Archiwum listopad 2025, strona 2


bardzo dobry dzień *


14 listopada 2025, 12:13

Dziś tylko poranna rozmowa z Mistrzami z kronik. Oni nie powinni się tak nazywać - są tak powaleni jak ja. Ostatnio jak pisałam, że mnie przestraszyli, to była sytuacja kiedy rano z nimi rozmawiałam. Jeszcze słońce nie wstało. Siedziałam przy lampce. Spytałam dlaczego nie mogę ich zobaczyc tylko słyszę... Zobaczyłam cień w korytarzu. Czuli, że jednak się przestraszyłam delikatnie,więc powiedzieli, że mogę zamknąć oczy. Zamknęłam...Wiecie co jeden wymyślił ? Serio trzeba mieć nasrane w głowie.  I wchodzi On... nie, nie cały na biało. Półnagi, muskularny, całkiem przystojny z... głową łosia. Tak. Pół człowiek - pół łoś (łoś to moje zwierzę mocy, więc... rozumiecie). Miał krótką sierść na ciele i głowę zwierzęcia. Mówię do niego, że chyba go powaliło. Spytałam czy faktycznie tak wygląda. Powiedział, że nie, ale skoro chciałam zobaczyć, to coś musiał wymyśleć. 

Ja wiem jak to brzmi, jak choroba psychiczna... Dlatego myślę, że będę sama, bo takie coś po prostu trzeba zaakceptować. Nie mam zamiaru z nich rezygnować. Poprawiają mi humor, czasem powiedzą coś mądrego. I coś mocno uczepili się mnie i Orso. Wiem, że to ja prowokuję rozmowy, ale jak chce zrobić coś żeby o nim zapomnieć, to śmieją się i życzą mi powodzenia. Nawet jak już więcej Go nie spotkam, to zapamiętam go jako piekną przygodę, a po śmierci po prostu skopie mu dupę i powiem, że w następnym wcieleniu nie będę go szukać i w ogóle jak mógł tak łatwo się poddać... To ja depilowałam nogi woskiem, przeszłam noc duszy, osiem godzin dziennie słuchałam narzekania ludzi i zmuszałam się do oglądania "Psiego Patrolu", a On tak łatwo odpuścił...  Kibicuję mu z całego serca. Kurczę... ale mam dobry humor, dawno takiego nie miałam. Nie ma kierownika w pracy. Opierdalamy się na maxa - Boże jak to wypłynie... Aj tam... Kocham swoja pracę ;) i mam najlepszego kierownika, dziś rano napisał, że policja suszy na wjeździe ;) ideał nie kierownik. 

 

Kocham MOJE KRONIKI i bardzo lubię ich wsparcie. 

Ok, to dziś rozmowa wyglądała mnej więcej tak...


- Dlaczego się go boję?
- Bo macie już inną energię. Wcześniej ty byłaś dzielniejsza i to ciągnęłaś. Bałaś się jak był pijany czy agresywny, ale umiałaś z taką energią postępować. Teraz on ma ją zupełnie inną. Kiedy ma w sobie spokój ty też go czujesz, ale kiedy ma w sobie przywództwo czujesz się poddaną, a ty nie umiesz tak… źle się z tym czujesz.
- Ale czasem jest dobrze…
- Słyszysz co powiedziałaś? Czasem… Tylko czasem? Gdybyście mieli być razem, to "dobrze" byłoby cały czas a czasem źle. Powiedz, kiedy czujesz się dobrze albo gdzie?
- Dobra, wiem o co wam chodzi. Dobrze mi, kiedy go nie ma, po prostu. Ale nie wiem jak z tego wyjść. Boję się konsekwencji.
- Nie jesteś sama.
- Tak, tylko on jest teraz dobry, powinnam to budować, naprawiać.
- Myślisz, że Orso był po to żeby naprawić twoje małżeństwo? Czy może żeby je zburzyć? Cofnij się do wszystkich historii związków jakie miałaś. Myślisz, że to były przypadkowe spotkania. Zobacz co ci najbardziej utkwiło. Wiem, że już to widzisz.
- Wiem… W. zdradziłam, bo powiedział, że tylko tego mi nie wybaczy, i to była jedyna szansa, żeby w końcu mnie zostawił, bo jak z nim zrywałam to i tak nie odchodził, a był toksyczny.
- Ok, zapamiętałaś schemat. Tylko Orso nie był na jeden raz. Równie dobrze mogłaś go spotkać i nie rozbić tego, ale to musiało potoczyć się tak, bo byś nie zrozumiała. A pamiętasz K.? I rozmowę z jego żoną?
- Tak… myślicie, że Orso rozmawiał z mężem w ten sposób, bo musiał, nie bo faktycznie tak myśli?
- Wiedziałaś to cały czas. Ty z żoną tamtego też tak rozmawiałaś. Wyparłaś wszytko, żeby go chronić, ratować sytuację. Prawie nic z tego co jej mówiłaś nie było prawda… Orso też nie uważa, że to była tylko twoja decyzja.
- A ta kobieta? A ta złość?
- On też nie wie co się dzieje. Bardzo chce to zrozumieć, ale widzi to ziemsko. Ja bym dyskutował, czy jest jakaś inna kobieta oprócz ciebie, która mu tak siedzi w głowie. Jak w końcu zaakceptuje tą lekcję będzie mu łatwiej. Zobaczy w końcu swoje światełko w tunelu.
- Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? Tyle razy prosiłam… że odetnę, wymarzę i pójdę dalej, nie chce go, on też nie chce mnie, to proste. Trudno spotkaliśmy się, zdarzyło się, ale ludzie po takich sprawach się rozchodzą i żyją swoim życiem.
- Jasne, możecie tak. Życzę powodzenia.
- Co przez to rozumiesz?
- Nic… możecie tak żyć, tylko czy to będzie życie? Pamiętasz jak się przy nim czułaś?
- To była chwila, życie codzienne jest inne. To się wypala.
- Energia się nie wypala. Ty go czujesz nawet teraz. Budzisz się z myślą o nim i zasypiasz tak samo. Moglibyście być szczęśliwi…
- Przecież jestem szczęśliwa. On jak z tego wyjdzie też będzie…
- Błagam was. Wy nawet sami siebie nie umiecie oszukać a próbujecie nas.
- A on ma przewodników swoich?
- A wiesz, że nie możesz wpychać nosa w nieswoje sprawy… ale tak ma… ma fajnych przewodników, tylko uparty jest i ciężko mu słuchać. Ty też jesteś uparta.
- I będę jeszcze bardziej, bo nie będę robić nic. Tak postanowiłam. Skoro uważacie, że mamy być razem to róbcie co chcecie ja nie zrobię nic. Zajmę się sobą.
- Jak my cię uwielbiamy… właśnie to masz robić, żeby z nim być. Zająć się sobą. My zajmiemy się resztą. Bo niby planowałaś tą znajomość?
- No nie… ale drugi wyjazd już tak.
- Ha ha myśl tak dalej. Myślisz, dlaczego dziewczyny nie pojechały z tobą… i myślisz gdzie teraz pojedziesz na urodziny???
- Nawet jak pojadę do Włoch, to nie spotkam go, bo jadę w inne miejsce. A poza tym to lecę do Hiszpanii.
- Zobaczymy, gdzie polecisz… ale nie martw się jeszcze nie jesteście gotowi na spotkanie.
- Ja już w ogóle nie chce go spotkać. Ja ledwo to odchorowałam. On był tylko żeby mnie obudzić i tyle.
- I tyle niech ci na ten moment wystarczy.
- Ale ja powiedziałam, że nie będę nic robić!
- Ale my nie chcemy żebyś coś robiła. My cię po prostu zmusimy. Będziesz miała takie sytuacje, że albo podejmiesz odpowiednie decyzje albo dostaniesz po dupie.
- Wy nienormalni jesteście?
- Wiesz jak to działa, to dlaczego się dziwisz. Twój Orso też niech zaciska pasa.
- Nie jest mój.
- Jest, jest… (uśmiechają się parszywie).
- Nie jest i nie będzie. Koniec kropka. Dajcie mi o tym zapomnieć. On też chce zapomnieć.
- To, że wy chcecie… Znasz takie przysłowie ponoć jedno z twoich ulubionych „Bóg nie daje nam tego czego chcemy tylko to czego potrzebujemy”.
- Dobra dajcie spokój.
- Słuchałaś wczoraj fajnej rzeczy prawda?
- Tak
- Wklej tu link i wracaj do tego nagrania, żeby ci się utrwaliło. Czy czujesz, że minęło już prawie 5 miesięcy od poznania go?
- Nie. Czuję jakby to było 2 tygodnie temu, a ostatni raz jakbym widział go w tamtym tygodniu.
- Dokładnie. Czas się załamuje. Nie postrzegasz go liniowo, widzisz to. W pracy ciągle mówisz, że czas przyspiesza i wiesz, że coś się dzieje. Wskakujesz w 5D
- Ale ja nie chcę bez niego…
- Nie będziesz bez niego.
- Ale… jak on nie obudzi się, nie zmieni, dalej będzie gonił za kasą używkami i prostym życiem… nie zastanowi się nad sensem tego wszystkiego to on utknie w 3d. Chce go na nowej ziemi. Mogl..
- Dokończ.
- Nie… to nie ma sensu, to tylko moja fantazja
- Dokończ
- Mogłabym z nim być szczęśliwa i on mógłby być szczęśliwy ze mną???
- A może lepiej „Jestem z nim szczęśliwa a on ze mną”
- Nie, bo może się spełnić. Nie zrobię niczego wbrew jego woli. Ja nie przyciągam, nie manifestuję. Wiem, że to działa, ale nie wolno się bawić ludźmi.
- A ty myślisz, że on cię nie manifestuje? Nieświadomie to nieświadomie, ale… dobrze mu idzie.
- Nieprawda. Robicie mi wodę z mózgu. Dobra czas kończyć. Muszę szykować się do pracy, a znów przez was mam mało czasu.
- Nie przez nas tylko przez niego. Jakbyś tyle o nim nie myślała to byś nie pytała nas o zdanie, nie siedziała z wahadełkiem. Bo niby o czym byś rozmawiała… Zresztą zawsze zaczynasz pytać o coś innego a kończy się na nim.
- Bo tylko z wami mogę o nim rozmawiać. A zresztą już nie będę.
- (tu powinny być emotki, które pokładają się ze śmiechu).
- Bardzo śmieszne.
- Wy oboje jesteście śmieszni. Kiedyś Orso też będzie rozmawiał ze swoimi mistrzami… daj mu czas. To będzie na prawdę inna ziemia. Zobaczycie. Warto będzie czekać.

 

 

edycja g. 22:00 

usunęło mi wszytko -pewnie nie miało tego być, więc tylko po krotce zrobię podsumowanie

1. Nie udało mi się mieć jednego dobrego dnia- dziękuję Orso świetnie Ci idzie. Brawo. Mam zjebane życie jak ty. Pasujemy do siebie. 
2. Miałam wojnę z mężem. Wyprowadzał się kilka razy, ale jednak został. A ja prosiłam o przerwę ale w końcu wycofałam, bo tępa jestem i muszę dostać po dupie jak to mówią Kroniki. Mąż Wybiera się do Ciebie, albo nie... chuj jeden wie co mu teraz siedzi w głowie (tak będę przeklinać bo mogę)

3. Po awanturze siedziałam i pytałam Kronik dlaczego Orso zadzwonił i zrobił coś takiego. Usłyszałam "chciałaś wiedzieć czy będzie o ciebie walczył". Serio??? To akurat kłamstwo Orso nie będzie walczył o kobiete, a na pewno nie o mnie. Ale zemsta, ego, pokazanie swojej siły itd... tak faceci o to mogą się bić. Ale nigdy nie uwierzę że mógłby coś zrobić dla mnie. Wiem, że jestem zajebista i jak pokocham to oddam wszytko razem ze skórą i kośćmi, ale nikt nigdy o mnie nie walczył, więc nie uwierzę, za stara jestem na takie bajki. Świetny trik GÓRA, ale już się nie nabieram. 
4. Po rozmowie z mężem o co może mu chodzić mąż stwierdza że chyba on coś czuje do mnie, a ja że na pewno nie, że to z zemsty. Kazał mi się pakować, że mnie zawiezie do niego bo nasze dusze... bla bla bla to nie była miła rozmowa.

5. Orso... wiem że masz żal i zjebane życie ale żeby cię pocieszyć powiem że mam tak samo. Nic mniej... nic więcej. Teoretycznie jest wyjście, ale jestem w dupie, bo moja decyzja spowoduje że kogoś skrzywdzę. W głębi wiem, że to może być dobra droga ale wolę siedzieć w tym gownie bo zapach już znam, niestety opór będzie prowadził do coraz większego zamieszania. 
6. I na poważnie to że masz problemy to nie jest nasza wina, to na prawdę chujowy zbieg okoliczności i przyrzekam to na własne życie. Jak umrę to przyjdę do ciebie w nocy i będę cię straszyć, wtedy będziesz wiedział co i jak... 

Mysle tylko o tym jak bardzo Orso musi mnie nienawidzieć... Pewnie teraz dużo łatwiej przyjdzie mi się odkochać, chyba tego chciał. 

 
W sumie co za różnica może powinnam się poddać w tym życiu... Nie mam siły. To za długo trwa. Jeśli to ostatni wpis i ktoś to znajdzie to... nie mam nic do powiedzenia, będę tłumaczyć się na górze, dlaczego nie dałam rady. GÓRA miała mi pomagać a jest gorzej. Jakby nie oni nie pojechałabym drugi raz nie byłoby tego wszytkiego. 
Nie dam rady już żyć. Nie dość że mnie przeczołgało przez tyle lat, to potem te niby przebudzenie i kurewski ból wszytkiego i rozpad mnie na atomy to dalej coś się ciągnie... wiem że nikt mnie nie uratuje to moja rola, ale ja chyba nie mam siły. Z drugiej strony czasem się dziwię jak silny człowiek potrafi być. Tylko nie wiem czy dam radę... I sobie myślę że chyba źle robiłam mu loda że teraz tak się na mnie wyżywa. Dobra wiem że na mężu ale mąż na mnie więc na jedno wychodzi.... Uuuuu a może to jego niecny plan żeby mnie uwolnić jak księżniczkę z wieży... chujowy plan... ale jeśli to plan żeby mnie dobić to bardzo dobry plan. Widocznie nie byłam dość dobra w łóżku, bo nie wiem jaki mógłby być inny powód że mnie tak znienawidził. Mnie raczej wszyscy lubią a większość kocha. Długo tak nie pociągnę. I dziwię się... jeśli to plan duszy to jaki kurwa zjebany gość to wymyślił. 

 

i na koniec kroniki miały rację gowno wyszło z Hiszpanii dziewczyny mnie przegłosowały -urodziny spędzamy we Włoszech. Bilety kupione. Może dożyje.  Oby kroniki myliły się w innych kwestiach. Anka chciał pisać do Niego że będziemy niedaleko, ale powiedziałam że ją zamorduje jak coś takiego zrobi i ogólnie zabroniłam jej jakichkolwiek kontaktów z nim. Mąż nie lubi Anki chyba z lekka wzajemnością, jakoś nie przepadło sobie do gustu, ale to tak dziwnie wygląda, bo Anka to też moją bratnią duszą i jak tak pomyślę to ma prawo się nie lubić tutaj z mężem, bo to ona ciągnęła mnie na basen i do baru, ona mówiła żebym puściła oko, ona mówiła później że z tamtym byłam szczęśliwsza niż z mężem i namawiał na kontakt, wyjazd itd. Więc mąż ma pełne prawo czuć żeby jej nie lubić. 
A co do Orso wolałabym żeby to mnie wyzywał i na mnie się mścił. Boże po co to wszystko. Jeśli miał być na chwilę do przebudzenia to po co to się ciągnie??? 

książka :)


13 listopada 2025, 15:14

Dobra. Ja to musze skończyć. To już jest sklejanie małżeństwa na ślinę i papier. To ja jestem źródłem problemu. Rozpierdoliłam wszystko i muszę przyjąć tego konsekwencje. Nie wiem, jak sobie poradzę – pewnie jakoś. Mogę mieć pretensje tylko do siebie.
Wczoraj miałam świetny dzień od nie pamiętam, kiedy (taki normalny po prostu z dobrym humorem) – w sumie do wieczora, bo sprzeczka z mężem była przed snem, a rano go oczyszczałam. Później powiedział, że Orso dzwonił i chce konfrontacji, uważa, że wszystko co się u niego złego dzieje, to nasza wina (przynajmniej mąż tak mówi).

Orso… (piszę w ten sposób, bo wierzę, że energia działa i może gdzieś podświadomie to wyczujesz… usłyszysz…przyśni się… nie wiem… a jak nie, to po prostu wyrzucę to z siebie). Chciałbym wziąć na siebie odpowiedzialność za to co się dzieje, ale niestety, to nie jest moja wina, to nie jest wina mojego męża. Po prostu musisz oczyścić swoją karmę. Wiem, że masz to w dupie… takie gadanie, ale sorry – nie jesteś święty, ja też nie. Trzeba w końcu dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Mierzymy się z tym wszystkim, z czym powinniśmy. Fajnie, że to co się teraz u ciebie dzieje zwalasz na mnie, ale nie widzisz tego, że rozwaliłeś moją rodzinę – mówiłam, że mam męża, dziecko – po co chciałeś rozmawiać, po co przyszedłeś po mnie, po co ta rozmowa o korzystaniu z życia i namawianiu mnie na więcej. Po co ci zależało, na tym abym przyjechała drugi raz – zapomniałeś jaki poemat mi napisałeś o sobie, bo powiedziałam, że jeśli ci zależy to napisz coś… I teraz błagam cię… powiedz, nie dla mnie, tylko sobie - powiedz, że nic nie znaczę, że jestem jedną z wielu, że to przypadek, że każdą kobietę tak podrywasz i co tydzień masz inną… No powiedz, że nic nie czułeś! Że nie zwariowałeś! Że u ciebie jest wszystko ok i twój świat się nie rozpierdolił! Zrozum! To nie jest przypadek! Może nie jestem dla ciebie. Ok, nie muszę. Ale byłam na tą krótką chwilę dla ciebie po coś – tylko ty wiesz po co. Otworzyłam stare rany? Zburzyłam iluzję twojego życia? Wprowadzałam taki chaos, który rozwalił twoje życie? Jeśli tak, to super! Pomyśl, że jak przejdziesz przez to gówno (a przejdziesz, to tylko tak wygląda źle), uleczysz rany i w końcu będziesz szczęśliwy. I uwierz masz farta, bo ja się z tym bujałam do 40, tobie może się udać wcześniej. Co do związków z kobietami w przyszlości - żeby nie było, że nie mówiłam, jak nie przerobisz ran, traum itd. dostaniesz związki karmiczne, które cię po prostu rozwalą i pozamiatają. Jeśli wyniesiesz lekcje dostaniesz miłość na jaką zasługujesz, nawet jeśli nie będziesz jej szukał i chciał.
Jeśli u Ciebie się wszystko rozpierdoliło, to przykro mi to przyznać, ale jest duże prawdopodobieństwo, że jesteś jednak moją bliźniaczą duszą. Skoro ja po poznaniu Ciebie przeszłam rozpierdolenie mojego poukładanego świata (kochany, to co przeszłam, tego nie da się opisać słowami i zapewne, jeśli nie zakończę małżeństwa to dalej to będzie u mnie się pierdolić, i nie chcę go zakańczać, bo może będę z kimś innym, ale wiem, że ten pociąg już nie pojedzie), a teraz przyszła kolej na Ciebie. Jeśli cię pozamiatało i chciałbyś wszystko cofnąć, żeby było jak kiedyś - to jednak jesteśmy połączeni. Ale wiesz… ja nic nie chcę do ciebie. Dostałam już dużo. Ja chcę po prostu zapomnieć o tym wszystkim. Tak, wiem, byłam nakręcona, bo to było dla mnie coś niezwykłego, ale teraz patrzę na to zupełnie inaczej. Wierzę w te dusze, plan itd. Wiem, że to prawda, bo już za daleko z tym zaszłam, żeby nie wiedzieć, że to prawda. Ale nauczyłam się też dystansu. Nie muszę niczego wybierać, za niczym gonić. Nie wierzę ślepo w znaki – wkurzają mnie owszem, ale to ja decyduję o tym co dalej dzieje się z moim życiem i albo wybieram siebie i szukam szczęścia w środku, albo zatracam się w świecie zewnętrznym i ponoszę porażkę za porażką. Byłeś i nadal jesteś ważną osobą w moim życiu, wywróciłeś moje życie do góry nogami – na razie nie widzę zbyt wielu pozytywów, pewnie pojawią się później (mam nadzieję), ale nie żałuję. Coraz bardziej czuję, że wybieram siebie. Ty też wybierz siebie. Pomyśl jakie chciałbyś mieć życie… Co sprawiłoby żebyś był tak naprawdę szczęśliwy? Wyobraź to sobie. Jeśli jest to te życie, które masz teraz, to pozostaje mi życzyć powodzenia. I nie mam ci więcej nic do zaoferowania. Ale jeśli masz ambicje i aspiracje do bycia kimś wyjątkom dla siebie, kimś ważnym. Jeśli chcesz z uśmiechem spoglądać w lustro i mówić – Ale jestem szczęśliwy! To pomyśl, że lepszego momentu na zmianę nie będzie – twoi opiekunowie, aniołki, Bóg, w cokolwiek wierzysz – oni są przy Tobie, nie zostawiają Cię nawet na krok, poproś o pomoc. Powiedz niech Ci pokażą drogę. Boże! żebyś mógł to przeczytać, to byś wiedział, że to jest twój znak. Nie trzeba czekać na zejście Jezusa, prorocze sny – czasem motyl, który przeleci obok, piórko, które spadnie… cokolwiek, taka nawiedzona dziewczyna jak ja, która pojawiła się nie wiadomo skąd – to twój znak, że właśnie twoje życie zmienia się na lepsze. Ale żeby zbudować coś nowego, stare musi runąć. Wiem, że sobie poradzisz, nasza dusza jest bardzo silna i piękna. Teraz patrzę na to jak na scenę… Wiem, że Tobie jest dużo trudniej.

Byłam dziś w kronikach męża- udzielił zgody, bo szukał dokumentów, ale spytałam, czy mogę zapytać o moje małżeństwo… uspokoili mnie, że będzie dobrze, nawet jak będzie źle (powiedzieli co ma się zadziać- nie ważne). Chyba weszli mi w głowę, bo chcieli przekazać coś dla Orso. Myślę, że w tym świecie nie ma dobrych i złych osób/dusz, mamy jeden cel – rozwijać się i dążyć do miłości bezwarunkowej. A to słowa dla Orso: Jeśli chcesz w życiu mieć wielkie szczęście i bogactwo, to musisz doświadczyć wielkiego bólu i upadku. Tłumaczyli krótko na zasadzie, skąd masz wiedzieć, czy coś jest dobre jeśli nie wiesz czym jest zło, skąd masz wiedzieć czym jest radość, jeśli nie doświadczysz smutku. Potem się uśmiechnęli… Wytłumaczyli, że my tutaj jesteśmy tylko aktorami. Nasze prawdziwe życie jest gdzieś indziej. Zrobiło mi się po tym lżej. Te wszystkie emocje jakby się rozpłynęły.

Myślenie swoimi kategoriami.
U nas w pracy bardzo to widać, jak ludzie oceniają innych przez swój pryzmat. Np. wchodzi kierownik i mówi „trzeba zrobić to i to” i ja widzę zwykły komunikat, że coś trzeba zrobić i tyle. Druga koleżanka komentuje, że znów się czepia, że chce sprawdzać i kontrolować. Trzecia, że co ten kierownik wymyśla, że to głupie pomysły i nie ma mowy, żeby to zrobić. Jedno zdanie – różne interpretacje, bo odczytujemy własne emocje. Tak samo Orso, uważa, że mąż się mści, bo On zrobiłby tak samo, albo ktoś mu głupio podpowiada. A ja… mąż… tak jak żyjemy teraz nie bylibyśmy w stanie świadomie kogoś skrzywdzić, nawet jakby ta osoba z premedytacją skrzywdziła nas. Nie dlatego, że jestem słaba, tylko dlatego, że jestem silna. Ja już nie muszę nikogo upodlić, nauczyć rozumu, odpłacić tym samym – przecież to nic nie daje, to daje poczucie większej porażki. Koniec kropka. Wraca do ciebie to, co czyniłeś innym. Jeśli za coś dostałam wpierdol, to prawdopodobnie w tym lub poprzednim życiu nabroiłam i moja dusza zdecydowała, że chce tego doświadczyć z drugiej strony.
A teraz coś bardzo irracjonalnego. Ale to bardzo. I od razu podkreślam, to nie jest dla mnie wyrocznia, ja do tego nie dążę i na pewno nie będę dążyć. Pisze to jako ciekawostkę.
O tym, że wszystko na górze robi zamęt żebym nauczyła się czegoś z Orso to wiem i bardzo dzielnie się temu opieram, bo mam wolną wolę. Ja już nawet nie chce dostawać tych informacji, ja naprawdę się z tego nie cieszę i nie chce tego. Zrobiłam co zrobiłam, ponoszę tego konsekwencje i wystarczy mi. Nie widzę w ogóle sensu bycia z nim. Dziś im nawet mówiłam, że z mężem więcej zrobię dla ludzi, niż z Orso, ale oni uważają inaczej. Nie ważne – niech to wybrzmi głośno i wyraźnie – ja tego nie chcę! Nie robię nic w tym kierunku i nie zrobię! Koniec. Jeśli wszechświat uważa, że mamy być razem to będzie miał okropnie trudne zadanie, bo drugi raz (jak ten wyjazd do Niego) nie dam się wkręcić, o nie! Łatwo mną manipulowali, ale już dziękuję (chociaż ciekawe jakby się odezwał czy wszystko by nie wróciło). Czas pomoże mi zapomnieć, zaraz jego twarz zniknie mi sprzed oczu i będę mogła sobie żyć po swojemu. Ale do czego zmierzam… Mam wahadełko… Wiele razy sprawdzam na prostych pytaniach czy mówi prawdę… nawet próbowałam myślami wymusić inną odpowiedz, albo ruchem ręki – ale to tak nie działa, zauważyłam, że jak zaczyna się kręcić, to prowadzi moją rękę. Na filmikach wygląda to odwrotnie, ale to nic…. Do brzegu kochana. Mąż ma cały zestaw do duszy, wahadełek itp. Wiele plansz, wiec sobie czasem jak nikogo nie ma sprawdzam to i owo. Wczoraj sprawdziłam (ponownie) moje połączenie z mężem – bratnia dusza – związek małżeński, ale sprawdzałam co łączy mnie z Orso… początkowo kręciło się równomiernie przy dwóch- bratania dusza i bliźniacza dusza - oraz związek partnerski i związek małżeński-razem. Nie żadne gatunki jak mówił mąż. Dziś rano znów sprawdziłam – dziś bardzo mocno kręciło się przy małżeństwie i bliźniaczej duszy a na wykresie zgodności pochodzenia było 100%. I niestety, ale nie ucieszyło mnie to, nie poczułam ulgi. A wręcz przeciwnie. Strach i w głowie wykrzyczałam tylko „nie, nie, nie”!
Ja pierdolę! Gdyby On miał normalne życie, to byłoby po sprawie. W nic by się nie wpierdolił. Nic by się nie działo, bo niemiałby takich problemów, nasze drogi by się rozeszły. A ten mój list… te teksty jakbym z jakiejś mafii była… Może jakbym nie pisała tego to by teraz tego nie było. A chciałam dobrze, jak zawsze. Uważałam, że musi znać prawdę, że jest ważny, że nie pojawił się przez przypadek, że to była dla niego ostatnia lekcja, aby się zmienił… I nie chodzi, że przewidziałam przyszłość, czy uważam, że mąż będzie coś robił – nie! Po prostu zobaczyłam, jak działa świat… nie znam lekcji jakie mamy przejść, ale skoro ja tak chorowałam po nim, a Kroniki mówiły o bliźniaku, to jak poczytałam to i owo, jak wygląda oczyszczanie się duszy, to po prostu wiedziałam, że u niego też tak się to skończy. Na początku wróci do siebie i będzie żył jak królewicz, a jak ja dojdę do siebie (tak… doszłam… chyba jakbym sobie sama dobrze zrobiła), to wtedy zacznie się dziać u niego. Rozpadnie się wszystko co było kłamstwem. I jak wytłumaczyć mu, że mój mąż nie ma z tym nic wspólnego. Nawet jak mnie oczyszczał po Nim, to zabronił mi odsyłać to co On wysłał, to co dostałam (te złe), kazał transformować w dobre i oddawać dobre. Serio, mój mąż jest dobry. Nie mści się, wie, że wróciłoby do niego gorsze.
I znów nie czuję się dobrze… jak mogłam tak zjebać życie tylu ludzi. I mam w dupie jakiś plan. Ja po prostu nie wiem jak mam to naprawić. Jakbym miała taką moc, to zrobiłabym wszystko, żeby Orso znów żył tak jakby mnie nie spotkał, na pewno był szczęśliwszy. Mojego małżeństwa nie ma, nie mam rodziny. Nie wiem, ile stracił Orso tą sytuacja, ale… ja straciłam wszystko co miało sens w moim życiu i nie umiem tego odbudować. Jeśli moja dusza tak to sobie wymyśliła, to chujowo to zrobiła…
Dziś boli mnie to bardziej. Czuję się jak zoombi. Jeszcze niedawno wierzyłam, że On może gdzieś głęboko miał do mnie jakieś uczucia, nawet jakbym go więcej nie spotkała, to wierzyłam, że nie byłam mu obojętna… a teraz czuję pustkę, czuję tylko to jak jest na mnie zły, jak mnie nienawidzi. I nawet jak on jest zły na męża, to i tak ja ponoszę pełną odpowiedzialność. I teraz myślę o tym co kiedyś pisaliśmy, że jedno nie chce skrzywdzić drugiego – jakby nasze dusze wiedziały, że po tym spotkaniu będzie trzecia wojna światowa. Czasami słyszę ten śmiech na górze… Skoro to scena, my to aktorzy, nasze dusze wybrały co mają przeżyć i są przewodnicy, którzy pilnują jak nam idzie - to serio po prostu śmiać mi się chce i to bardzo. Wyobrażam sobie moich mistrzów jak siedzą w swojej bazie (jak power rangers w siedzibie Zordona) i zaczynają:
- Dobra Miron, dawaj te sny, bo ona ciągle stawia opór, jak się nie nauczy Kronik, to szlag trafi całą misję. Bez tej wiedzy po pierwszej lepszej akcji posypie się jak palto babci zjedzone przez mole. Nić na nici nie zostanie.
- No przecież ciągle daję jej te sny. Moja wina, że jest taka tępa -bronił się Miron.
- Tylko pamiętaj kogo ma przypominać i zrób jakieś czary mary, żeby był szczęśliwy i ujmujący. Taki wiesz zadowolony z niej. Żeby myślała, że sama na to wpadła.
- A co z Nim? – spytał nieco zakłopotany Miron. To była jego pierwsza taka gruba akcja, więc spinał się, żeby nie zawieść.
- Proszę cię, On teraz to bułka z masłem. Taka oferta pracy, jak nie skorzystać. Nie podstawiajcie tylko lasek z dużymi cyckami.
- Tak jest – przytaknął Miron.
- Daj spokój… żartowałem. Przy bliźniakach nie ma znaczenia dupa, cycki czy klata, oni rozpoznają się oczami.
- Szykujcie się. Popcorn jest i cola light? Szybko, bo zaraz walnie piorun – wtrącił Izaak.
- Ty Joshuel, a właściwie, dlaczego ona spędza tutaj tylko jedną noc - dopytywał Miron.
- No chyba cię powaliło?! Ty widziałeś kiedyś spotkanie bliźniaczych dusz?
- No… kiedyś… raz… przez szybę… z góry… Dobra, nie widziałem. Pewnie znów byłem na bingo.
- Spotkanie tej samej duszy, to taki wybuch, który będzie widoczny nawet tutaj. A jakby mieli spędzić razem kolejną noc… Nie chcę nawet o tym myśleć. Ty byś na pewno nie dał rady ugasić tego pożaru.
- Aż tak źle?
- Nie no, właśnie dobrze. Wiesz to takie wygłodniałe dusze, które szukają się przez wcielenia. Nie zawsze uda się im być razem, ale zawsze ich ciągnie jak magnez do siebie.
- A dlaczego jak się spotkają to nie mogą już być razem? W końcu się odnaleźli tak?
- Mogą próbować być razem, ale każde z nich ma swoje rany i traumy. Jeśli spotkają się mając je nieuleczone, tak jak teraz, to ciągle by się wyzwalali. Wiesz… raz przyciąganie raz odpychanie. Bliźniaki w tym stanie to albo biegacz, albo ścigacz, ale zaraz, zaraz, miałeś opanować teorię.
- Przecież opanowałem. Tak tylko pytam.
- Pytasz, bo nie wiesz.
- A właśnie, że wiem. – odpowiedział zakłopotany Miron.
- Co wiesz?
- Wszystko.
- To dlaczego nie mogą być teraz razem?
- Bo mają nieuleczone rany…
- A kiedy będą razem?
- Nom… kiedy… je wyleczą… - ciągną Miron.
- Jak Stwórcę uwielbiam, chyba zejdę na ziemię jeszcze raz uczyć się cierpliwości.
- A oni??? Będą razem? Tak trochę ich polubiłem. Kibicuję im.
- To już zależy od nich. Dostaną jeszcze trochę mocnych lekcji i albo się nauczą i zmienią swoje życie, albo spotkamy się następnym razem, w kolejnym wcieleniu.
- A to takie ważne, żeby byli razem?
- Wiesz Miron, mamy teraz taki wyjątkowy czas. Dużo się dzieje, ludzie się budzą, podnoszą wibracje. Odnajduje się dużo bliźniaków. Jakby Ci to powiedzieć. Oni mają w sobie taką mocną miłość bezwarunkową. Ona ogromnie podnosi wibracje, dlatego są ważni. Oni nie musza nikogo uczyć, prowadzić… mogą, ale nie muszą. Ich miłość bardzo mocno oddziałuje. Zwróć uwagę jak spojrzą sobie w oczy co się będzie działo przy stoliku. Jej koleżanka będzie to jeszcze długo wspominać. A poza tym Ona i tak jeszcze z rana będzie stała pod jego drzwiami zastanawiając się czy wejść czy nie.
- I co? Wejdzie?
- Błagam cię. To płomień. Jasne, że nie wejdzie. Będzie pukać, ale…. Ty jesteś od tego, żeby on w tym czasie spał jak kamień.
- A nie mogą…
- Nie! Przecież oni to zrobią jeszcze raz…
- Dobra chłopaki cisza, bo już prawie… Nie chcemy tego przegapić – odezwał się Izaak.
- To jedziemy… Spojrzą sobie w oczy za trzy… dwa… jeden…

Tak. Właśnie tak widzę jaką mają z nas zabawę Ci na górze. Nasi przewodnicy, mistrzowie itd. I teraz też nie jest lepiej. Ale czuję, że się ze mnie śmieją, tzn. uśmiechają się i są chyba zadowoleni. Ta wersja książki będzie ok, to oczywiście szkic. Ale nawet humor mi się poprawił. I chyba to będzie taka książka z dwóch perspektyw, z humorem z nutą romantyzmu i miłości, z odrobiną zwrotów akcji, mądrymi myślami – taka moja – do poczytania, śmiechu i płaczu. Z nieoczywistym końcem na drugą część. Mam nadzieję, że się uda, bo w drodze duszy wyszło mi m.in. że moim przeznaczeniem jest bogactwo – jakkolwiek rozumiane 😊 Ale wiem, że są dusze, które faktycznie w tym życiu muszą/chcą doświadczyć bogactwa. Więc jak już będę bogata, znajdę coś fajnego, żeby pomóc innym, ale jak nie będę bogata, to też będę pomagać innym. Dziś kocham moje życie, choć rano pragnęłam umrzeć.

kocham cię Orso jesteś moją najlepszą weną... 

 

edycja g. 19:00

Organizm nie kłamie... Mówią, że to najbardziej pokazuje czy osoba z którą jesteś jest odpowiednia. Czuję się dobrze sama. Jak przyszedł mąż organizm mi się spiął, bycie miłą wychodziło mi sztucznie, a źle użyte słowo spowodowało, że jego humor się zmienił. Pod nosem mówi dziwne teksty. Ja się na prawdę oszukuje, że jest dobrze. Chcę być dobra, dlatego że mi wybaczył, żeby dziecko miało rodzinę, ale to nadal iluzja.  Daje super rady, ale sobie nie umiem. 
I Orso... wyskoczyło mi zdjęcie jako propozycja do znajomych, coś mi kliknęło. Czuję że puls mi skoczył, myślę mam zegarek to sprawdzę... normalnie miałam 72, po Nim było 106... ale ja tylko patrzyłam... nic nie robiłam 😂 czyli jeszcze działa na mnie. Kogo ja oszukuje?
Sprawdziłam znów wahadełkiem i znów było to samo, znów bratania dusza i blizniak i znów związek partnerski i małżeński. I zapytałam o przyszłość, ale nie... przysięgam ja nic nie zrobię. Ja odpuszczam. Dobra idę malować bo jeszcze trochę mam pracy... cieszę się bo dzięki temu polecę na urodziny gdzieś. 

11;11 portal, brama, jak zwał tak zwał


12 listopada 2025, 10:14

https://www.youtube.com/watch?v=eBhiAQfE7KU&list=RDeBhiAQfE7KU&start_radio=1

 

Zanim napiszę co i jak, wrócę do poprzedniego wpisu o mnie jako Marii Magdalenie.


Oczywiście, że takie coś boli, jak się ma nieuleczone rany, to jak ma nie boleć. Weszłam więc w Kroniki porozmawiać i oto co z tej rozmowy wyszło (piasałam to w trakcie rozmowy).
- Maria Magdalena… jeśli się z nią porównujesz to znaczy, że masz w sobie więcej siły i odwagi niż przeciętna kobieta i niemal każdy mężczyzna. MM była blisko Jezusa, rozumiała jego nauki i wiedziała więcej od apostołów, ale kto mógłby dać kobiecie rządzić? W tamtych czasach, (nawet teraz) kobieta nie może mieć większej władzy, mądrości i zrozumienia niż mężczyzna. Patriarchat w opinii mężczyzn nie może runąć. MM swoją ewangelia mogła zmienić cały świat, więc należało ją oczernić, upodlić i zdeptać z ziemią, by nikt nie mógł jej zaufać i darzyć szacunkiem. Dobrze, że się do niej porównałaś, bo to oznacza, że podświadomie wiesz, że jesteś dalej, wyżej i możesz pomagać innym rozumieć to co się dzieje. A co do samego stwierdzenia „kurwa”. Przyjęło się to za obraźliwe dla kobiet, ale pod tym kryje się coś więcej. Kobieta, która o kobiecie mówi w ten sposób, mówi to z zazdrości. Cokolwiek nią kieruje, że to robi, dla drugiej kobiety nie ma znaczenia, bo gdyby miało, nie użyłaby tego słowa wobec swojej siostry. Mężczyźni natomiast używają tego określenia wobec kobiet których się boją… których nie mogą mieć… Więc jeśli myślisz, że ktoś może cię postrzegać w ten sposób tzn. że jesteś dla nich niebezpieczna. Niebezpieczna, bo mogliby tobie ulec, bo przy Tobie zobaczą swoje deficyty, bo, mimo że Cię posiądą na chwilę nie są w stanie mieć Cię na zawsze- tutaj otwierają się ich rany i każdy argument będzie zabijał ich pewność siebie. Pamiętasz film Pretty Woman? Prawdziwy mężczyzna nie nazwie kobiety kurwą, nawet jeśli to jej praca. Prawdziwy i pewny siebie mężczyzna okaże jej szacunek. Zobacz, jak potraktował Cię mąż po tym wszystkim. Nigdy ani razu nie spojrzał i nie powiedział o tobie w ten sposób. Choć nawet w chwili emocji mógł wykrzyczeć wszytko - nie zrobił tego. Okazał ci miłość, szacunek i wsparcie, właśnie dlatego, że jest prawdziwym mężczyzną. Jakkolwiek byś się nie czuła zbierając historie sprzed 30 lat nie jesteś niczemu winna. Nie obwiniaj się za zachowania osób, które nie miały wobec ciebie szacunku i nie obwiniaj się za to, że nie umiałaś postawić granic. Wiemy, że dziś umiesz. Potrzebowałaś jeszcze raz się z tym zmierzyć. I teraz, za każdym razem, kiedy pomyślisz o sobie w ten sposób to pomyśl, że to jest twoja siła - nie słabość. O to chodzi w przerabianiu traum i emocji. Akceptujesz, odpuszczasz, transformujesz. Lepszej metody nie ma. I nie, nie jesteś żadną kurwą. A jeśli w czyiś oczach jesteś, to pamiętaj, że to tamta osoba myśli tak o sobie… powinna zadać sobie pytanie - gdzie się sprzedałam? Gdzie siebie nie akceptuje? Dlaczego uważam siebie za gorszą od innych? Pamiętaj, że opinia innych jest zawsze o ich bólu. Ty swój uwolnij. A Orso nie myśli tak o tobie…
- Myśli, ale to już nie ma znaczenia. Jestem skreślona. Nie mówię teraz o nim, ale jaki facet chciałby być z kobietą, która zdradziła z nim swojego męża?
- Taki, który kocha prawdziwie.
- Kłamstwo. Zawsze będzie myśl, że skoro zdradziła męża, to mnie też zdradzi.
- Taką myśl mają tylko te osoby, które wyrosły z tym przekonaniem. Osoby, którym ktoś to kiedyś sprzedał jako prawdę, ktoś kto sam doświadczył zdrady i nie przepracował tego, więc nie ma zaufania.
- Ale to i tak nie ma znaczenia. Zdrada to zdrada.
- Wiesz, że jest coś takiego jak plan duszy… prawda? Wiesz, że na takie rzeczy dusze często się umawiają. Jesteś tego świadoma i wiesz, że w twoim przypadku to nie był skok w bok. Gdybyś miała zdradzać męża uwierz zdradzałabyś. Ty i Orso to plan i wiesz to.
- Mam to gdzieś. Co z tego, że ja wiem, jak on nie wie.
- On nie musi.
- Super, więc on sobie bzyknął, ja zostałam kurwą i mam być jeszcze z tego dumna, bo to zaplanowaliśmy. Wy słyszycie co wy mówicie?
- Doskonale. Możesz się buntować, ale rozumiesz więcej niż byś chciała. W świecie duchowym nie ma zdrady, ale gdy patrzysz z poziomu ludzkiego… przecież wszystkie prawa, obowiązki, przysięgi… to wszytko wymyślili ludzie, nie Bóg, nie dusze, nie inne istoty. Wy macie wolną wolę i wybieracie co chcecie, a to czy coś jest złe czy dobre zostało nadane przez ludzi. To Bóg stworzył i dobro, i zło, aby móc dokonywać wyborów. Wiesz o tym dużo, więc nie muszę ci tłumaczyć. Ludzie podejmują decyzje z dwóch powodów albo z powodu strachu, albo z miłość… serio? chcesz powiedzieć, że poszłaś z Orso ze strachu? Poleciałaś do niego, że strachu??? To teraz odpowiedz czy z mężem jesteś z miłości czy strachu?
- To nie takie łatwe, nie rozumiecie…
- Każdy wybór, którego dokonujesz sercem jest dobrym wyborem. Nie mam więcej pytań. Zostań z tym.
- To nie jest łatwe.
- Jest i to bardzo. O Kukiego nie walczyłaś, pomijam, że i tak nie mieliście być razem, ale zobacz, ile decyzji podjęłaś z miłości i ile ze strachu i zobacz, które okazały się słuszne, które przyniosły dobro, szczęście, a które spowodowały stratę, cierpienie czy ból. Potrzebujesz pobyć z tym sama. Jesteśmy tu zawsze dla ciebie. Nie jesteś sama. A "kurwa"… no cóż… Maria Magdalena byłaby z ciebie dumna. Czekaj, spytamy… jest z Ciebie dumna. Powiedziała: "Siła kobiety tkwi w jej sercu. Zobacz kto jest w twoim".

 

A co poza tym? Trudno jak zawsze. Minęły 3 miesiące, odkąd go ostatni raz widziałam i nic lepiej. Normalnie po takim czasie ustawiłabym figurkę po takim gościu jako zakurzone już trofeum i poszła dalej nie oglądając się za siebie. Ja nie mam dobrych dni. Jest stabilnie, potem ciężko i gdzieś pomiędzy błyśnie dobra chwila. I chciałabym, żeby już było normalnie, ale wiem, że normalnie to już było. Wczoraj wyszłam pogrzebać  w ziemi, posadzić drzewka. Dobra dawka dobrej energii, ale w tle leciały losowe kawałki z yt i niestety zdarzały się takie, które rozwalały mnie, więc łzy same leciały. Wiedziałam, że mam za dużo emocji, że dalej nie uwolniłam tej rany, więc powiedziałam, że musze pójść do lasu. Ledwo doszłam i wybuchłam płaczem – nigdy tyle nie płakałam, nigdy tyle nie uwalniałam, jak przez ten czas od poznannia GO. To chyba jednak mój sposób i jest dla mnie najlepszy. Nie wiem, ile to trwało może 15 minut rozrywającego wewnętrznego bólu – może to jest porównywalne jak w filmach matka traci dziecko. Tak, to chyba dobre porównanie – tracisz część siebie. I tak było u mnie, traciłam część siebie, która była ze mną przez tyle lat. Była niepotrzebna, ale uważałam, że skoro jest ze mną to jest ważna – nie była.


Gdy wyciszyłam się. Weszłam w Kroniki. Spytałam drzew czy mnie słyszą. Odpowiedziały, że tak i spytały, czy chce usłyszeć ich śpiew czy szum. Powiedziałam, że śpiew. Po chwili ciszy w tle zaczęły dźwięczeć ptaki a tuż nade mną usiadł dzięcioł i zaczął stukać w drzewo. Latał za mną aż wyszłam z lasu. Przykro mi, że mogę pisać o tym tylko tutaj, ale nie ma nikogo kto by mnie zrozumiał i nie wyśmiał. Orso to by nawet nie wyśmiał, tylko powiedział, że jestem wariatką i trzeba mnie leczyć, dlatego dałam sobie spokój z wiarą, że coś nas połączyło. Wiem to, ale… no cóż… Nie ten czas. Może w kolejnym wcieleniu nam się uda.

Nawet powiedziałam sobie, że dokonuję wyboru. Nie wybieram jego, nie wybieram siebie, wybieram rodzinę – bo tak trzeba. Gdy tak postanowiłam, nie poczułam ulgi, tylko jakbym sama na siebie nałożyła kajdany, ale będę się uśmiechać. Będę szczęśliwa, choćbym miała sobie to szczęście namalować. Mąż nie jest zły. Wręcz przeciwnie, w końcu czuję, że jest ktoś na kogo zasłużyłam. Kocham go, ale to już jest inna energia. Inny rodzaj miłości. Jesteśmy, funkcjonujemy, myślę, taką relacje chciałoby mieć ponad 95% ludzi w mojej okolicy, jak nie wszyscy– szanujemy się, rozmawiamy, wspólnie ogarniamy dom, spędzamy razem czas, rozmawiamy o zainteresowaniach, a jednak i on, i ja czujemy jakby ten czas się skończył. Jakbyśmy udawali to wszystko. Ale ja nie chcę być sama. Lubię zasypiać przytulona do kogoś. Lubię, kiedy ktoś zrobi mi obiad, spędzi czas z dzieckiem, abym mogła malować i przyniesie mi gorące zioła, albo spyta, jak mi idzie malowanie? Lubię być czasem sama, ale nie chce być samotna. Lubię, gdy ktoś się śmieje z moich głupich żartów, lubię wspólnie obejrzeć film. Lubię, gdy idę na spacer, żeby ktoś trzymał moją rękę… A jednak czuje, że tu jest tylko moje ciało.


Wracam do lasu. Chodziłam na boso, było tak przyjemnie miękko, mokro i zimno (7 stopni było chyba). Przytuliłam sosnę i westchnęłam z żalem - Dlaczego musiałam się z nim bzyknąć? W odpowiedzi usłyszałam delikatny, kobiecy głos: Nie musiałaś. Chciałaś. On też chciał.
I przyszło takie uczucie… tak… nie musiałam, nikt mnie nie zmuszał, chciałam, ja na prawdę chciałam i nawet nie żałuję… a powinnam.


11.11 – wczoraj, ten portal był dla mnie ciężki. Po wyjściu z lasu wróciłam z nową energią. Byłam bardzo spokojna, nie czułam już tej tęsknoty do Orso, czułam ulgę. Akceptację. Zagrałam z synem w planszówki, karty. Było dobrze. Położyłam go spać znów wymyślając bajki. Potem poszłam do męża. Nie mógł zasnąć, więc poprosił abym weszła w jego Kroniki. Pojawiły się jego dwie świetliste istoty, ale pojawił się też ktoś jeszcze – jakiś stworek, który jakby nad nim czuwał, a na mnie syczał i robił taką twarz jak z horrorów – a że ja się boję horrorów to było mi niezręcznie. Potem ten stworek usiadł koło mnie, ale już był wesoły i roztrzepany. Opisując jak wyglądał uznaliśmy, że to był blue avians. Ich nauki kładą nacisk na duchowe przebudzenie, odpowiedzialność za siebie, świadomość jedności i podnoszenie częstotliwości wibracji, aby zestroić się z mądrością wyższych wymiarów - to cytat z jakieś str. nie będe się rozpisywać. Myślę, że mąż mocno skacze w górę, ma aurę ciemnego indygo, plan ziemski wykonał w 100% i już dawno mnie prześcignął  i zostawił w tyle. Kupił pierścienie tensorowe, posługuje się wahadelkiem, ma realne sny (o , a propos snów, dwa dni temu śnił mi sie Orso, że wyświetliło mi się jego zdjęcie profilowe jako zaproszenie do znajomych, ale to było fajne, bo siedział i był całkiem nagi... sorry w głowie się uśmiecham, bo wiem, że w tym śnie patrzyłam na jego "interes" - i tyle o nim). Myślę, że jeszcze trochę to mąż będzie wiedział wszystko co i jak i może on podejmie te decyzje, których ja nie potrafie. 

Mąż nie zadaje pytań wprost, tylko, np. „Czy to co myślę jest prawdą”, albo „jaka jest odpowiedź na pytanie, o którym myślę”. Więc nie wiem o co pyta, czasem mam jakiś przebłysk o co chodzi, ale nie zawsze. Dziś rano miałam. Pytał się o wyjazd, bo miał dziwne sny w nocy, więc rano też wchodziłam w kroniki i przyszło mi o jaki wyjazd pyta.

Czy jest coś jeszcze co chcę napisać??? Nie wiem. Rano się zastanawiałam czy ja tego nie przyciągnęłam, bo chciałam mieć miłości jak z książki i serio ta historia się bardzo kwalifikuje do tego, ale już się głęboko zastanawiam czy chcę pisać o tym.
Dziś jestem spokojna, trochę wycofana, zamyślona. Wstawię tu jeszcze link – wyświetlił mi się dzisiaj chłopak, który pięknie mówi o swojej podróży, ale nie duchowo z ochami i achmi, tylko trochę jak… sami zobaczcie ??? Nie wiem… ale wstawię to tu, żeby nie zapomnieć, może jego słowa będą inspiracja do książki. TT – HOODY YESHUA ♒️♍️♏️ chłopak ubrany w czarną bluze i czapkę z brodą, młody.
Understanding Twin Flames: A Divine Masculine Perspective | TikTok
Nie wiem czy takie wklejenie pomoże, film wstawiony 4 dni temu (ma najwięcej wyświetleń).
I wiecie co? Jeden z moich mistrzów z kronik ma na imię Joshuel (tak trochę podobnie 😊). A o tym, co miałam dziś rano w kronikach, to nawet nie napisze, bo mnie samą to „przestraszyło”. Robi się coraz dziwniej. I życie na ziemskim poziomie myślenia jest bardzo trudne, widząc to co się widzi.
Lecę, bo i tak mi dużo zeszło czasu.
A! Polecajka. Polecam film Bad Boys Ride or die – jest motyw przebudzenia bardzo fajnie pokazany i dla osób, które są przebudzone lub w trakcie jest to naprawdę fajnie zrobione, np. motyw, gdzie Marcus dostaje dawkę cukru, a potem nawala na strzelaninie – mój mąż jak ma się coś dziać też ciągnie go do słodkiego, a raczej mocno wtedy słodzi herbatę, bo jego „istoty” to lubią – normalnie nie słodzi. Inaczej się na to patrzy.

Maria Magdalena*


09 listopada 2025, 18:03

Oficjalnie stałam się kurwą, puszczalską i nie zasługuję na szacunek. Czy to mnie dziwni. Nie. Czy się tym przejmuję? Nie, opiniami dzieci się nie przejmuję.

 

Nie pisałam wczoraj, bo miałam tragiczny dzień, dziś nie jest lepiej - jestem już tym zmęczona. 

Wczoraj od rana miałam wyjazdowy dzień, spędziłam go z fajnymi osobami i trzymałam się. W drodze powrotnej nie wiem co się stało... nie umiem tego wytłumaczyć, bo serio zrobiłam sobie pazurki i to był w miarę ogarnięty dzień. Przyszła do mnie fala smutku i tęsknoty, tak że nie umiem tego wyjaśnić. Przepłakałam pół drogi.  No tak jak Go wyganiałam z głowy, to dawno nie miałam. Nie chcę Go. Chcę normalnie żyć. To nie ma sensu. Nie przyciągam Go, nie manifestuję. Nie robię nic, aby cokolwiek przybliżyć. Ja już tego nie chcę. To za bardzo boli. Nawet nie umiem sobie wyobrazić wspólnego życia.

 

 

Problem polega na tym, że jak się budzisz, zaczynają się odzywać różne rzeczy - ja po prostu za mocno czuję. Byłam empatyczna, ale to coś innego. To łamie mnie. Nie wiem, kto ma z tego radochę. Pewnie On, bo mąż jest opiekuńczy i zrobiłby wszystko, żebym nie cierpiała - dlatego oszczędza Go i doskonale wie, że mógłby mu dowalić, ale już nie jest taki. Zrobienie komuś źle to za duża odpowiedzialność, to wróci... to nie ma sensu... na każdego przyjdzie czas zapłaty, a my już chcemy spokojnie żyć. 

Wróciłam do domu i zabrałam się za malowanie okiennic. Żadna muzyka mi nie pasowała, więc właczyłam audiobpok na yt "wędrówka dusz". Doszłam do wniosku, że przy takim nawale roboty nie dam rady wieczorami jej dokończyć. Włączyłam losowy fragment (nie od początku)... UUUUUUuuuuuuu "Góra" dokopała mi znów. Jakby chcieli powiedzieć, że to wszystko co myślę jest prawdą, że nie uwolnię się, póki nie podejmę odpowiednich kroków - a ja ich nie podejmę!!!!!! Koniec kropka! Dowalajcie dalej. Dużo już wzięłam, to wezmę jeszcze trochę. Tylko róbcie tak, żeby innych nie skrzywdzić -ok? 

 

Nie wiem jak to ułożyć w logiczną całość. Może najpierw Kroniki.

Poprosiłam aby dały mi coś, co mogę wstawić na insta (bo mają fajne przemyślenia). Ostatnio miałam problem ze słuchaniem siebie. Szukałam odpowiedzi, słuchałam różnych wróżek, medium, rozwojowców itd. przyszła mi myśl, że te osoby, które mówią o bliźnaczych płomieniach (teraz już tak jakoś nie lubię tej nazwy,  po prostu dusza podzieliła się i weszła w dwa albo więcej ciał), ale do sedna... Okazał się, że te osoby, które mówią o podróży bliźniaczych płomieni i mówią tylko o rozwoju własnym, że tamci to katalizatory i unia nie jest konieczna -to osoby, które nie są ze swoimi bliźnakami. Myślę, że tak jest łatwiej o tym opowiadać, żeby być wiarygodnym. Z kolei osoby, które są ze swoimi bliźniakami, też to mówią, ale podkreślają, że unia jest możliwa i że warto do tego dążyć, bo to jest zupełnie inny związek niż z bratnią duszą. I zaraz po tym Kroniki mi to powtwierdziły, że własnie o to chodzi - o to żeby nie słuchać innych, bo tylko my sami wiemy... a zreszta napiszę: 

"Będąc w rozwoju natkniecie się na wielu mędrców , uczonych czy szamanów. Dadzą wam odpowiedzi na wiele rzeczy, ale czy są one prawdziwe?

To tak jak z wychowaniem dzieci, czy tworzeniem udanej relacji - gdyby był jeden, uniwersalny sposób, ktoś by to wymyślił i opatentował. Dlatego, to co jest najważniejsze - zawsze słuchaj swojego serca, duszy, intuicji, jakkolwiek to nazwiesz. Podejmuj decyzje, rozwijaj się w zgodzie ze sobą, nie innymi - Ty wiesz, co jest dla Ciebie dobre".

Heh... no serio... pisząc to słucham "historii mędrców", tym razem Osho i jest fragment (skrócę) Ojciec pyta syna dlaczego drapie się po głowie. A syn - pewnie dlatego, że tylko ja wiem, że mnie swędzi. To właśnie zmysł wewnętrzny, tylko Ty wiesz, nikt inny... Dalej było rozwinięcie tej myśli. Nie kontynuujev- taka wstawka, że znaki są wszędzie (mam już ich dość)

Wracamy do Newtona z wędrówki dusz. Wtrącę jeszcze, żeby kontekst był ładny - oczywiście przeklinałam świat, że mi postawił GO na drodze, jak można było zrobić coś takiego. Nie mogłam się inaczej obudzić - bla bla bla, to co zawsze. 

I pojawił się rodział XIV i pacjent nr 28 i cały mój misterny plan wyparcia poszedl się jebać! "Góra" już jest po prostu bezczelna w swoim zachowaniu. Oni nie dają mi zapomnieć. ja na prawdę chcę odbudować rodzinę, malżeństwo (no kurde, mam fajnego, przystojnego męża, robi mi dobrze wszędzie, dlaczego to nie klika tak jak powinno?). Pacjent 28 mówił o tym, jak są szkolone dusze przed zejściem, żeby zobaczyć znaki, gdy ma się pojawić ważna osoba w ich życiu. Jak kogoś to interesuje to zapraszam do lektury, bo nie będę tu opisywać pięknej historii, ale fragment napiszę. "jest takie stare powiedzenie, że oczy są oknami duszy. W momencie spotkania się dusz na Ziemi żadna inna fizyczna cecha nie ma większego znaczenia niż oczy". Czy pisałam o oczych Orso? Pewnie tak, że są jak ocean, a ja zamiast seksu wolałabym siedzieć i patrzeć w nie 24/7 facet tego nie zrozumie, chyba że siedziałabym na nim nago... to może by takie patrzenie w oczy zrozumiał - trudno zapij wodą. 

I zaczęłam znów analizować sowje życie. Kukiego i ten cały bałagan. Tak Kuki wygląda jak Orso (albo odwrotnie), śni mi się prawie przez 20 lat, a w ostatnim roku bardzo często... Ostatnio mąż mi powiedział, że jak zaczęlismy się spotykać, ktoś mu powiedział, żeby nie był ze mną, bo miałam wielu chłopaków (no tak w liceum miałam, max 2 tyg. i byłam dziewicą). Dopiero teraz powiedział kto to był - to kolega Kukiego (ale nie powinni się wogóle znać). Ten kolega był chłopakiem mojej przyjaciółki, ale kiedys się do mnie dobierała - pognałam go... wiem, że z Kukim się nie odzywa, bo pokłócili się o coś na weselu. Pamiętam też, że Kuki powiedział kiedys, że mógłby ze mną być, ale boi się, że w Warszawie będę go zdradzać - nie wiedziałam skąd takie przypuszczenie - teraz jakoś mi się to wszystko układa. I tu już zbudował się mój obraz jako  jakiejś ladacznicy. Wahadełko spytałam o te sytuacje, ale powiedziało, że tak miało być, że nie miałam być z Kukim, mówi też, że nie będę miała z nim kontaktu, nie spotkamy się już i że On miał się zakotwiczyć abym wiedziała jak spotkam Orso. I tutaj fragment  z "wędrówki dusz"

"- A więc tak na prawdę w przypadku tej bratniej duszy pojawi się więcej niż jeden impuls?

- Tak, najwyraźniej jestem taki tępy, że suflerzy uznali, że potrzebuję więcej wskazówek. Nie chcę popełnić błędu, kiedy spotkam właściwą osobę."

Pewnie też jestem tępa, skoro musiało być aż tyle znaków i prowadzenia. Wiem, że mając rodzinę... To jest milion razy trudniejsze. Zostałam kurwą, chociaż 12 lat byłam wierna, miałam swoje wartości, nie oglądałam się za facetami, nawet na instagramach nie doglądałam żadnych napakowanych byków, bo mnie to nie ruszało i nadal nie rusza. I jeśli ktoś myśli, że znów bym to zrobiła mężowi, to nie. Nawet jakby Orso staną w drzwiach, albo Kuki (bo w sumie tylko ich uważałam za zagrożenie). Nie dam ręki odciąć, ale gdybym miała coś takiego zrobić, to najpierw zakończyłabym związek z mężem, nie zrobiłabym tego w ten sposób. A po dwa - faceci potrzebują energii, dlatego seks jest dla nich ważny... bo od kobiety dostają   energię i oni poprzez seks (czakry itd.) otrzymują swoją dawkę, a kobiety dostają, to co dostają - złość, frustrację i inne czarne sprawy. Dlatego nie zrobiłabym tego, bo chronię swoje ciało i duszę. Teraz to rozumiem. 

 

To co? Teraz o tym dlaczego jestem kurwą... Więc jestem Marią Magdaleną, bo tak o sobie myślę... a Orso mi to tylko pokazał. 
Wczoraj zadzwonił do mojego męża - nie wiem czy mąż mi wszystko opowiedział, ale chyba tak. Jedyne co zapamiętałam, to fakt, że dla Orso nie jestem godna zaufania i szacunku. Może jestem ładna, ale w jego oczach jestem zwykła kurwą, co się puściła.... W dodatku to przecież ja chciałam tak do niego jechać... tylko ja.... i przecież to ja chciałąm się spotkać i rozmawiać... i w ogóle... wszystko ja sama... On był biedny i pokrzywdzony i tak na prawdę, to ja go wykorzystalam...

Nie dam rady dalej pisać...

Złamało mnie to...

Po tamtej rozmowie ledwo stałam, poszłam do sypialnie i zaszyłam się pod kołdrą cała we łzach. Nie mogłam się uspokoić. Mąż mnie przytulał i pocieszał, mówił, że nigdy dla niego nie byłam kimś takim...

I wcale nie chodziło o niego, o to, że tak o mnie myśli... niech myśli co chce, ma prawo. Bolało, bo to rany, których nie uleczyłam.

Zobaczyłam wszystko - jak odebrałam telefon który był do mamy i ktoś zaproponował, że może jestem chętna (byłam dzieciakiem, bałam się),
jak chłopak rozdziewiczył mnie "na siłę" bez mojej zgody, jak... jak... w sumie czy to ma znaczenie. Tych ran jest tak dużo. Przecież ja dopiero teraz zaczęłam się ładnie ubierać, jak kobieta - ciągle chodziłam w jeansach i rozciągniętych bluzach - żeby się nikomu nie podobać, żeby nie słyszeć żadnych aluzji z podtekstem seksualnym. A tu... Tak długo Go nie było, zniknął, a ja się wyciszyłam. Po co wraca! ? Mąż mówił, że niechcący jak pokazywał mi osoby proponowane do znajomych była cała lista włochów w tym On i na dodatego dodał go niechcący do znajomych (niechcący? serio? ja już nie wierzę w "Niechcący" - góra sama sobie kliknie gdzie trzeba). W dodatku przypomniała mi się rozmowa moja z żoną faceta, który... nie ważne... kobiety mają przejebane w życiu... (przypomniałam sobie co mówiłam...  dlaczego to do mnie przyszło? dlaczego miałam to doświadczenie? bo jestem taka tępa, że musze dostać w ch*** znaków, bo nie uwierzę? - wiem, co mówiłam, dlatego podejrzewam, o co chodziło Orso, ale... pewności nigdy nie mam, bo znak to nie pewność). Mówił coś, że chce odzyskać jakąś kobietę - daj Boże tobie Orso! Odzyskaj ją, kochaj i bądź szczęśliwy.  Na swój sposób. Ja na prawdę nie walczę o Ciebie. Już nie czekam. Skończyłam. Teraz chcę tylko spokju. Chcę poskładać mój ból i go uwolnić. Może masz teraz ciężką przeprawę, ale zbierałeś to... Ja zapewne to wszystko też zbierałam - i ból jaki rozrywa moją duszę... może jest porównywalny z Twoim, a może gorszy, bo Ty chyba nawet nie rozumiesz co się dzieje. Nadal jesteś w 3d, a ja już jakby widzę to z innego poziomu. Myślisz, że się zakochałam, że jestem jakaś głupia...? Jeśli kiedyś będzie ci dane to zrozumieć... w sumie nie wiem czy warto, bo to jedno wielkie cierpienie. To jest w żaden sposób nieporównywalne do straty miłości... To jest otwarcie wszystkich ran jakie kiedykolwiek dostaleś w życiu JEDNOCZEŚNIE! Ten ból rozrywa. A ja chce zniknąć.

 

o k*** 20:20 nienawidzę (a dwa dni temu powiedziałam, że jeśli to dalej się będzie ciągnąć... to będą 1 i 2 i wczoraj 11;11, 12;12 dziś 11;11, 12;21 i 20.20 - proszę, zostawcie już mnie... nie mam siły, nie wiem co się dzieje...

Nawet głupia książka - po co ją mu kupiłam, wysłałam - to nawet nie była moja decyzja, to jakiś głos... KRONIKI.... nie wiem skąd się ten chory pomysł wziął, ja tej książki nawet nie czytałam. Mogłam wybrać rozmowy z bogiem, miłość duszy, kurcze... wszystko inne mogłam. Dlaczego ta? I w ogóle dlaczego wysłałam????

A Ania - koleżanka, dlaczego była przy mnie. Przez 15 lat jeżdżę na wycieczki z pracy i zawsze wieczory spędzałam w pokoju - nigdy nie szłam na miast, do baru, na imprezę... dlaczego zeszłam???? Dlaczego kurde poszłam. Dlaczego posłuchałam Ani i puściłam do niego oko - ja tego nie robię! Ja się tak nie zachowuję! I co??? ania to taka moja bratnia dusza, która zmusiłam mnie do pójścia na basen itp... Bo co ? Jestem tępa i nie zauważę znaków. 

 Kolejny dziwny zbieg okoliczności, to, że mąż ma akurat w tym mieście znajomego... No jest cala Europa, ale akurat tam...

Nawet nie wiecie jak chciałabym patrzeć na świat jak kiedyś... To było łatwe, oceniało się ludzi, zwalało się winę na innych za swoje porażki, zapijało problemy i można było wyklinać wszystkich i wszystko. A teraz - wiesz, że Twoje słowa i myśli mają moc, wszędzie widzisz dobroć, miłość albo współczucie. 

 

Rozmowa z męzem na temat Orso była spokojna. Na koniec znów, mąz powiedział, że jedank powinien odejść, bo widzi, że nie czuję sie szczęśliwa. Widzi że się staram, ale czuje, że to już nie nasza droga. Dostał wczoraj sny, dużo znaków, znów były jego istoty... nawet tel. od Orso i to co słyszał w głowie poźniej, że to jest za silne i że nasz czas się skończył. Rozmawiał ze mną spokojnie. Był czuły i wspierający. Nie miał w sobie złości i żalu... Myślę, że oboje wiemy, że to jest sklejane na siłę. A co najgorsze, my się dogadujemy, i mąż jest cudowny, jest przy nas, nie pije , nie pali - czego nie znaszę, pomaga, gotuje, mówi, że jestem piękna, całuje, przytula... każda o takim marzy - w dodatku jego sylwetka jest bardzo seksowna - i dlaczego teraz jak jest niemal idalny miałabym  z tego rezygnować? Nie umiem tego wyjaśnić. Jest prawie idealny, prawie, bo jeszcze jak się denerwuje (nawet na siebie, albo jak się stuknie i zaklnie) włacza mi się strach. Dziś rano malując wyszły z niego emocje z wczorajszego dnia... nie byłam w stanie utrzymać pędzla, bałam się,choć wiedziałąm, że nie jest na mnie zły i to nie o mnie chodzi... 

Przepraszam Orso, że ci zepsułam życie... Uwierz, sama też tego żałuję. Jestem wściekła, że tak ma wyglądać moje przebudzenie, albo nie wiem co...  Jedyne co mam na usprawiedliwienie, to to, że nasze dusze się na to umówiły - mówiłam jej, że jest popierdolone i kto zdrowy robi takie rzeczy. 20 lat znaków, żeby spotkać się raz czy dwa i się ruchnąć... i jeszcze zostać kurwą... zajebiście. Przepraszam, nie mam do ciebie żalu.

Kończę. Trzy godziny juz siedze w wannie. 
A Listopad miał być taki piękny...

dzień dobry przyjacielu


07 listopada 2025, 08:42

Dzień dobry :)  Cudowny, piękny i wspaniały dzień. Chyba od dwóch-trzech dni czuję się lepiej. A przynajmniej jakoś tak przyzwoicie. Dobre uczucie nie mieć już tego bólu i spoglądać z optymizmem w przyszłość.

3 dni temu przyszło moje wahadełko. Jak je zobaczyłam, pomyślałam, że jest za duże... i chyba nie dla mnie, ale pobyłam z nim dłużej i po prostu się zakochałam. Może to jak z penisem... Na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest duzy i nie pasuje do cibie, a po kilku wspólnych chwilach  okazuje się, że jest idealny.
Wczoraj i dziś noszę go przy sercu, aby się ze mną zsynchronizował. Ogólnie sprawdzałam z mężem (bo on wszystko wie) na jakim poziomie mam zdolności radiescezyjne. Bardzo dobrzy wynik jest powyżej 60, ja miałam 83. I w sumie nie musiałam sprawdzać, bo jak z nim wcześniej pracowałam (o czym mąż nie wiedział), to było idealne. Rozumiałam je, wyczuwałam każda zmianę. Kiedyś myślałam, że ludzie robią to intuicyjnie... robią jakieś mikro ruchy ręką  sprawić, że będzie się ruszało jak ja chcę - a ono samo wie, co ma robić, niesamowite uczucie. Jakbym znalazła nowego przyjaciela, który czyta moją duszę i wie, co dla niej jest najlpesze. Kroniki pewnie się pogniewają, bo rzadziej z nimi rozmawiam. 

Czuję się jak mała dziewczynka na placu zabaw, albo artysta, którego zabrali do sklepu plastycznego i powiedzieli bierz co chcesz. 

I wiem już dużo ;) Wiem, ale nie powiem :D Jedyne co moge powiedzieć, to to, że wahadełko potwierdziło, nielam wszystko co czuję!
A z drugiej strony chyba się czegoś boję, bo jeśli plan mojej duszy jest taki jak sprawdziłam, to czekają mnie ogromne zmiany. Wyglądaja na piękne... Ale wiem też, że nie musi tak być, bo każdy z nas ma wolną wolę i jeśli zdecydowałabym ja lub ktoś inny, że nie wchodzi w to i wybiera inna drogę, to nie przeskoczę tego. No chyba, że Wszechświat jednak postanowi inaczej i zrobi po swojemu :)

Lecę chwycić ostatnie promienie słońca. Teren wzywa. Trzeba wypić u kogoś kawę, przynieść drzewa jakiejś babci, zrobić komuś zakupy (wszystkie opiekunki się rozchorowały), pozachwycać się przyrodą, wesprzeć strapioną duszę i nieść uśmiech! 

Pięnego cudownego i wspaniałego dnia życzę. Kocham... Jestem pełnią szczęścia i miłości. Kocham siebie, kocham ludzi, kocham świat.

 

 

 

edycja g. 19:00 coś pisałam że u mnie spokojnie... yhy jakiś czas temu dostałam kopniaka. Nie moje emocje, wiem czyje... przynajmniej wiem że żyje. 
walczę z okiennicami... mam nadzieję że w końcu zajmę się malowaniem tym czego ja chcę a nie ktoś. I pierwszy obraz jak wyjdę z tych zamówień będzie dedykowany Orso... wielka niedźwiedzica. Miałam namalować to jako terapia i zamknięcie rozdziału z nim, ale będzie jako nadzieja i droga w poszukiwaniu siebie. Mimo wszytko jestem z niego dumna. Nie wiem dlaczego... ale czuję że powinnam :)