od pisania. W sumie fajnie, że nikt tego nie czyta, przez to mogę pisać bardziej z serca niż ważyć słowa, bo może kogoś urażę. Kocham siebie, kocham ludzi, kocham świat!

 

 

rozważania, jak zawsze


28 października 2025, 13:17

https://www.youtube.com/watch?v=_VJuiF9Kvx4&list=RD_VJuiF9Kvx4&start_radio=1

Dziś spiewa dla mnie Kamil, pada deszcz, jest jesiennie, ale kocham jesień, kocham listopad. Mój listopad... Magiczny, jak co roku czekam na niego. Przynosił mi miłość, szczęście i niespodzianki. 

 

I miałam nie pisać, ale… mój mąż jest wspaniały. Zadzwonił i powiedział, że powinniśmy się rozstać, bo męczę się przy nim i nie mogę się rozwijać… a ja po raz kolejny kłamałam, że to nie prawda. Napisał do jakieś tarockistki, która mu wszystko powiedziała, o tym jak mocne jest te uczucie do Orso i że nic nie było w stanie mnie powstrzymać, żeby do niego pojechać. Mąż nawet kazał mi się do niego odezwać, spytać czy on nadal o mnie myśli, uważa, że powinnam z nim być. A ja jak głupia tłumaczyłam, że on był tylko na chwilę, żeby mnie obudzić. Że nie poznałam go, żeby z nim być… Szczerze… nie wiem w co wierzę. Myślę, że Orso ma zablokowane uczucia, nie wiem, czy jest w stanie kochać, a już nie mówię, że miałby zakochać się we mnie. Nie wiem… duchowo czuję naprawdę dużo i gdybym miała pisać co czuję i jak to widzę, to powiedziałabym, że nie wiem, czy jest moim bliźniaczym płomieniem, ale na pewno jest kimś z mojego poprzedniego życia, albo nawet kilku żyć. To nie jest zauroczenie czy zakochanie jakiego doświadczałam na ludzkim poziomie. Moja dusza czuje go strasznie mocno. Wydaje mi się jakby on też to czuł, ale robił wszystko, żeby nie dopuszczać tego do siebie. I nawet jeśli z kimś jest lub ma kogoś na noce, to i tak pojawiam się w jego myślach. Nie wierzę… po prostu nie wierzę, że jego dusza nie czuje mojej. Mam nadzieję, że u niego też wszystko pęka i zaczyna czuć. To da mu szansę znaleźć swoją miłość… Swoją wewnętrzną. Ja kocham go nadal… bezwarunkowo i mimo wszystko. Pierwszy raz czuję, że mogę kochać kogoś i pragnąć dla niego wszystkiego co najwspanialsze, mimo, że mogę go nigdy więcej nie zobaczyć, nie usłyszeć... Brakuje mi jego głosu. Gdy nagrał dla mnie wiadomość, mogłam słuchać jej bez przerwy... Zamknęłam oczy… O Boże słyszę jego głos… i ten buziak na koniec… A oczy… Matko i córko najświętsza… Najpiękniejsze oczy ever! Najgłębsze. Tonęłabym w nich bez pamięci.
Ale co z tego. Życie ma inne plany. Ja zresztą też. Ja muszę…chcę zająć się sobą. Rozwijać. Malować. Pisać. Wiem, że muszę nauczyć się stawiać granice i nawet dla miłości nie powinnam robić wyjątków – choć wydaje mi się, że z mężem właśnie tak jest – nie umiem postawić granicy, nie umiem zawalczyć o siebie. Nie widzę siebie - widzę dziecko, dom, ludzkie spojrzenia. Wszystko widzę tak wyraźnie, czuję mocno, a jednak nie podejmuję decyzji, które aż krzyczą całą mną.
Dziś wrócę do domu sama… syn na treningu, mąż wróci później. Może w końcu zrobię jogę - brakuje mi siebie z tamtego czasu, kiedy byłam szczęśliwa. Może budziłam się w bólach, ale Orso był gdzieś w tle… wstawiał śmieszne filmiki na insta i poprawiał mi humor. Nie musiał pisać, wystarczyło, że był. Ale już umiem bez niego żyć – wiem, nie wygląda, bo pisze o nim, ale to może moja forma terapii. Jestem szczęśliwa, kiedy maluję, piszę, wygłupiam się, tańczę, śpiewam albo spędzam czas z synem. Jestem szczęśliwa, gdy patrzę w niebo, czuje zimną trawę pod stopami i słyszę śpiew ptaków. Jestem szczęśliwa, gdy zjem coś pysznego, pośmieję się albo pójdę do lasu. Mam piękne życie. A przyszłość będzie jeszcze piękniejsza…
Moja przyszłość – zapisz, aby się spełniła. Mam w sobie spokój, szczęście i miłość. Kocham malować obrazy i pisać. Są one źródłem nie tylko mojego spełnienia, ale i dochodu. Podróżuję z ciekawością i pasją. Mam przy sobie ludzi, którzy mnie kochają i wspierają. Mam miłość, która wypełnia mnie w całości – miłość bezwarunkowa, szczera i wzajemna. Mam swój dom… swoje miejsce we Włoszech, Hiszpanii lub innym kraju, który sprawił, że poczułam, że to jest moje miejsc na ziemi. Mam wspaniałą relację z synem, a on odnalazł swoje szczęście. Mam czas na medytowanie, jogę, rozwój, wsparcie innych, naukę. Cieszę się znakomitym zdrowiem. Czy potrzebuje czegoś więcej…? A wiem… Jestem zajebista :D jak zawsze !

 

edit:ok. 17 Nie wiem co jest... rozwyłam się bez powodu... taka bezsilność i załamanie. Tak miałam wszystkiego dość. Poryczałam jakieś 10 minut i się zaczęłam ogarniać, bo zaraz mieli wrócić do domu, a nie chciałam się tłumaczyć z czerwonych oczu. Nie wiem dlaczego to bolało.