Sen -rodzina ojca
26 listopada 2025, 05:17
https://www.bing.com/videos/riverview/relatedvideo?q=Oskar%20Cyms%20-%20Szkic%20i%20kontury&mid=BF07DA74B28AFE4A957ABF07DA74B28AFE4A957A&ajaxhist=0
Śnił mi się dziś Orso. Był razem ze mną u rodziny mojego ojca. Zmienialiśmy miejsce - były trzy różne domy, jeden ciotki, drugi nie wiem czyj i dom dziadków. U dziadków było pięknie wiosna lato, bajkowo, dookoła kwiaty, a trawa była zielona jakby malowana. Orso był gdzieś pomiędzy, był jakby w tłumie tych wszystkich ludzi, którzy się pojawiali. Wiem , że był, ale nie mogłam do niego podejść, nie mogłam go dotknąć ani przytulić. On też był bardzo zasadniczy. Tak jak wtedy w barze - był, patrzył, ale zachowywał się tak, żeby go nikt nie podejrzewał że mnie zna. Była jedna sytuacja kiedy coś robił i podeszłam bo coś chciałam wziąć... i mimo, że zachowywaliśmy się jak obcy, energia jaka była między nami była elektryzująca. Jakbyśmy dotykali się nie fizycznie, ale duchowo. Nie wiem... jak na filmach stoją obok siebie dwie osoby a ich dusze mocno się w siebie wtulają. Ja tylko poczułam smutek, że jest na wyciągnięcie ręki, ale muszę udawać... a On? On nawet się nie odzywał, a czułam jak bardzo chce coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. I tak cały sen, nie był w stanie niczego powiedzieć, choć w każdej chwili czulam jak chce... chce ale nie może się odezwać.
Była jakaś sytuacja z kurtką skórzaną- nie wiem... dostał ją od mojego ojca czy kuzyna i ja podeszłam ją obejrzeć, była dziwna , totalnie nie w jego stylu- dotykałam jej i udawałam że sprawdzam jak leży jaki to materiał, a na prawdę to była jedyna możliwość żeby poczuć go choć przez chwile. Jacy my w tym śnie byliśmy nieszczęśliwi, aż wstałam z takim dziwnym smutkiem.
Nie będę szukać interpretacji bo dla mnie to zbyt oczywiste. Z rodziną ojca nie mam kontaktu, tak jak z ojcem... może raz dwa razy do roku. Więc sam fakt że akurat oni się śnią i miejsca które widuje jeszcze rzadziej mnie nie dziwi. I czuję się jak w tym śnie.... Niby Orso jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy napisać, ale dla mnie dziś jest nieosiągalny. I myślę czy on ma tak samo? Czy on też patrzy i choć mógłby się odezwać- milczy... i nie dlatego że nie chce, tylko dlatego, że jest za dużo osób dookoła i nie wiadomo jak to mogłoby się zakończyć. Co najlepsze te osoby we śnie w ogóle nie zwracają na nas uwagi, a nam się wydaje że jesteśmy obserwowani... i ta energia... tak czuć to przyciąganie.
Nawet teraz nie mogę o nim pomyśleć, bo wystarczy sekunda i czuje jak się uaktywnia czakra sakralną. Dziwne bo to nie jest podniecenie, to tak jakby na samą myśl o czymś intymnym z nim budziła się iskra i wystrzeliwała w górę.
Czasami przypominam sobie co czułam jak to robiliśmy, czy faktycznie obudziła się energia kundalinii. Jakbym wiedziała takie rzeczy wcześniej to bym pewnie zwróciła na to uwagę. Jedyne co może świadczyć o tym (może nie jedyne, ale widoczne) to fakt, że później sex był już inny. Nie robiłam niczego inaczej, ale energia którą w sobie czułam była zupełnie inna, ja się czułam jak inna osoba, a co gorsze mąż też to czuł, że jest zupełnie inaczej, jakby kochał się z kimś obcym.
Smutny był ten sen, dobił mnie. Przypomniał jak się męczę bez niego. Ale też przypomniał, że nawet jeśli nie możemy się zobaczyć, usłyszeć... to połączenie jest i na prawdę się czujemy... ok, ja czuję go, bo nie wiem czy on mnie.
A co jeśli mi się wydaje...? Znów mam wątpliwości. Wczoraj miałam dobry dzień. Bardzo dobry. Dużo się śmiałam, szczególnie że sobie "wmówiłam", że ten przypadkowy telefon był od Orso i może faktycznie coś czuje.... Gorzej jak to był ktoś, kto chciał mnie nawyzywac, albo po prostu pomyłka... ale że jestem optymistką, która nie wierzy w przypadki to wybieram opcje nr 1. W dodatku dziewczyny widzą jaki mam uśmiech jak jest temat Orso... Sporti wysłała połaczenia z Wenecji do Werony, że piątek to jest na wyjazd do niego. Ale wiem, że to żarty. I wiem, że go nie zobaczę, to nie jest nam pisane. Kroniki i wahadełko twardo obstają za tym.
05:50 trzeba wstawać, a spać mi się chce strasznie. Dziwne jest to, że nie umiem się go pozbyć z głowy. I myślę kiedy to się skończy. Powinnam zająć się mężem i życiem tu, a jest jakby dziwnie. Nauczyłam się z tym żyć... i chyab zaakceptowałam, że jakby się moje życie nie potoczyło, on zawsze będzie jego cześcią. To jest inne niż to jak tęskniłam za Kukim.
Mam taki fajny, miły spokój w sercu. Takie myślenie... " uwielbiam Cię, ale wiem, że nie muszę Cię mieć, nie muszę pożądać... po prostu wiem, że jesteś i chcę twojego szczęścia". To jest dziwne. Mam tak pierwszy raz. Bo kiedyś miłość kojarzyła mi się z posiadaniem tej osoby i byciem jej jak najbliżej. Teraz, tzn. z nim jest tak bezwarunkowo... bez względu na to jaki jest pokręcony, jakie ma wady i zalety po prostu mogę czuć do niego miłość, ale nie znaczy to, że chce z nim być, nawet nie znaczy to, że chce się spotkać czy kochać. Nie. Nie mam potrzeby. Mam potrzebę, aby on był szczęśliwy, aby kochał siebie i szanował swoje ciało. Cudownie jest kochać kogoś za to, że po prostu jest, nie za to jaki jest, albo jak ja się czuję przy nim. Może faktycznie to co mówią, że jak nauczysz się kochać siebie, druga osoba nie jest Ci potrzebna... a raczej inaczej... nie tyle nie jest Ci potrzebna, co stanowi dopełnienie miłości. To tak jakby usiąć w fotelu z aromatyczną kawą, słuchając ulubionej muzyki i uważać, że jest tak idealnie... i czujesz sie szczęśliwy i niczego więcej nie potrzebujesz, a w pewnym momecie przychodzi ktoś kto otula Cię kocem, podaje ulubiony kawałek ciasta i siada obok żeby dzielić z Tobą to szczęście.... chyba tak to sobie wyobrażam. Tak jak z synkiem... Jeśli mam chwilę dla siebie, odpoczywam i czuję się szczęśliwie, a przychodzi on się przytulić, to wtedy czuję, że niczego wiecej nie potrzebuję od świata, tylko że dziecko zaraz dorośnie. Wiem, że mam go jeszcze tylko kilka lat przy dobrych wiatrach... Poza tym, uważam, że rodzice mają dzieci nie na własność, ale na wychowanie i przygotowanie do dorosłości, nie chciałabym być matką, która ma większy wpływ na swojego syna, niż jego żona... Ok, no właśnie, dzieckomam tylko na chwilę, a jak to jest mieć kogoś, kto będzie się z Tobą starzeć z taką miłością... chyba wątpię w takie coś u siebie. Po prostu będę sobie żyła i kochała siebie, jedyne co mogę sobie dać.
Jeśli kiedyś będzie mi dane czegoś takiego doświadczyć- że ktoś mnie kocha za same istnienie na tej ziemi i ja to odwzajemnię i będzie nam dane żyć razem, to uznam, że dostąpiłam nieba na ziemi... ciekawe czy to możliwe? tak kochać i być kochaną?
Mąż mówił, że jak rozmawiał z jakimś jasnowidzem, wróżką (nie wiem z kim, nie wnikam) - to to, czego doświadczyłam z Orso, było wielkie i piękne i nie jest dane każdemu doświadczyć tego w swoim życiu. Ja miałam tego doświadczyć, mąż nie. I jeśli faktycznie już go nie zobaczę, nie usłyszę... to zostanie mi coś, czego nikt mi nie zabierze. Szkoda, że On nie dowie się, jak wyjątkowy, ważny i niesamowity stał się dla pewnego człowieka na ziemi, że już to jest jedyny i najważniejszy powód, dla którego warto było żyć.
Edycja g. 14:35 Znów się naćpałam... Zjarałam się cudownym humorem. Byłam na balu seniora robiłam zdjęcia i dostałam komplement, że wyglądam... UWAGA UWAGA... - na 16 lat. Mało tego dodali, że chyba OD MIŁOŚCI! I ogólnie kilka osób więdzę, że mnie obserwowało i za plecami słyszałam miłe komentarze, takie zdziwione,że mnie nie poznali, że to ja... że wyglądam ślicznie. Pewnie, że wyglądam promiennie - trzyma mnie od mojej "nowej" miłości z Holandii, a na domiar złego dziś niechcący - serio, niechcący wybrał mi sie ten numer, ale szybko rozłączyłam, więc mam nadzieję, że nie poszedł żaden sygnał, a jeśli poszedł, to trudno... ja myślę, że On wie, że ja wiem, że On wie, że ja wiem...
I to jest fajne. Nie musi się odzywać, nie musze go widzieć, wystarczy, że czuję że jest. Mam nadzieję, że On też ma taki dobry humor!
A jak nie ma to uwaga kawał: ulubiona pozycja seksualna kobiet po 40?
- Pozycja na pociąg... Wsiadać póki stoi.
A od siebie dodam - dlatego lubię młodszych :) A poważnie, jakoś tak w życiu wyszło, że nie miałam starszych chłopaków... albo po prostu wyglądam za młodo.
edycja: coś koło 22:00 poszłam spać około 21:30, szybko zasypiałam ale każdy dźwięk, ruch sprawiał ze się wzdrygałam (bałam). W środku serce waliło jak oszalałe. Skręcało mnie w środku ale próbowałam spać dalej. Mąż wstał, poszedł uwalniać emocje bo miał to samo. I tylko mnie zastanawia czy ja czułam jego, czy on mnie, i kogo tak naprawdę czuliśmy... bo raczej to nie było moje ani jego. Zastanawia mnie kto od kogo ciągnie. No ale niepokój i strach jaki miałam wczoraj był dziwny. Piszę to 5:55 następnego dnia, ale wklejam pod dzień w którym to było.
Dodaj komentarz