Najnowsze wpisy, strona 1


Sen -rodzina ojca


26 listopada 2025, 05:17

https://www.bing.com/videos/riverview/relatedvideo?q=Oskar%20Cyms%20-%20Szkic%20i%20kontury&mid=BF07DA74B28AFE4A957ABF07DA74B28AFE4A957A&ajaxhist=0

 

Śnił mi się dziś Orso. Był razem ze mną u rodziny  mojego ojca. Zmienialiśmy miejsce - były trzy różne domy, jeden ciotki, drugi nie wiem czyj i dom dziadków. U dziadków było pięknie wiosna lato, bajkowo, dookoła kwiaty, a trawa była zielona jakby malowana. Orso był gdzieś pomiędzy, był jakby w tłumie tych wszystkich ludzi, którzy się pojawiali. Wiem , że był, ale nie mogłam do niego podejść, nie mogłam go dotknąć ani przytulić. On też był bardzo zasadniczy. Tak jak wtedy w barze - był, patrzył, ale zachowywał się tak, żeby go nikt nie podejrzewał że mnie zna. Była jedna sytuacja kiedy coś robił i podeszłam bo coś chciałam wziąć... i mimo, że zachowywaliśmy się jak obcy, energia jaka była między nami była elektryzująca. Jakbyśmy dotykali się nie fizycznie, ale duchowo. Nie wiem... jak na filmach stoją obok siebie dwie osoby a ich dusze mocno się w siebie wtulają. Ja tylko poczułam smutek, że jest na wyciągnięcie ręki, ale muszę udawać... a On? On nawet się nie odzywał, a czułam jak bardzo chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. I tak cały sen, nie był w stanie niczego powiedzieć, choć w każdej chwili czulam jak chce... chce ale nie może się odezwać. 
Była jakaś sytuacja z kurtką skórzaną- nie wiem... dostał ją od mojego ojca czy kuzyna i ja podeszłam ją obejrzeć, była dziwna , totalnie nie w jego stylu- dotykałam jej i udawałam że sprawdzam jak leży jaki to materiał, a na prawdę to była jedyna możliwość żeby poczuć go choć przez chwile. Jacy my w tym śnie byliśmy nieszczęśliwi, aż wstałam z takim dziwnym smutkiem. 

Nie będę szukać interpretacji bo dla mnie to zbyt oczywiste. Z rodziną ojca nie mam kontaktu, tak jak z ojcem... może raz dwa razy do roku. Więc sam fakt że akurat oni się śnią i miejsca które widuje jeszcze rzadziej mnie nie dziwi. I czuję się jak w tym śnie.... Niby Orso jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy napisać, ale dla mnie dziś jest nieosiągalny. I myślę czy on ma tak samo? Czy on też patrzy i choć mógłby się odezwać- milczy... i nie dlatego że nie chce, tylko dlatego, że jest za dużo osób dookoła i nie wiadomo jak to mogłoby się zakończyć. Co najlepsze te osoby we śnie w ogóle nie zwracają na nas uwagi, a nam się wydaje że jesteśmy obserwowani... i ta energia... tak czuć to przyciąganie. 

Nawet teraz nie mogę o nim pomyśleć, bo wystarczy sekunda i czuje jak się uaktywnia czakra sakralną. Dziwne bo to nie jest podniecenie, to tak jakby na samą myśl o czymś intymnym z nim budziła się iskra i wystrzeliwała w górę. 

Czasami przypominam sobie co czułam jak to robiliśmy, czy faktycznie obudziła się energia kundalinii. Jakbym wiedziała takie rzeczy wcześniej to bym pewnie zwróciła na to uwagę. Jedyne co może świadczyć o tym (może nie jedyne, ale widoczne) to fakt, że później sex był już inny. Nie robiłam niczego inaczej, ale energia którą w sobie czułam była zupełnie inna, ja się czułam jak inna osoba, a co gorsze mąż też to czuł, że jest zupełnie inaczej, jakby kochał się z kimś obcym. 

Smutny był  ten sen, dobił mnie. Przypomniał jak się męczę bez niego. Ale też przypomniał, że nawet jeśli nie możemy się zobaczyć, usłyszeć... to połączenie jest i na prawdę się czujemy... ok, ja czuję go, bo nie wiem czy on mnie. 

A co jeśli mi się wydaje...? Znów mam wątpliwości. Wczoraj miałam dobry dzień. Bardzo dobry. Dużo się śmiałam, szczególnie że sobie "wmówiłam", że ten przypadkowy telefon był od Orso i może faktycznie coś czuje.... Gorzej jak to był ktoś, kto chciał mnie nawyzywac, albo po prostu pomyłka... ale że jestem optymistką, która nie wierzy w przypadki to wybieram opcje nr 1. W dodatku dziewczyny widzą jaki mam uśmiech jak jest temat Orso... Sporti wysłała połaczenia z Wenecji do Werony, że piątek to jest na wyjazd do niego. Ale wiem, że to żarty. I wiem, że go nie zobaczę, to nie jest nam pisane. Kroniki i wahadełko twardo obstają za tym. 

05:50 trzeba wstawać, a spać mi się chce strasznie. Dziwne jest to, że nie umiem się go pozbyć z głowy. I myślę kiedy to się skończy. Powinnam zająć się mężem i życiem tu, a jest jakby dziwnie. Nauczyłam się z tym żyć... i chyab zaakceptowałam, że jakby się moje życie nie potoczyło, on zawsze będzie jego cześcią.  To jest inne niż to jak tęskniłam za Kukim. 

Mam taki fajny, miły spokój w sercu. Takie myślenie... " uwielbiam Cię, ale wiem, że nie muszę Cię mieć, nie muszę pożądać... po prostu wiem, że jesteś i chcę twojego szczęścia". To jest dziwne. Mam tak pierwszy raz. Bo kiedyś miłość kojarzyła mi się z posiadaniem tej osoby i byciem jej jak najbliżej. Teraz, tzn. z nim jest tak bezwarunkowo... bez względu na to jaki jest pokręcony, jakie ma wady i zalety po prostu mogę czuć do niego miłość, ale nie znaczy to, że chce z nim być, nawet nie znaczy to, że chce się spotkać czy kochać. Nie. Nie mam potrzeby. Mam potrzebę, aby on był szczęśliwy, aby kochał siebie i szanował swoje ciało. Cudownie jest kochać kogoś za to, że po prostu jest, nie za to jaki jest, albo jak ja się czuję przy nim. Może faktycznie to co mówią, że jak nauczysz się kochać siebie, druga osoba nie jest Ci potrzebna... a raczej inaczej... nie tyle nie jest Ci potrzebna, co stanowi dopełnienie miłości. To tak jakby usiąć w fotelu z aromatyczną kawą, słuchając ulubionej muzyki i uważać, że jest tak idealnie... i czujesz sie szczęśliwy i niczego więcej nie potrzebujesz, a w pewnym momecie przychodzi ktoś kto otula Cię kocem, podaje ulubiony kawałek ciasta i siada obok żeby dzielić z Tobą to szczęście.... chyba tak to sobie wyobrażam. Tak jak z synkiem... Jeśli mam chwilę dla siebie, odpoczywam i czuję się szczęśliwie, a przychodzi on się przytulić, to wtedy czuję, że niczego wiecej nie potrzebuję od świata, tylko że dziecko zaraz dorośnie. Wiem, że mam go jeszcze tylko kilka lat przy dobrych wiatrach... Poza tym, uważam, że rodzice mają dzieci nie na własność, ale na wychowanie i przygotowanie do dorosłości, nie chciałabym być matką, która ma większy wpływ na swojego syna, niż jego żona... Ok, no właśnie, dzieckomam tylko na chwilę, a jak to jest mieć kogoś, kto będzie się z Tobą starzeć z taką miłością... chyba wątpię w takie coś u siebie. Po prostu będę sobie żyła i kochała siebie, jedyne co mogę sobie dać.


Jeśli kiedyś będzie mi dane czegoś takiego doświadczyć- że ktoś mnie kocha za same istnienie na tej ziemi i ja to odwzajemnię i będzie nam dane żyć razem,  to uznam, że dostąpiłam nieba na ziemi... ciekawe czy to możliwe? tak kochać i być kochaną?


Mąż mówił, że jak rozmawiał z jakimś jasnowidzem, wróżką (nie wiem z kim, nie wnikam) - to to, czego doświadczyłam z Orso, było wielkie i piękne i nie jest dane każdemu doświadczyć tego w swoim życiu. Ja miałam tego doświadczyć, mąż nie. I jeśli faktycznie już go nie zobaczę, nie usłyszę... to zostanie mi coś, czego nikt mi nie zabierze. Szkoda, że On nie dowie się, jak wyjątkowy, ważny i niesamowity stał się dla pewnego człowieka na ziemi, że już to jest jedyny i najważniejszy powód, dla którego warto było żyć. 

 

Edycja g. 14:35 Znów się naćpałam... Zjarałam się cudownym humorem. Byłam na balu seniora robiłam zdjęcia i dostałam komplement, że wyglądam... UWAGA UWAGA... - na 16 lat. Mało tego dodali, że chyba OD MIŁOŚCI! I ogólnie kilka osób więdzę, że mnie obserwowało i za plecami słyszałam miłe komentarze, takie zdziwione,że mnie nie poznali, że to ja... że wyglądam ślicznie. Pewnie, że wyglądam promiennie - trzyma mnie od mojej "nowej" miłości z Holandii, a na domiar złego dziś niechcący - serio, niechcący wybrał mi sie ten numer, ale szybko rozłączyłam, więc mam nadzieję, że nie poszedł żaden sygnał, a jeśli poszedł, to trudno... ja myślę, że On wie, że ja wiem, że On wie, że ja wiem... 

I to jest fajne. Nie musi się odzywać, nie musze go widzieć, wystarczy, że czuję że jest. Mam nadzieję, że On też ma taki dobry humor! 
A jak nie ma to uwaga kawał: ulubiona pozycja seksualna kobiet po 40?
- Pozycja na pociąg... Wsiadać póki stoi. 

A od siebie dodam - dlatego lubię młodszych :) A poważnie, jakoś tak w życiu wyszło, że nie miałam starszych chłopaków... albo po prostu wyglądam za młodo. 

 

edycja: coś koło 22:00 poszłam spać około 21:30,  szybko zasypiałam ale każdy dźwięk, ruch sprawiał ze się wzdrygałam (bałam). W środku serce waliło jak oszalałe. Skręcało mnie w środku ale próbowałam spać dalej. Mąż wstał, poszedł uwalniać emocje bo miał to samo. I tylko mnie zastanawia czy ja czułam jego, czy on mnie, i kogo tak naprawdę czuliśmy... bo raczej to nie było moje ani jego. Zastanawia mnie kto od kogo ciągnie. No ale niepokój i strach jaki miałam wczoraj był dziwny. Piszę to 5:55 następnego dnia, ale wklejam pod dzień w którym to było. 

jakby to powiedzieć


25 listopada 2025, 09:54

o k*** ktoś mnie  kocha z Holandii... nie słyszałam telefonu.... k*** zaczyna się robić ciekawie... do książki to fajna fabuła, ale... mam ciarki...

I jeszcze coś... świetnie jest robić takie numery osobie, która nie wierzy w przypadki...

No dobra muszę... nie idzie mi praca...Wychodziłąm w teren patrze na zegarku 10:09 (uf ominie mnie) wyszam na dwór 10:12 (uf - dzis mnie ominęło), wchodze do auta 10:10... a jakk wróciłam, to fb i znów centralnie jego zdjecie - ok, Góra już przestańcie proszę. Ja już postanowiłam, to zamknięty temat... Małżeństwo zobaczę jak się potoczy, postaram się być milsza i wracam do siebie. Do swojego humoru, zabawy i śpiewania na głos piosenek w samochodzie.

szarlotka


24 listopada 2025, 19:42

https://www.youtube.com/watch?v=V9PVRfjEBTI&list=RDEMcce0hP5SVByOVCd8UWUHEA&start_radio=1

 

Siedzę w wannie, piję kakao, jem szarlotkę, słucham Billie Eilish i się relaksuję po kolejnej wojnie. O matko, jak ja mam wy***ne na to wszystko. Tak, uśmiecham się i czuję jakbym mogła góry przenosić. Wcale dobrze nie było i nie jest, ale czuję jakbym złapała orzełka w contrze (dodatkowe życie w takiej starej grze,w którą uwielbiałam grać, ale zawsze bałam się grać w nią sama). 

Wracam po pracy, syn na basenie, mąż w domu... Przed drzwiamy myśl "nie wchodź, będzie akcja", ale weszłam z uśmiechem... DUPA, mąż już miał niewyraźną minę i spytał (bo miał wizję jadąc autem), czy modlę się aby on sobie kogoś znalazł? Czy chcę końca tego małżeństwa? Czy modlę się aby zniknął? I chyba już nie będę tu niczego pisać, bo to jakby dziwne... mówił o rzeczach,  o których tu pisałam i się zastanawiam czy mnie czasami nie szpieguje. Wojna (już to nazywam wojną) zaczęła się koło godz. 16:30 trwała do ok 18:00. W pewnym momencie już się nie odzywałam. Przyszła mi myśl... jeśli Orso jest moim bliźniakiem to powinien czuć, że coś się u mnie dzieje? Ciekawe czy czuje? Mąż prowadził swój monolog, a ja siedziałam myśląc: "czuje mnie czy nie czuje"? A w głowie - jak to sprawdzić?  Za kilka minut dzwoni telefon - nieznany numer, ten sam głos, mąż się rozłączył (tak, tak... przypadek, zbieg okoliczności, ale nie odpowiedź na moje pytanie 🤣). Telefon był przy mnie. Wiem nie mogę się śmiać i to nie jest śmieszne, ale zaczęłam się śmiać. Orso! to nie jest śmieszne. Nie wolno tak robić. Tak się robi tylko wtedy, gdy się kogoś kocha! Więc proszę nie rób tak, bo pomyślę, że na prawdę coś poczułeś...  Znajdź fajną dupeczkę, zakochaj się i bądź szczęśliwy. Mnie nie uratujesz, poza tym nie musisz... nawet nie wiesz jak jestem silna. Czasem tylko bezradna, ale tak jak mówią kroniki: jutro znów wstanę silniejsza. 

 

Bardzo spodobała mi się ta piosenka z linku powyżej... miałam włączyć składankę, ale ciągle ją cofam - sprawdziłam tekst - o w mordę jeża... niby też przypadek. Kocham te przypadki.

 

 

Słuchając krzyków męża zastanawaiałam się czy tak ma każdy mężczyzna i doszłam do wniosku, po co mi facet. Miłość? Banał! -o ho ho, już moja GÓRA się odzywa. Mam z nimi problem, bo odzywają się kiedy chcą. A jak ich potrzebuję, to siedzą cicho - mendy społeczne (🤣 nie spodobało im się to stwierdzenie, ale nie są źli... to co? może posłuchamy co mają do powiedzenia)

- Ok, robaczki kochane... słyszycie mnie?

- Głośno i wyraźnie.

- Super. Ja was też.

- W to nie wątpię.

- Z kim rozmawiam dziś?

- Miuriel

- He he bardzo śmieszne...Miron???

(wstawka : Miuriel to drugie imię Chandlera Binga z "Przyjaciół", więc wie co mnie bawi)

- A któżyby inny chciał z Tobą rozmawiać, jak jesteś w takim humorze.

- No co? Jestem w dobrym...

- Za dobrym.

- No co? Sami mówiliście, że to tylko lekcja.

- Lekcja, z której nadal nic nie wynosisz.

- Nie przesadzaj. Doszłam do wniosku, że nie potrzebuję facetów. Uodparniam się na głupotę i przestaje mnie ruszać to, że ktoś ma jakieś wątpliwości co do mnie.

- Nie tego masz się uczyć.

- A czego?

- Miłości.

- Do męża? Już go kochałam, może kocham... może pokocham...

- Bądź przez chwilę poważna.

- Ok, o co chodzi?

- Pokochaj swój ból. To nie tak, że on robi to specjalnie... Ty siebie nie kochasz. Dostałaś bardzo dużo złego kiedyś... Zamykałaś to... Zmierz się z tym jeszcze raz.

- Ale ja kocham siebie.

- Nie wybierasz siebie.

- A jak mam wybrać? Odchodząc?

- Nie, stawiająć granice. Nie możesz wchodzić w te kłótnie. To są jego emocje, on ma swoje do przepracowania, ty swoje.

- To jak mam to robić? Nie odzywać się... nie kłócić?

- Wysyłaj miłość, nie ból. Miłość do siebie. Gdy on krzyczy wracają wszystkie złe wspomnienia... od dziecka... Kulisz się wtedy i znikasz, robisz się niewidzialna, tak jak wtedy gdy miałaś kilka lat. Pamiętasz, jak mówili, że jestes takim grzecznym dzieckiem? 

- Tak.

- Nie byłaś grzeczna, byłaś przestraszona. 

- Ok, skończ. Miałam dobry humor, a teraz łzy mi napływają. Zmień temat proszę.

- Na co? Na oborę czy stajnię?

- Jesteś kiepski w tych żartach, ale już mi lepiej. 

- No zapytaj... świerzbi cię jak nie wiem.

- Nie napiszę co Ciebie świerzbi... 

 -"Dupa", nie musisz pisać, przecież wiem co chcesz powiedzieć.

- No to napisz, co chcę wiedzieć...

- Jest z ciebie dumny... Jest na prawdę dumny, że wstajesz za każdym razem. Słyszę takie coś "zuch, mój chłopak". 

- Taaaa, ale ściema.

- Taaa, ale łykasz wszystko. 

- Jeśli chodzi o niego to pewnie, że łyknę wszystko, dobra nie wszystko...

- Ha ha ha wiem o czym pomyślałaś... 🤣 

- Spadaj. 

- Mogę...

- Nie, spadaj powiedziałam.

- Ale jego "coś" to byś pewnie łyknęła?!

- Boże jaki Ty jesteś okropny! Lecz się. 

- Okropny czy nie, ale śmiejesz się, a to najważniejsze. 

- Mam coś jeszcze wiedzięć?

- Nie słuchaj tego gościa. Tak jak ci dziś mówiłem, każda podróż jest inna, nie patrz na cykle... nie da się tak odmierzyć czasu. Wasz przyjdzie jak się uleczycie. I dla tego Twojego powiedz, żeby brał się za siebie. Sporo już ogarną, ale zajmuje się pierdołami. 

- Akurat jemu nie powiem, bo nie mam kontaktu.

- Energetyczny masz. 

- Ale nie wiem jak to działa... 

- Spoko, już poszło, może zaczai. 

- Taaa facet i używanie mózgu...

- Też byłaś facetem.

- I pewnie byłam tępa jak nóż do masła. 

- To nie czas żebyś wiedziała o takich rzeczach.

- A ogólnie co mam robić? 

- Może już czas na ksiażkę...?

- No właśnie i ten facet pomógłby mi napisać ją rzetelnie.

- Masz trochę racji, ale wolałbym nie. Bazuj na swoich doświadczeniach, a koniec nie musi kończyć się happy endem.

- No tak, bo przecież bliźniaki nie musza być razem.

- Nie o to chodzi. Zrób kolejną część.

- Nie mogę się jakoś za to zabrać.

- A czas na pisanie ze mną masz!

 -Oj Miron... weź...

- Kąp się, bo za chwilę wracają twoi faceci.

- Noo, wiem...

- Nie kwaś się tak. O słyszysz... już są.

- Ja pierniczę, ty musisz wszystko wiedzieć. Spadam. 

 

 

 

tak bywa


23 listopada 2025, 16:10

https://www.youtube.com/watch?v=fpyNyyuTRBg&list=RDfpyNyyuTRBg&start_radio=1

 

To będzie chyba długi wpis. I nawet nie wiem od czego zacząć. Zrobiliśmy dziś 10 km, wróciłam zmęczona, mąż zrobił obiad. Potem kakao i włączyłam film "Gliniarz z Beveryhills", chciałam jakiś kalsyk, ale okazało się, że to jakaś nowość. Teraz męża nie ma więc piszę. Może się nie wyrobię... ale...

Dni nie są fajne, tylko chwile są ok, ale to za mało, by czuć się szcześliwym. Upadam, wstaję i tak w kółko. Zanim napiszę o odczuciach itp. -napiszę kilka ważnych dla mnie rzeczy. 

Wczoraj spotkałam się z siostrą. Mieszkamy dosyć blisko siebie, był czas, że widywałyśmy się codziennie, ale od dłuższego czasu nie rozmawiamy... Nie wiem dlaczego. W końcu się umówiłyśmy. Rozmowa była o naszych małżeństwach. U niej też jest różnie, ciężko i też ma dosć, ale jej mąż to była jej wielka miłość z wzajemnością! Takie na prawdę bratnie dusze, ale to było widać zawsze. Kryzys po 20 latach to chyba i tak niezły wynik. Ale jak zaczęłyśmy rozmwaić o moim... ona wie, że od dłuższego czasu jest kiepsko i nie chcę już w tym tkwić. Pytała co dalej? Powiedziałam, że nie czuję tego i nie dam rady. Nie jest dobrze. Po telefonach Orso (siostra i w sumie nikt z rodziny nie wiedzą o Orso), które mieszają w moim małżeństwie, dużo zrozumiałam i zobaczyłam (ale o tym poźniej). Siostra powiedziała, że ona blokuje się przed moim mężem (energetycznie) bo czuje, jakby on chciał wejść w jej głowę. Nie ma do końca dobrej opinii o nim. Ale powiedziała coś innego. Powiedziałam jej o naszych planach z dziewczynami wyjazdu do Wenecji. Powiedziała, że powinnam znów się gdzies wybrać sama. Powiedziała... że kiedy byłam w okresie przed wylotem do Włoch i po powrocie - byłam najlepszą wersją siebie. Byłam silna, piękna, emanowałam pewnością siebie, odwagą i chęcią życia. Powiedziała, że nigdy w swoim życiu taka nie byłam - a podkreślam ona nic nie wie o zdradzie, o Orso (choć może się domyśla, bo spytała czy może nie powinnam zdradzić męża, że może to by zadziałało, tak jak z poprzednim, który nie chciał mnie zostawić. Myślę, że kiedyś się dowiedzą. Ale nie szybko.) I zastanowiło mnie to - czy to możliwe? Czy blixniaczy płomień na prawdę mnie obudził? Na prawdę pokazał moją prawdziwą wersję siebie? Usłyszeć coś takiego... że nigdy nie byłam taka szczęsliwa... nigdy nie widać u mnie było takiej energii i siły.  

Koleżanka (musze je jakoś ponazywać - może... 1. glam 2. sporti. Więc jak rozmawiałm z Glam... ostatnio tak szczerze - to powiedziała, że mąż idzie w złą stronę i to na prawdę źle wygląda.Gdy użyłam stwierdzenia, że czuję jakby był psychopatą, powiedziałą, że starała się nie użyć tego słowa, ale o to jej chodziło. Rozumie mnie i współczuje. 

Terapeuta - nie do końca terapeuta, znajomy, który pomagał mi w kryzysie prowadzi grupę dla anonimowych alkoholików, wie o Orso, może nie wszystko, ale o zdradzie wie. Spytał teraz jak u mnie sytuacja. Powiedziałam, że jako tako. Powiedział, że nie chce mnie smucić, ale dla niego to mażłeństwo się skończy wcześniej czy później, a raczej wcześniej. Nikt chyba nie daje nam szansy. Nie mówi tego wprost, ale też nie uważa go za osobę, która na mnie zasługuje. Nie czuję się wyjątkowa... i nie muszę mieć księcia z bajki, ale chciałabym kochać i być kochana, bez mierzenia się z takimi emocjami - dziwne, że to za duże oczekiwania. Przez ten tydzień dużo myślałam, dużo się działo, dużo sobie przypominałam. Przypomniało mi się jak ten znajomy jakiś może rok, dwa temu spytał o moje małżeństwo czy u mnie wszystko wporządku. Powiedziałam, że bardzo dobrze, ale on wiedział, że nie jest. Gdy teraz z nim rozmawiałam przypomniał tą sytuację. Mówiłam mu, że ja na prawdę wierzyłam, że jestem szczęśliwa - ale on nie wierzył, że siebie mogłam oszukać ale nie jego.

Przypomniała mi się też koleżanka z liceum, którą ostatni raz spotkałam chyba 8 lat temu, kilka razwy wspólnie się spotkaliśmy jej chłopak pracował w straży miejskiej, jeździł na interwencje itp. jakiś czas późnej pisała do mnie wprost czy mąż mnie nie bije - zaśmiałam się i powiedziałam, że szybciej ja jego... ale dziś zastanawiam się czy oni nie widzieli w moim zachowaniu symptomów ofiary przemocy, ale psychicznej... Może wyolbrzymiam. Czy on na prawdę mógłby być zły? Przecież nie był. Przeceiż byłam szcześliwa... Byłam...

Ok. Po wczorajszej wojnie (tak oczywiście, była znów awantura dzika, ale napiszę później) weszłam w Kroniki. Czułam się potwornie... nawet opisać nie umiem tych chwil bezsilności. 
Pozwoliły mi zapisać naszą rozmowę, dlatego ją tu wkleję. 

Wczorajasza rozmowa z moimi przewodnikami.


"-Dasz radę!
- Nie dam. Próbowałam, na prawdę… nie dam rady. Powiedziałam wprost. Czuję jakbym przechodziła przez to drugi raz… Ja rozumiem że mamy dziecko i trzeba ratować rodzinę, ale nie tak…
- Kochanie, to tylko lekcja. Trudna, ale tylko lekcja.
-Może być najtrudniejsza na świecie ale ja już zrobiłam wszytko. Powiedział że nie zostawi nas i będzie walczył do końca. Chyba do mojego. Proszę zatrzymajcie Orso. Niech on do tego nie przykłada ręki. Niech przestanie pisać dzwonić cokolwiek robi. Macie taką moc prawda???
- Nie, takiej nie mamy. On ratuje siebie w ten sposób.
- Rozumiem połączenie, ale nie rozumiem tego stwierdzenia.
- Ratując ciebie uratuje siebie
- Nadal nie rozumiem.
- Jesteś mu potrzeba, on to wie… nie może Cię stracić.
- Co wy mówicie? To jakaś głupota! Totalna! On tylko chce się zemścić… znalazł sposób…
- Znalazł sposób ale nie na zemstę
- Niech przestanie, to nic nie da…. Mąż nie jest zły, tylko… tylko ja się pogubiłam. Powinnam go dalej kochać i ratować małżeństwo. To ja jestem ta zła.
- Żadne z was nie jest złe.
- Ja już nic nie mogę zrobić. Ja po prostu w tym zostanę. To się naprawi. Orso w końcu odpuści (dziś mąż też pytał mnie o jakiś włoski nr czy znam, w złości wykrzyczał że dostaje tego mnóstwo i blokuje tak jak mu mówiłam)
- A po co blokuje?
- Bo mu kazałam, nie chcę tych wojen.
- Te wojny będą, pamiętasz???
- Ale ja z nim rozmawiałam, mówiłam że chce przerwy powiedział wyraźnie, że to będzie oznaczało koniec a on do tego nie dopuści. Ja już nic nie zrobię. Ja w tym utknęłam.
- To się zmieni.
- Boże niech on się w kimś zakocha… nie wiem… a może to taka próba, jak przejdziemy przez to to będziemy szczęśliwi.
- Nie!
- Czemu nic nie mówicie?
- Nie słuchasz
- Słucham
- Nie uczysz się
- Ok, mówiłam że mogę dostać po dupie, Ale nie dam rady… dziś jestem już bez siły.
- To dziś, jutro znów wstaniesz silna.
- Obiecałam sobie, że jak będzie wojna to podejmę decyzję… i co? Podjęłam… i nic to nie dało. Nie chce żeby mnie ktoś ratował. Ja to sama muszę...
- Czasem ktoś musi.
- Ale nie Orso, jeśli on by to zrobił zostałby wrogiem w rodzinie mojej.
- Jesteś pewna? Rozmawiałaś dziś z siostrą…
- Wiem… wiem powiedziała, że pomoże ale … to nie tak…
- Co nie tak?
- Może wy coś zróbcie? Może jakbym zniknęła... wiecie w jakim sensie, to problem się rozwiąże dla każdego.
- To nie jest rozwiązanie.
- On… ja nie mam siły.... straszy, że zabierze synka, że popełni samobojstwo… nie reaguje, bo szantażował mnie tak wiele razy, ale… ja nie mam siły
- Masz kochanie… masz jej tak dużo.
- Skoro to moja bratania dusza czemu tak cierpię?
- To nie jest twoja bratania dusza, wiesz dlaczego.
- To dlaczego to dostaje… kumulację moich wszytkich złych związków.
- Jak już się po tym oczyścisz ze wszytkiego, dostaniesz miłość której pragnęłaś.
- Może mąż jest tą miłością.
- Nie
- Ale on mówi, że on wie że będziemy razem, że to sprawdzał…
- Dużo rzeczy sprawdzał, prawda? Widziałaś to na własne oczy???
- Nie
- Słyszałaś?
- Nie
- To uspokój się. Będzie dobrze
- Nie będzie. Stawiam opór. Po prostu zostanę w tym małżeństwie, ludzie tak żyją. Mogę być kolejna. A Orso… to tylko pomyłka… przewidziało mi się coś. Nawet nie wiem czy on żyje. ok, że żyje wiem, ale nie wiem czy coś kiedykolwiek poczuł do mnie. Czemu mam sobie to wmawiać, że to coś większego… może to moja chora wyobraźnia.
- Tak… masz wyobraźnię, ale do pisania książek, a to co on czuje wiesz.
- Nie, nie wiem… nigdy mi nie powiedział. A słuchając męża, co Orso mu mówił na mój temat, to nie wiem czy kiedykolwiek coś poczuje, bo raczej…
- Widziałaś te wiadomości? Słyszałaś rozmowy???
- Nie.
- Nie mogę uwierzyć że masz tak mało wiary w sobie.
- Wrócił. Muszę kończyć
- Będzie dobrze piękna. Nie poddasz się wiesz o tym… już niedługo. Pomożemy. Ktoś pomoże."

 

Przeczytałam jeszcze raz tą rozmowę... Tak. Dziś jestem znów silna i znów gotowa na to, co ma być - bez względu na to czy to dobre czy złe. Choć na dobre już chyba przestałam liczyć. 

 

Wrócę do wczorajszej wojny. Zawiozłam syna do siosrty, spytała czy zabieram go spowrotem czy zostaje jeszcze bawić się, powiedziałam, że może niech zostanie, po co ma słuchać kłótni. Wiedziałam to, bo dzień wcześniej spytał czy zdecydowałam już o naszej separacji, ale malowałam, więc nie chciałam rozmawiać. wczoraj zaczął się pakować, nie powiedział dlaczego... w końcu nie wytrzymał i mówi, że się wyprowadza, że musimy zrobić przerwę. Malowałam, nie odzywałam się. Czekałam aż skończy. Powiedziałam ok i się zaczęło... Zaczął się cały wybuch jego emocji, jego szantaży... nie dam rady tego opisywać, nie dam rady tego przeżywać. W końcu powiedział, że wróciły mu myśli samobójcze i po jeszcze kilku zdaniach powiedział, że zrobi to i zaczął wychodzić, a że ja już to miałam w dupie - tak mam! nauczył mnie przez tyle lat. Wykrzyczałm mu, że 12 lat za nim wybiegałam, prosiłam, ratowałam, teraz już nie mam siły i nie będę. Chciałam pojechać do siosrty, ale mi zabronił. gdy trochę się opanował zaczęłiśmy rozmawiać i powiedziałam, że nie chce tak żyć... że potrzebuję przerwy. Zapytał czy ma zabrać rzeczy powiedziałam, że tak. Poszedł wkurzony się pakować. Gdy poszłam po kluczyki żeby pojechać po syna (miałam nadzieję że w tym czasie pojedzie), kazał mi zostać. I znów się zaczęło, że jeśli on teraz zrobi przerwę to oznacza to koniec i on na to nie pozwoli. Tak po prostu, że ja i syn to cały jego świat i on będzie walczył do końca... Nie będę pisała co było dalej. Szkoda słów. Potem pojechał po syna... a ja padłam na kolan i zaczęłam płakać... z tak ogromnej bezsilności... że ja już nic nie jestem w stanie zrobić. Ja po prostu w tym utknęłam. Czułam ból poprzedniego związku, gdzie też kilka lat próbowałam to zakończyć. A ludziom się wydaje, że po prostu się rozmawia, mówi nie kocham cie i się rozchodzimy.... Twoje uczucia nie mają żadnego znaczenia, gdy ktoś chce inaczej, po swojemu. Wtedy weszłam w Koroniki i z nimi rozmawiałam. 

Potem mąż był znów idealny. Zrobił obiad... przynosił co chcciałam, uśpił synka, a wieczorem ja poszłam jako ta dobra żona do łóżka... przytuliłam się i wierzyłam, że jest dobrze. I miałam gdzieś wyrzuty sumienia, że zamiast o mężu myślałam, że to przytula mnie ktoś inny...

 

A teraz coś o Orso... tymi telefonami pokazał mi, że mąż nie kontroluje emocji, manipuluje mną i wymusza wiele rzeczy - nie chcę opisywać sytuacji bo jest ich za dużo. Widzę to. Nawet powiedziałam mu o tym... ale on jest jakby głuchy na to co mówię... zadaje mi pytania typu: czy jestem aż taki zły, czy to wszystko przeze mnie, czy nie było dobrych chwil - a ja widze jak pięknie działa mechanizm wpędzania w poczucie winy... 

Za to dziekuję Orso, ale to koniec. Nic więcej nie zrobisz. On już zaczyna radzić sobie z emocjami... wychodzi na chwilę i wraca jakby nigdy nic. Poza tym mi nikt nie pomoże i nie liczę na to. Nawet jesli Orso chce pomóc, to... jako mój bliźniak nie może się wtrącać. To muszę ja załatwić. To moja lekcja. Jestem silna i dam radę. Góra jest ze mną i mi pomoże. Jeśli moje małżeństwo ma przetrwać to się wszystko ułoży, jeśli nie to się rozpadnie. Ale coś się na pewno wydarzy. 

 

Czuję się bardzo dziwnie. Jakbym miała życie ziemskie i duchowe. Tutaj jestem z mężem, a gdzieś nie wiem gdzie z Orso. Nie umiem tego wytłumaczyc, bo to nie jest ziemskie zakochanie. Byłam zakochana  i wiem, że to nie jest takie uczucie. Orso jest ze mną non stop. Nie mogę się pozbyć tego połaczenia. Jest pierwszą i ostatnią myślą. Jest gdy jem, gdy oglądam tv, piszę, maluję. Nie jest natarczywy. Po prostu, jest jakby cichy duszek,  który siedzi na ramieniu. Zastanawiam się czy dziś myślał o mnie tak mocno... bo wyświetlały mi się ciągle jego zdjecia, a godziny chyba szalały 08-08,09-09,11-11,12-12... dziś miałam dość, ale dziś czułam jakby mnie wołał, jakby się martwił. I tylko mam jedną prośbę do niego. Przestań! Przestań jesli tego nie czujesz... Jeśli to tylko zemsta, jeśli chcesz być bohaterski i mi pomóc, jeśli robisz to z jakiegokolwiek innego powodu, niż poczucie, że coś nas łaczy -przestań. Ja nie zniosę kolejnego odrzucenia. Ja też się boje i też nie wiem czy kiedykolwiek Cię jeszcze zobaczę, ale myśl, że pojawiasz i się i kolejny raz znikasz mnie po prostu zabija. Pamiętam jakby to było chwilę temu, gdy skasował swoje zdjęcie, gdzie miał coś ode mnie... to była ostatnia rzecz jaka mnie z nim łączyła - te zdjecie, na które mogłam patrzeć - Boże... ja nie dałam rady dojechac do domu, wracałam lasem, bo wyłam z bólu jak oszalała. I nie umiałam tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Nie jestem, nie byłam i nie będę idealna, ale... Nie zasługuję już żeby tyle cierpieć. Dziś czuje się jak zamknięta w złotej klatce. Teoretycznie wszystko jest ok, i wszystko mam, ale to tylko potwierdza mi jedną rzecz, że w życiu chodzi tylko o miłość! Tylko miłość jest ważna! Bez niej to dupa nie życie. 

Wiem, że z Orso już będę połączona i nie zmienię tego... nie wiem tylko co będzie dalej ze mną... Na TT znalazłam wczoraj (ok, nie znalazłam samo mnie znalazło, bo nie szukałam) konto zmężczyzną: New_Worls_Allatar (ma konto na yt więc chyba się troche w niego wczytam) łysu gość z brodą, który pomaga bliźniaczym płomieniom i miał fajny film o tym jak to jest spotkać bliźniaka i jak to rozpierdala twój świat... Mało kto opowiadał o tym tak brutalnie, czułam, że to osoba, która wie co na prawdę przeszłam. 

Zacytuję: 

"Więc jakie są oznaki, że spotkałeś swój bliźniaczy płomień?Cóż, przede wszystkim, nie wszystko jest idealne i romantyczne. mam na myśli ok, na początku, ale to nawet nie trwa długo. I cały pieprzony internet Ci mówi. Och czuję się jak w domu i jest cudownie. A Ty kurwa tracisz rozum. Ha ha. Patrzysz, co ludzie mówią o tym online, a wy na to - o czym wy kurwa mówicie? Obsesyjne myślenie na początkowym zerwaniu. Cholera jasna! Twój mózg idzie milion miliardów biliardów mil na godzinę. Nie możesz przestać myślec o tyj osobie. Co wieczór wracasz do domu po pracy i krzyczysz do snu, krzyczysz w swoją poduszkę. To absolutnie najbardziej rozpaczliwa sytuacja, w jakiej byłeś w całym swoim życiu. I muszę mieć pieprzony internet który mi mówi to jak bratnia dusza czy coś. Wypierdalaj stąd z tym gównem człowieku. To jest straszne. A potem sprawdzasz ich w mediach społecznościowych 10, 15, 20, 30, 40... Zrobisz wszystko aby ból ustał. I Och! Liczby. To gówno jest cholernie dziwne. Wszystkie te powtarzające się wzory liczbowe wszędzie. 11, 44, 22 To tak jakby cały czas cię  śledzili. Wszędzie. Wszędzie widzisz ich imię. Nie możecie tego zmyślić. To okropne. Och! Czasami w to wątpisz. Wątpisz w to, że to twój bliźniaczy płomień, i to jest na prawdę dobry wskaźnik. ponieważ znowu inni ludzie online są jak.. och tak po prostu to poznasz, czuja się jak w domu... Teraz wielu z was patrzy może poczuć ten dziwny rodzaj psychicznej intuicji tam, gdzie jest , to wiedza, ale to ni epochodzi z umysłu. Wątpliwości pochodzą z umysłu, ale wiedza pochodzi z duszy. Pamiętasz co wszyscy mówią, że są bliźniaczymi płomieniami? Jesteś tą samą duszą. Ludzie tak nie mówią..." 

I to właśnie jest dokładnie to co miałam... dokładnie. Nie zmieniłabym ani słowa... Jakby ten gość wszedł w moją głowę i przeczytał wszystko co się wydarzyło, co czułam, co przeżyłam. Więc tak! Mam 99% pewności, że Orso jest mój. 99, bo jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić. 100% będę miała jeśli On mi potwierdzi, że też to czuje. Ale mam też świadomość, że nie musimy być razem... Nie musze do tego dążyć... A może tylko tak mówię... Biorąc pod uwagę ilu bliźniaków się odnajduje... to są tysiące... więc może...  O matko! Dopiero sobie uświadomiłam piosenkę... Mówią o tym, że będą prześladować cię piosenki, a ja myślę... no u mnie tylko czasem, ale przecież nie musze mieć wszystkich znaków... śmiać mi się chce... a jest jedna, która faktycznie mnie prześladuje, ale myślałam, że dlatego, że ją lubię, a to jest ta przy, której... - Obsesion Aventury. Słyszę ją chyba za każdym razem jak otwieram TT i zawsze robiło mi się ciepło i spokojnie, i zawsze przesłuchiwałam do końca... czasami chyba wolno myślę.

 

A moja przyszłość... na dziś straciłam wiarę. Mam tylko nadzieję, że Orso znajdzie fajną kobietę, zakocha się założy rodzinę i będzie cieszył się tymi pięknymi chwilami... a ja...? he he wink pomyślałam... a ja będę tą kobietą... nie... przepraszam...nie to chciałam napisać... On zasługuje żeby mieć kogoś... nie wiem... młodego? może chce mieć dzieci? może ta sama kultura? Znajdę tysiąc powodów dla których powinien być z kimś innym i tylko jeden, dlaczego ze mną... Ok,  ciężko mi... odkąd go pozanałam, nie było dnia żeby nie chodził po mojej głowie, najgorsze, że nie słucha mnie, kiedy mówię żeby sobie poszedł... ciekawe jak długo się z tego leczy? Cakowity brak kontaktu to już jakieś dwa miesiące, a jakby nie liczyć tej wpadki we wrześniu to 3, a ja go czuję. Kiedy przychodzi jakaś złość, bezsilność, smutek czy tęsknota - wiem kiedy to jest moje, ale kiedy to jest jego czuje to odrazu. A może się mylę??? Może oszalałam serio , na prawdę. Wkurzają mnie tylko kroniki i wahadełko, bo nadal mają swoje zdanie na ten temat i im bardziej racjonalizuję tą sytuacją i wycofuję, tym one chętniej to potwierdzają... jakby miały pilnować abym o nim nie zapomniała. Boże! żyć bez niego będzie tragicznie. Żyłam bez Kukiego i bylo ciężko, choć dziś przypomniałam sobie, że bylam po prostu u niego na haczyku. Byłam wtedy kiedy on chciał. Byłam kiedy się odzywał, kiedy przyjeżdzał... To ja się dostosowywałam do niego, nigdy na odwrót, więc... Nie chcę już tak więcej. I mimo, że miłość jest podstawą, to chyba lepiej być samemu. Nie ma oczekiwań i nie ma rozczarowań, no i nikt Cię nie skrzywdzi...

A tak na marginesie... czasami... tak na chwilę... na kilka sekund... zamykam oczy... i czuję go w sobie... niesamowite, jak ciało szybko, w tępie błyskawicy, potrafi sprawić, że czuję jakby to była prawda. 

 

Mam 40 lat, zaraz..., a nawet nie wiem czy w swoim życiu prawdziwie kochałam... chwilowo na pewno... ale nie wiem jak to jest po prostu kochać, tak bezwarunkowo drugą osobą (NIE DZIECKO)... Czuć, że się kogoś pokochało... nie dlatego że jest dobry, że ja czuję się bezpiecznie, nie dlatego żeby nie być samej... po prostu tak bez powodu, nie bo bogaty, nie bo biedy, nie bo kocha, nie bo szanuje, nie bo blisko, nie bo daleko... tak kurde po prostu...

I jeszcze coś... Mam dużo snów, ale nie dam rady zapisywać. Dwa dni temu śnił mi się nasz pies, którego musieliśmy oddać (poszedł do dobrego domu). Przyśnił mi się, że przyszedł do mnie, położył się obok żebym go głaskała, był szczęsliwy i ja też... Spędziliśmy kilka chwil razem. Następnego dnia dowiedzieliśmy się ze zmarła. Zrobiło mi się smutno. Pies był mojego męża, a jednak przyśnił się dla mnie... W tamtym domu miała dużo lepiej niż z nami.  Mówili, że zmarła chyba z tęsknoty... Czyli jednak tak można? Mieć teoretycznie lepsze życie, warunki, a jednak powoli umierać... Czy ja też będę tak umierać... z tęsknoty? 

from Italy...


18 listopada 2025, 08:37

https://www.youtube.com/watch?v=uNVBBXa6CB8&list=RDilrcgrZlWas&index=2

 

krótki wpis - bo miły

Rano myślałam o tym, że dawno nie wchodziłam na zdjęcia Orso... a po chwili... ale po co mam wchodzić, skoro wszechświat i tak mi nie pozwala o nim zapomnieć. 
Czasem wyskakuje jako propozycja do znajomych, czasem słyszę piosenkki, synchroniczności...a dziś...

Przyszła młoda dziewczyna, której pomagałam przez wiele lat (najpierw jej mamie). Jeździ na tirach, kupiła dom w innej miejscowości, wyprowadza się i przyszła podziękować... Powiedziała "Miało być z zróżnych krajów, ale wyszło, że wszystko jest z Włoch". Był magnez Genova (tam zaczęłam się moja miłość do Włoch), a gdy wyciągnęłam pudełko na jednym z nich było napisane "From Italy whit love" - tak wiem, zwykły zbieg okoliczności ;) kocham takie przypadki.

I coś jeszcze od Noa 

Przebudzenie nie trwa długo. Długo trwa opór. To, co męczy, to nie transformacja, to jest trzymanie się czegoś co dwano przestało Cię karmić. Twoja dusza już wie, co chce zrobić. To twoja głowa jeszcze walczy. I dlatego boli. Bo gdy dusza idzie w jedną stronę a ego w drugą - ciało i emocje krzyczą. 

Ach ! i jeszcze wymyśliłam, że będe pisać książkę w pracy (tak jak kiedyś opowiadania), ale obiecałam sobie, że najpierw nadrobię zaległości wszystkie, więc mam wiekszą motywację do pracy. Wiem, wiem  mity o pracy w budżetówce są prawdziwe - kawa, ciastka i dupa rośnie :D

Wracam do siebie... Boże dziekuję Ci za wszytko co mam i za talenty jakie mi dałeś. Kocham malowac i pisać... Kocham moją wenę :) Miłego dnia Orso. Nie poddawaj się. 

 

edycja 11:14 wzięłam sie w końcu za robotę, tak o tej porze, przecież trzeba najpierw wypić kawę i pogadać ;) teraz jestem sama więc właczyłam nauke angielskiego (kroniki ciągle mi przypominają: angielski, włoski i pływanie). Zaczęłam pisać i tak sobie pisze... piszę, patrze na zegarek (ok, to trzeba wyjaśnić nie patrzyłam chcąc sprawdzić która godzina, po prostu jakby moje oczy same zrobiły ten ruch) zobaczyłam 11:11 uśmiechnęłam się do GÓRY i mówię "serio? ale śmieszne, to jeszcze dawajcie go na fb" ja otwieram,  a on centralnie mi na pulpit wskoczył. Ja się po prostu z tego śmieję. Może przyciągam, może to zbiego okoliczności, ale serio... ja słysze te śmiechy na górze - więc śmiejemy sie razem. Ja i tak nic nie zrobię ! Postanowiłam. Ja już nie wzdycham, nie tęsknię... Ja zostawiam wszytko innym - róbcie co chcecie, mnie w to na pewno nie wplączecie. Jeśli to ten właściwy facet, to znajdzie mnie na koońcu świata.

Właśnie przypomniał mi się filmik, który Orso kiedyś wstawił - mężczyzna, który chciał poślubić kobietę żeby mieć obywatelstwo - waśnie mam to na żywo. Robotnik z Białorusi podrywa koleżankę przez okno. Mówi, że poleżą dwa razy w miesiącu, wezmą ślub, on dostanie obywatelsto ona pieniądze - padam ze śmiechu. Chłopak (facet 49 lat) jest na prawdę śmieszny, robią u nas już kilka miesięcy. Zaproponowal, że zawiezie mnie do Brześcia. Później smiałam się, że mnie tam sprzeda, żeby mieć dla koleżanki zapłacic za obywatelstwo. Chce mieć tylko takie dni. Wesołe, pełne smiechu - takie moje.