Archiwum 29 października 2025


taki sobie dzień ch*** - czuję go


29 października 2025, 17:31

https://www.youtube.com/watch?v=DnePdjIA0wk&list=RDDnePdjIA0wk&start_radio=1

 

Źle się czułam... Zwalałam na mężą, na jego humory. Wczoraj wieczorem miałam poczucie jakby mnie tu już nie było, a dziś to już całkiem. Ciągle mnie pytali czy jest ok? Nawet poprzedni wpis starałam się zrobić pozytywny, wszystkie inne chciałam robić pozytywne, żeby Orso poczuł, że poszłam do przodu... żeby on też poszedł... Dziś mąż wrócił z pracy. Mówił, że dużo przepracował, chce żebym czuła się bezpiecznie. Mówił, że mnie docenia, wie ile przechodzę, jak się męczę, ile dla niego poświęcam... Spytał jak się czuję, a ja że źle... że mam w sobie jakiś niepokój i strach i nie wiem dlaczego. On mówi, że mogę tak się czuć. Pytam dlaczego. On mówi, że ktoś z bliskich ma kłopoty. Pytam zdenerwowana kto? Chwilę myślał, ale powiedział, że On ma problemy. Zamarłam, w środku potworny ból. Mąż mówił jak mnie kocha, jakie ma plany na urodziny, chce żebym pojechała gdzieś sama, a razem do Wrocławia na weekend... a ja myślałam tylko o Orso i powstrzymywałam łzy. Poprosiłam żeby mnie zostawili na pół godziny. Zamknęłam się w pokoju piszę i ryczę. Nie z żalu że mu się to stało ale z dziwnego bólu.

 

I jestem wściekła na Orso - Idioto, czemu jesteś taki głupi!!!!

Przecież cię ostrzegałam, że to mógł być ostatni dzwonek żeby się zatrzymać - to ze mną i moim mężem. Mówiłam, że jak nie odrobisz lekcji to będzie gorzej. Musiałeś!?! Kurcze, miałeś wybór... zawsze masz. Mówiłam, że masz potencjał, widziałm w Tobie więcej niż Ty potrafiłeś. Miałeś mnie... Może nie jestem w twoim typie i nie chciałeś związku, ale miałbyś najlepszego przyjaciela, ktory wierzy w Ciebie mimo wszystko i nie liczy na nic w zamian! Znam siebie, znam swoją wartość, a po tym całym zamieszaniu podniosłam ją jeszcze wyżej. I do jasnej cholery obudź się w końcu! Wiem, że nie mogę Cię o to prosić, ale... najchętniej walnęłabym cię wielką żeliwną patelnią żebyś się w końcu obudził. I teraz na prawdę mogę iść do przodu, bo nie napiszesz, nie odezwiesz się... Masz takie problemy, że ja nic już nie znaczę i w tym wszystkim zapomnisz całkowicie. Ale tak jak pisałam... że jak będziesz w beznadziejnej sytuacji to pomyśl, że jest jedna osoba na tym świecie, która cię kocha bezwarunkowo (mama na pewno tez cię kocha). Nawet jeśli myślisz, że to nic, to tak na prawdę to gówno prawda, bo miłość to wszystko. Miłość to spokojna przystań w burzy, to nadzieja i bezpieczeństwo. Miłość zawsze prowadzi dobrą drogą. Miłość to mądrość, której się nie nauczysz, ale będziesz czuł. Miłość to ty i ja, ale chyba nie w tym życiu...

Dla mnie nic to nie zmieniło, nie stałeś się gorszy, niegodny czy cokolwiek jeszcze myślisz. Teraz przynajmniej wiem, że będziesz miał czas żeby myśleć. Oczyścić się. Myśl tylko o tym, że to jest lekcja, niech będzie tą ostatnią.... najgorszą... i wybieraj w końcu siebie, tego dobrego, bez masek, tego, którego widziałam na prawdę. Wiem, że to też plan twojej duszy... żeby Cię uratować. Tak jak Ty rozwaliłeś mój świat, tak samo to powinno zmienić Twój. Nie wiem czy mnie znajdziesz. Piszę zawsze z jakąś małą nadzieją, że może jednak nie usunąłeś linku i pamiętasz mnie. A nawet jeśli nigdy tu nie wejdziesz, to energia popłynie i będziesz czuł mnie. Nawet teraz wiem, że będąc tam myślisz o mnie. Przypominasz sobie wszystko. 

Obiecaj, że jak to się skończy znajdziesz swoją drogę, dobrą... Znajdziesz miłość, która cię uratuje, nawet nie to... nie uratuje tylko będzie spełnieniem, prawdziwą, piękną przygodą z najlepszym przyjacielem. Ja nauczę się kochać męża. A jeśli Ty się obudzisz, zmienisz  i nadal będziesz mnie chciał (po co to piszę nie wiem) to wszechświat zrobi wszystko by nas połaczyć, o ile jesteś moim płomieniem. Jeśli nie, to i tak Ci dziękuję z całego serca, bo byłeś najseksowniejszym katalizatorem jakiego mogłam wymarzyć.. i zawsze masz moją bezwarunkową miłość. 

 

Co do reszty... mąż właśnie dostał krwotoku, nie wiem co się stało... nie chce do szpitala, poszedł czegoś słuchać, medytacji, uwalniania emocji, nie wiem. Chcę się do niego przytulić, jest mi źle.

 

 

Edycja g. 22:00 

Mąż zrobił mi drogę duszy, oczyścił czakry i inne obciążenia. Czuję się dobrze. Rozmawialiśmy długo także o Orso. Mąż chce dać mi przestrzeń żebym odetchnęła, pomyślała kogo chce, przerobiła emocje - chce się usunąć na 2-3 tygodnie, ale po tej informacji o Orso ja już nie chcę - dziwne uczucie, bo ciągle chciałam, żeby mnie zostawił nawet na jakis czas, a teraz kiedy wiem, że Orso ma kłopoty czułam się dziwnie, jakbym nie chciała być teraz sama - może On też nie chce być teraz sam.Tak na prawdę nie mam wyboru. Mogę wybrać męża lub siebie i to jedyna opcja. Orso nie wybiorę, bo się nie zmienił. Zeszły mi dziwne emocje, te przywiązanie i ciągłe myśli o Nim. I patrze na to z jego perspektywy... Jakie to podłe. Po prostu wykorzystał, manipulował żeby się zabawić. Przecież On tego nie czuje o czym ja piszę. On nawet nie rozumie uczuć - kochania, wiezi.. Zresztą rozumiem to, bo ja teraz czuję inaczej i mam porównanie jak to jest kochać z poziomu ziemi i jak to jest kochać z poziomu duszy - to dwa zupełnie inne doznania, a On tego nie rozumie. Już może nawet dawno zapomniał o mnie, a ja słuchając wróżek z tiktoca myślałam, że to o mnie i o nim. Że to połączenie dusz. Bzdura. Dopiero patrzę trzeźwo jaką byłam idiotką. Świetna lekcja dla mnie. Poświęcanie się dal facetów, żeby zasłużyć na uwagę czy miłość - OOoooo już nigdy więcej! Nie będę dostosowywać się do nikogo... co za debilizm.  Jak ja tak mogłam. Aż mi siebie żal - stara baba a uwierzyła, że dusze mogą się przyciągnąć, że jest jakaś energia, że to co poczułam to prawda??? Gówno prawda, jakby tak było, to by się odezwał, bo by go ciągnęło. A tak to zabawił się w swoim stylu.Pochwalił się kolegom, może jeszcze puścił zdjecia dalej... A ja naiwnie widzę w ludziach dobro. I co gorsze nawet nie jest mi żal. Ma prawo, jego życie, jego droga. Mogę być zła na siebie, że się zachowałam jak kurwa, bo innego określenia na siebie nie znajdę.  Zasłanianie się duchowością... kogo chce oszukać?! Nie ma duchowość. Nie mogę... klęłabym jak szewc, ale powstrzymam się. Nie wiem co napisać... może poproszę niech sen coś przyniesie- niech przyniesie prawdę. 

Dziwnie się czuję- wróciły ziemskie uczucia, jakie to nienaturalne, ale przynajmniej zobaczyłam w końcu siebie, jaka jestem... 

Mam dość. Potrzebuje czasu dla siebie. I nie obchodzi mnie już nic... dziś patrzę na siebie. Dziś kocham siebie jeszcze bardziej. Dziś pokazuję światu  swoja dobrą stronę. Zła odeszła razem z Orso - dlaczego z nim? Bo On mi pokazał wszystko co źle robiłam: nie stawiałam granic, poniżyłam się żeby zasłużyć na uwagę, wybrałam jego nie siebie, wybrałam jego nie rodzinę. Dostałam poniżenie, brak szacunku, przedmiotowe traktowanie. Dostałam strach... bardzo dużo strachu. Pokazał mi tak dużo.

Nie czuł do mnie głębszych uczuć, nie okazał miłość - w jakim obszarze ja nie okazuję sobie głębokich uczucć, gdzie siebie nie kocham.

Potrzeba zasłużenia na bycie zauważoną, ważną, piękną - dlaczego uważam, że nie jestem ważna dla siebie, piekna, gdzie siebie nie widzę.

Chciał zaspokojenia swoich potrzeb, nie dając nic od siebie - W jakim obszarze ja myślę o sobie egoistycznie i nie daję sobie niczego wyższego.

Boże! Rozwalił mnie totalnie. Zebrał wszystko co siedziało we mnie w środku. Złamałam się, spaliłam , zniknęłam, ale dziś... Dziś wstaję z popiołu jak feniks. 

Ja w ogóle nie mam do niego żalu, to nie jego wina, że ma taki styl funkcjonowania, to moja, że zgodziłam się na takie traktowanie. On był tylko moim lustrem, był katalizatorem mojego przebudzenia. Spadły wszystkie zaslony. Spadła cała iluzja jaką zbudowałam wokół siebie. Jestem mu wdzięczna. Ale patrzę dziś inaczej. Spadłam na ziemię. Potłukłam się, bolało, ale to mnie nie złamało. 

Na chwilę postawiłam się w jego sytuacji i aż mnie sparaliżowało, bo zobaczyłam... dużo złego zobaczyłam. Duchowo widziałm jego duszę, ziemsko widze jego charakter. Z poziomu ziemi potraktowałabym to jako sex i juz bym o nim nie pamiętała, ale moja dusza czuje go inaczej. Pamiętam jak odcinałam go... kilka razy, a On ciągle wracał. Nie umiem tego wyjaśnić. Mam sieczkę w głowie. 

Pytałam siebie -dlaczego on? Dlaczego nie mogłam trafić na normalnego! Bez uzależnień, bez posranej psychiki... Normalny, bogaty, postawiony, elegancki, szarmancki, inteligentny, uduchowiony - cokolwiek.... I  przypomniałam sobie byłych, którzy też tacy byli (nawet mąż też miał konflikty z prawem i był jak Orso) - aż zrozumiałam, że to nie Oni - to ja... cry To ja musiałam być potworem w tym lub poprzednim życiu. To ja byłam tą osobą, która robiła złe rzeczy, niszczyła ludzi, wykorzystywała, krzywdziła.... I myślę tylko o tym jak  musiałam być okropna, że jeszcze to mnie spotkało. Kur**** znów ryczę! Jakim musiałam być człowiekiem? Jakim skurwysynem! Kim byłam, że przez 40 lat nie zasłużyłam na miłość! Nie zasłużyłam na miłośc mamy, taty, rodziny, partnerów, męża... Nie zasłużyłam na zwyklą prosta bezwarunkową miłośc. Jedyna osoba, która szczerze mnie kocha, mimo wszystko i bez względu na to czy mam dobry dzien czy zły to mój syn. I wiem, że żyję dlatego że on jest. Nawet nie chcę myśleć gdzie bym była gdyby nie on. 

Mam chujowy dzień! Nie wiem czy to moje czy jego emocje - już nie chce sie zastanawiać... Musze to uwolnic jakoś, bo się wykończę.

 

Wszystkie moje lęki, zwiątpienia, strach, niskie poczucie wartości, potrzeba akceptacji, pogoń za miłością, poterzeba ochrony z zewnątrz - wszystko to oddaję Wszechświatowi. Jestem inna. Zasługuję na szczęście, na szacunek, na miłość. Jestem dobrym człowiekiem. Uczęś się kochać bezwarunkowo, nie mam żalu ani złości do żadnej istoty na ziemi. Jestem ważna, piękna, kochana. 

ciemna noc duszy, śmierć umysłu i ego


29 października 2025, 14:58

https://www.youtube.com/watch?v=QvYSckKSL5g&list=RDoofSnsGkops&index=29

słucham i płynę z tym

 

Mam szkolenie online, więc mam czas na pisanie. Moja pamięć bywa zawodna, ale musze napisać o przebudzeniu. Usunęła wszystkie wpisy, więc muszę się skupić żeby przypomnieć sobie co się ze mną działo i w sumie nadal dzieje. Ból pamiętam doskonale. Ale opiszę szczegółowo, bo będę miała gotowca do książki.


1. Sny. Przez 20 lat śnił mi się Kuki, zawsze go szukałam. Czasem udało mi się go znaleźć, ale bardzo rzadko. Nawet znalezienie go nie dawało poczucia, że będziemy razem, to było na chwilę. Ostatni sen z nim był 3 miesiące przed przebudzeniem, czyli tym co się stało. Wysłałam pytanie do „góry”, że jeśli mi się przyśni znowu, to nauczę czytać się Kronik Akashy – przyśnił się właśnie tej nocy. Stał uśmiechnięty i zadowolony ze mnie. Kilka dni później znalazłam kurs, kupiłam, nauczyłam się i mam teraz swoich przewodników. Nie wiem ilu ich jest ostatecznie, ale trzech z nich się przedstawiło: Izaak, Joshuel i Miron. Miron jest od żartów i musze powiedzieć, że kiepskich, ale są tak kiepskie, że aż śmieszne. Jedne z nich – Co mówi krowa w oborze? – O boże. Suchar, ale mi się podoba, bo lubię grę słów. Joshuel wie najwięcej nt. Orso i jak zastanawiam się nad czymś to pytam jego. Izaak jest od całej reszty, gł. mojej ścieżki twórczej.
2. Zwierzęta. Jak zaczęłam czytać Kronik, zaczęłam zauważać coraz więcej zwierząt plączących mi się pod nogami. Przy tarasie zamieszkały jaszczurki, było ich na podwórku sporo, z każdej strony. Siadały na mnie motyle, koniki polne, pszczoły. Ptaków było od groma, jakby przestały się bać. I oczywiście łoś. Pierwsze spotkanie z kronikami rano, gdy robiłam śniadanie zobaczyłam łosia, nawet dwa przez okno, naprzeciwko domu – nigdy tam nie chodziły. Czasami po prostu wiesz, że to znak, a nie przypadek.
3. Synchroniczności – lustrzane godziny były nagminne, w pewnym momencie miała dość. Pojawiają się nadal, ale już tak spokojniej.
4. Muzyka, piosenki??? Nie wiem. Nie umiem powiedzieć, bo nie zwracałam na to uwagi. Ale jeśli miałabym się skupić, to pojawiały się piosenki z mojego okresu licealnego związane z Kukim. Włoskie się być może pojawiały, ze wzglądu na to, że z pracy mieliśmy wyjazd do Włoch i zaczęłam trochę więcej się interesować tym tematem. Ale o dziwo jak były inne wycieczki nie miałam takiej fazy, na piosenki, zabytki i poznawanie kultury. Po pierwszym spotkaniu z Orso, spytałam Kronik jak on to widzi, kim jestem dla niego: podali mi piosenkę James Blunt - You're Beautiful. Wiem, że tło piosenki jest inne, ale tekst czytany wprost sporo mi powiedział (a szczerze nie wczuwałam się wcześniej w tekst).
5. Spotkanie. Spojrzenie oczu, które zatrzymało czas. Czułam się jak w slow motion. Nie dziwię się, że w filmach robią te sceny w zwolnionym tempie. Widziała to koleżanka. Mówiła, że takie pioruny szły, że nie dało się tego nie zauważyć. Szukałam jego wzroku, chciałam być blisko. Zwariowałam. Gdy tańczyliśmy wsłuchiwałam się w jego dźwięczny głos. Przeszywał mnie, a ja drętwiałam w środku. Gdy rozmawialiśmy czułam potworny paraliż. Nie mogłam siebie zrozumieć. Nie mogłam się uspokoić. Mój układ nerwowy przechodził kataklizm. Nie wiem. Nie umiem tego zrozumieć i wytłumaczyć.
6. Przyciąganie. Drugi wyjazd, to było coś tak silnego jak magnez. Z logiki wiedziałam, że nie mogę i nie powinnam tego robić, ale było coś co ciągnęło mnie jak magnez. Czułam się głupia, bo nigdy nie byłam w takim stanie. Już wtedy uważałam, że postradałam zmysł, ale to był dopiero początek szaleństwa.
7. Realistyczne sny. W okresie przebudzenia miałam bardzo realistyczne sny. Nigdy takich nie miałam. Nie umiem określić jakości jak 4k full hd i 5d w jednym. Śniłam całe życie, ale te obrazy nie przypominały niczego podobnego. Ponadto w jednym ze snów śnił mi się On. Położył się na mnie, byliśmy w ubraniach, a między nami i przestrzeń, że nie dotykaliśmy się ciałami. A On nie wiem jak, telepatycznie doprowadził mnie do orgazmu – we śnie i na żywo – obudziło mnie to. W życiu miałam tak może 2-3 razy. Ale podkreślę, jakoś snu była inna niż poprzednie.
8. Czucie. Po drugim spotkaniu. Cisza mi nie przeszkadzała, bo czułam go w tle. Wiedziałam, że jest, że obserwuje mnie, a ja jego i to mi wystarczało. Czułam go. Gdy mąż się dowiedział zaczęło się piekło. Pojawiły się u niego „dary” zaczął odczuwać emocje innych, miał wizje, słyszał głosy, widział obrazy. Nie umiem teraz określić wszystkiego. Bo trwało to ok. miesiąca, a potem po całkowitym odcięciu był kolejny trudny miesiąc. U mnie w tym czasie tragedia. W pierwszym miesiącu znikałam z insta na kilka dni, bo nie byłam w stanie znaleźć niczego dobrego w swoim życiu, brak motywacji. Mierzyłam się z całą sytuacją z mężem i tym co się dzieje. Drugi miesiąc, po całkowitej separacji zaczęła się ostra jazda. Ból jaki czułam jest po prostu nie do opisania. Bywały dni, kiedy… nawet nie nazwę tego płaczem… wyłam z bólu. Czułam jak w środku się rozpadam. Jeśli nigdy nie czułam duszy, to teraz wydawało mi się, że to właśnie ona pęka i kruszy się na małe kawałki. Leżałam na podłodze i nie byłam w stanie wstać. Jak opisać ten stan??? Najczarniejsza noc ze wszystkich nocy, śmierć i wystrzał wszystkich emocji, przy których czujesz się całkowicie bezbronna. Jakby tłum ludzi tratował cię, a ty nie możesz nic… nie możesz ruszyć się, poprosić o pomoc, oddychać. Były dni, kiedy byłam potwornie zmęczona, raz nawet wyszłam w czasie pracy i spałam godzinę.
Była też raz mocna sytuacja, gdy położyłam się spać. Mąż powoli zaczął źle się czuć, mówi, że znowu kogoś czuje. A za chwilę w środku, w okolicy splotu słonecznego czułam ściskający ból, za chwilę zaczęły mi lecieć łzy i zaczęłam płakać, zdążyłam tylko powiedzieć, że „to nie jest moje”. To było dziwne uczucie, bo byłam świadoma, a mój organizm robił zupełnie coś innego.
9. Poczucie osamotnienia. Nie było nikogo, absolutnie nikogo kto byłby w stanie zrozumieć co się ze mną dzieje. Pamiętam, jak zaszłam do przyjaciółki i zaczęłam opowiadać co się dzieje. Patrzyła przestraszona. Nie wiedziała, co ma powiedzieć. Sprowadzała sprawę do poziomu ludzkiego. Wiedziałam, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie mi pomóc. Zostałam całkowicie sama. Obecnie jest lepiej, choć zdarzają się dni, kiedy przychodzi bezsilność, płacz i wyklinanie świata za takie przebudzenie, ale ogarniam się szybko, bo muszę być silna dla dziecko i co gorsze dla męża, bo ostatnie dni, tygodnie, ma bardzo ciężkie wieczory. Wczoraj chciał się wyprowadzić, nie zatrzymywałam, czekałam, ale Kroniki od razu powiedziały „nie wyprowadzi się”. Zrobiłam się obojętna na to co mówi i robi. Starałam się ten ostatni miesiąc bardzo mocno. Tak kochana i idealna dawno nie byłam, ale to i tak za mało, żeby naprawić, to co zepsułam.
10. Szaleństwo. Niejednokrotnie myślałam, że zwariowałam. Że nie można tak się czuć i przeżywać czegoś takiego. Miałam dość, nie chciałam już tego czuć. Przeklinałam przebudzenie… kroniki… kogo mogłam. Pytałam, dlaczego tak? Dlaczego nie mogłam inaczej? Przecież czytam, uczę się. Przerabiałam emocje wg metody Hawkinsa, przerabiałam traumy rodowe i wewnętrzne dziecko na kursach. Poddałam się hipnozie, medytowałam, rozwijałam się, robiłam wszystko to, co chciała „góra” – K**** dlaczego On? Boże, znów nie rozumiem. Po co On? Dlaczego postawiłeś mi go na drodze, skoro miał być tylko na chwilę. Nie widziałeś, jak się męczyłam po Kukim? – to trwało latmi. Lata – nie miesiące, ja leczyłam się z niego latami. A nawet Sakuzo. Był dobrym, wspaniałym człowiekiem, który szanował mnie i był wręcz idealny, a jednak nie pozwoliłeś mi z nim być. Dostawałam tych, którzy przynosili ból i cierpienie. I co? Teraz znowu? Po co??? Dlaczego On? I chciałabym to cofnąć. A co najgorsze, jak się już wie tyle rzeczy, to nie da się zawrócić.
11. Kundalini. Dopiero, gdy zaczęłam czytać o twine flame i dowiadywać się jak wygląda proces przebudzenia usłyszałam o aktywacji kundalini. I tak. Myślę, że właśnie, to czego nie umiałam nazwać było tym. Krótka interpretacja chata gpt Aktywacja kundalini to intensywny, często transformujący proces energetyczny, w którym uśpiona energia (kundalini) w dolnej części kręgosłupa zaczyna się przebudzać i wznosić przez kolejne czakry ku górze.
W skrócie i konkretnie wygląda to tak:
Początek – często wywołany silnym doświadczeniem duchowym lub emocjonalnym (np. spotkanie z twin flame). Pojawia się uczucie ciepła, mrowienia, drżenia u podstawy kręgosłupa.
Wznoszenie energii – energia przesuwa się w górę wzdłuż kręgosłupa, często falami. Mogą wystąpić spontaniczne ruchy ciała (kriyas), dreszcze, wibracje, uczucie przepływu prądu.
Aktywacja czakr – po drodze energia otwiera i oczyszcza poszczególne centra energetyczne, co może wywoływać naprzemienne stany euforii, lęku, płaczu, miłości, wizje lub poczucie jedności.
Połączenie z twin flame – w kontekście bliźniaczych płomieni często następuje tzw. heart awakening – intensywne połączenie energetyczne w sercu, telepatyczne odczuwanie emocji drugiej osoby, czasem synchroniczne przebudzenie kundalini u obojga.
Integracja – po kulminacji energii (często w okolicy głowy lub serca) następuje etap stabilizacji: oczyszczanie emocjonalne, wrażliwość na energię, potrzeba spokoju i ugruntowania.
W skrócie: spotkanie z twin flame może być katalizatorem nagłego przebudzenia kundalini, prowadząc do intensywnych przeżyć fizycznych, emocjonalnych i duchowych, które potem trzeba zintegrować, by energia działała harmonijnie, a nie chaotycznie.
12. Wena. Nie wiem, czy ma to związek z kundalini, ale nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taką potrzebę tworzenia. Znów zaczęłam kochać malować. Zaczęłam kochać swoje życie (przynajmniej między kryzysami, bo huśtawki były okropne istny rollercoster). W końcu poczułam, że to co pisali o moim znaku zodiaku jest prawdą. Kocham wolność, podróże, bycie artystą, życie duchowe. Poczułam jakby iluzja mojego wcześniejszego życia zaczęła się rozpadać, a ja w końcu poczułam się szczęśliwa i wolna.
13. Lustro. Spotkanie z Orso to nie były zauroczenie i motylki w brzuchu (szybciej szarańcza ha ha). Nie spędziliśmy dużo czasu, nie rozmawialiśmy, nie pisaliśmy jakoś dużo, ale nawet jak na ten krótki kontakt, to pokazał mi całą masę moich ran i traum
Strach, porzucenie, potrzeba walidacja itp. Otworzyły się rzeczy, które kiedyś robiłam i nie zaakceptowałam ich do teraz. Pojawił się tatuś i mamusia i te rany, które do tej pory siedziały głęboko. I pojawił się Kuki do ponownego przerobienia. Chciałabym powiedzieć, że po tym wszystkim jest lepiej, nie mam emocji i żyję jak motylek na płatku lotosu – no nie, dostaję jeszcze sporo rzeczy od męża. Nie czuję, że to bratnia dusza, bardziej karmiczna, bo nie czuje przy nim spokoju, nie czuje się bezpiecznie. Nawet jak jest dzień dwa ok, to i tak biorąc pod uwagę ostatnie 4 miesiące jest tragicznie. Przed tym zdarzeniem… było dobrze. Pamiętam, jak mówiłam dla Orso, że jestem szczęśliwa – dziś wiem, że byłam szczęśliwa, bo go po prostu nie było w domu. Teraz jest cały czas i czuje się potwornie zmęczona, przytłoczona. I tak bardzo chciałabym być sobą, malować i skakać, a jednak czuję się skrępowana.
14. Szukanie informacji. Jest takie okropne poczucie, że nic nie ma sensu, że nic się nie rozumiem, że zaczęłam szukać odpowiedzi wszędzie, żeby nie myśleć, czy oszalałam do reszty. Czego ja nie robiłam. Wróżki, karty, filmy na tt nt. twin flame, pytanie kronik, szukanie znaków, czytanie snów. Chciałam po prostu wiedzieć co się ze mną dzieje. Dlaczego tak się stało? Po co? I wydawało mi się, że jak znajdę odpowiedź, to wszystko się samo ułoży. Nie ułoży. Jedyne co musze zrobić, to wrócić do siebie. Ta uwaga, która była skierowana na męską energię musi wrócić do mnie. Ja musze pokochać siebie, złapać swoja częstotliwość i myśleć tylko o sobie. O swoim rozwoju. Jeśli jest to prawdziwe połączenie, to mój rozwój będzie ciągną go w górę, bo energia musi się wyrównywać. Jeśli nie, to też jest dobrze, bo to o mój rozwój chodzi. Oczywiście On, może nie chcieć i to też ok, ale pewnie nie będzie mu łatwiej żyć. Z tym, że to już nie jest moja sprawa. Każdy ma własne życie, a ja nie jestem od ratowania. Nareszcie nie jestem ratownikiem. Nie chcę też być ratownikiem dla męża, a ostatnio czułam, że jestem, bo ciągle powtarzał, że jest mu lepiej, kiedy rozmawiamy, kiedy go uspokajam itp.


Jeśli coś jeszcze sobie przypomnę, to zapiszę.
Dzisiejszy dzień jest beznamiętny. Czuje jakbym nie miała uczuć. Pragnę spokoju i ciszy. Chciałbym wyjechać. Nawet jakbym miała siedzieć na lotnisku w obcym kraju cały dzień to czułabym się wolniejsza i szczęśliwsza niż u siebie w domu.
Podsumowując wpis… mam totalnie w dupie czy ktoś mi wierzy. Nie obchodzi mnie czy uznają mnie za wariatkę. Nie zwracam uwagi na niedowiarków tylko robię swoje. Mam tylko nadzieję, że kiedyś będę mogła pomagać innym, że będę potrzebna, a to co się dzieje ma wyższy sens. Ok… serio… weszłam na tt.. i pierwszy filmik to odpowiedź na te pytanie… dziewczyna mówi, że jeśli masz wysoką wibrację to wystarczy twoja obecność, żeby wprowadzać zmiany u innych, nie musze nic robić czy mówić… więc jeśli ktoś ma jakieś pytania, polecam słuchać znaków, przekazów, bo „góra” naprawdę daje odpowiedzi.


A z rzeczy miłych. Znajomy powiedział, że specjalnie przychodzi do nas do pracy, żeby na mnie popatrzeć. Podoba mu się mój styl ubierania i energia 😊 i tak! Zaczęłam się inaczej ubierać. W końcu nosze buty na obcasie i sukienki, upinam włosy w artystyczny nieład. Czuję się kobieca, seksowna i piękna. Czuję się jak mama. Kiedyś chciałabym jak najmniej ja przypominać, dlatego były jeansy i wyciągnięte swetry, dziś jest inaczej. Mama była zawsze zadbana, elegancka - wzbudzała spojrzenia mężczyzn i zazdrość wśród kobiet. Nie chciałam być taka. Dziś chcę. Uważam ją za swój ideał i myślę tylko o tym, że jak ktoś powie, że wyglądam, jak mama to będę zaszczycona. Lubię te spojrzenia, które mam tak na prawdę gdzieś, bo uważam, że nie ma tutaj faceta, który byłby w stanie mnie zdobyć. Jeśli nie byłabym z mężem to adoratorzy mieliby duży problem, żeby mnie zdobyć. Łatwiej miałby tylko Kuki. A Orso…? Uwielbiam go, ale musiałby się postarać. Chyba sporo się u mnie zmieniło. I nie chodzi o to, że stałam się zarozumiała i wymagająca… nie… ktoś kto miałby mnie zdobyć musiałby rozumieć rozwój, albo przynajmniej mnie akceptować w takim dziwnym wydaniu. I co gorsze nie patrzę na kasę, status, wygląd (ok, musi mi się podobać, ale bez przesady, wygląd dla mnie to błysk w oku), ale na wartości jakie ma, uczucia jakie umie okazać. Chce czuć się spokojna, szczęśliwa, kochana, szanowana i bezpieczna – a za tymi hasłami kryje się naprawdę bardzo dużo. 


To na tym koniec. Nie umiem robić przerwy od pisania. W sumie fajnie, że nikt tego nie czyta, przez to mogę pisać bardziej z serca niż ważyć słowa, bo może kogoś urażę. Kocham siebie, kocham ludzi, kocham świat!