Archiwum listopad 2025, strona 1


szarlotka


24 listopada 2025, 19:42

https://www.youtube.com/watch?v=V9PVRfjEBTI&list=RDEMcce0hP5SVByOVCd8UWUHEA&start_radio=1

 

Siedzę w wannie, piję kakao, jem szarlotkę, słucham Billie Eilish i się relaksuję po kolejnej wojnie. O matko, jak ja mam wy***ne na to wszystko. Tak, uśmiecham się i czuję jakbym mogła góry przenosić. Wcale dobrze nie było i nie jest, ale czuję jakbym złapała orzełka w contrze (dodatkowe życie w takiej starej grze,w którą uwielbiałam grać, ale zawsze bałam się grać w nią sama). 

Wracam po pracy, syn na basenie, mąż w domu... Przed drzwiamy myśl "nie wchodź, będzie akcja", ale weszłam z uśmiechem... DUPA, mąż już miał niewyraźną minę i spytał (bo miał wizję jadąc autem), czy modlę się aby on sobie kogoś znalazł? Czy chcę końca tego małżeństwa? Czy modlę się aby zniknął? I chyba już nie będę tu niczego pisać, bo to jakby dziwne... mówił o rzeczach,  o których tu pisałam i się zastanawiam czy mnie czasami nie szpieguje. Wojna (już to nazywam wojną) zaczęła się koło godz. 16:30 trwała do ok 18:00. W pewnym momencie już się nie odzywałam. Przyszła mi myśl... jeśli Orso jest moim bliźniakiem to powinien czuć, że coś się u mnie dzieje? Ciekawe czy czuje? Mąż prowadził swój monolog, a ja siedziałam myśląc: "czuje mnie czy nie czuje"? A w głowie - jak to sprawdzić?  Za kilka minut dzwoni telefon - nieznany numer, ten sam głos, mąż się rozłączył (tak, tak... przypadek, zbieg okoliczności, ale nie odpowiedź na moje pytanie 🤣). Telefon był przy mnie. Wiem nie mogę się śmiać i to nie jest śmieszne, ale zaczęłam się śmiać. Orso! to nie jest śmieszne. Nie wolno tak robić. Tak się robi tylko wtedy, gdy się kogoś kocha! Więc proszę nie rób tak, bo pomyślę, że na prawdę coś poczułeś...  Znajdź fajną dupeczkę, zakochaj się i bądź szczęśliwy. Mnie nie uratujesz, poza tym nie musisz... nawet nie wiesz jak jestem silna. Czasem tylko bezradna, ale tak jak mówią kroniki: jutro znów wstanę silniejsza. 

 

Bardzo spodobała mi się ta piosenka z linku powyżej... miałam włączyć składankę, ale ciągle ją cofam - sprawdziłam tekst - o w mordę jeża... niby też przypadek. Kocham te przypadki.

 

 

Słuchając krzyków męża zastanawaiałam się czy tak ma każdy mężczyzna i doszłam do wniosku, po co mi facet. Miłość? Banał! -o ho ho, już moja GÓRA się odzywa. Mam z nimi problem, bo odzywają się kiedy chcą. A jak ich potrzebuję, to siedzą cicho - mendy społeczne (🤣 nie spodobało im się to stwierdzenie, ale nie są źli... to co? może posłuchamy co mają do powiedzenia)

- Ok, robaczki kochane... słyszycie mnie?

- Głośno i wyraźnie.

- Super. Ja was też.

- W to nie wątpię.

- Z kim rozmawiam dziś?

- Miuriel

- He he bardzo śmieszne...Miron???

(wstawka : Miuriel to drugie imię Chandlera Binga z "Przyjaciół", więc wie co mnie bawi)

- A któżyby inny chciał z Tobą rozmawiać, jak jesteś w takim humorze.

- No co? Jestem w dobrym...

- Za dobrym.

- No co? Sami mówiliście, że to tylko lekcja.

- Lekcja, z której nadal nic nie wynosisz.

- Nie przesadzaj. Doszłam do wniosku, że nie potrzebuję facetów. Uodparniam się na głupotę i przestaje mnie ruszać to, że ktoś ma jakieś wątpliwości co do mnie.

- Nie tego masz się uczyć.

- A czego?

- Miłości.

- Do męża? Już go kochałam, może kocham... może pokocham...

- Bądź przez chwilę poważna.

- Ok, o co chodzi?

- Pokochaj swój ból. To nie tak, że on robi to specjalnie... Ty siebie nie kochasz. Dostałaś bardzo dużo złego kiedyś... Zamykałaś to... Zmierz się z tym jeszcze raz.

- Ale ja kocham siebie.

- Nie wybierasz siebie.

- A jak mam wybrać? Odchodząc?

- Nie, stawiająć granice. Nie możesz wchodzić w te kłótnie. To są jego emocje, on ma swoje do przepracowania, ty swoje.

- To jak mam to robić? Nie odzywać się... nie kłócić?

- Wysyłaj miłość, nie ból. Miłość do siebie. Gdy on krzyczy wracają wszystkie złe wspomnienia... od dziecka... Kulisz się wtedy i znikasz, robisz się niewidzialna, tak jak wtedy gdy miałaś kilka lat. Pamiętasz, jak mówili, że jestes takim grzecznym dzieckiem? 

- Tak.

- Nie byłaś grzeczna, byłaś przestraszona. 

- Ok, skończ. Miałam dobry humor, a teraz łzy mi napływają. Zmień temat proszę.

- Na co? Na oborę czy stajnię?

- Jesteś kiepski w tych żartach, ale już mi lepiej. 

- No zapytaj... świerzbi cię jak nie wiem.

- Nie napiszę co Ciebie świerzbi... 

 -"Dupa", nie musisz pisać, przecież wiem co chcesz powiedzieć.

- No to napisz, co chcę wiedzieć...

- Jest z ciebie dumny... Jest na prawdę dumny, że wstajesz za każdym razem. Słyszę takie coś "zuch, mój chłopak". 

- Taaaa, ale ściema.

- Taaa, ale łykasz wszystko. 

- Jeśli chodzi o niego to pewnie, że łyknę wszystko, dobra nie wszystko...

- Ha ha ha wiem o czym pomyślałaś... 🤣 

- Spadaj. 

- Mogę...

- Nie, spadaj powiedziałam.

- Ale jego "coś" to byś pewnie łyknęła?!

- Boże jaki Ty jesteś okropny! Lecz się. 

- Okropny czy nie, ale śmiejesz się, a to najważniejsze. 

- Mam coś jeszcze wiedzięć?

- Nie słuchaj tego gościa. Tak jak ci dziś mówiłem, każda podróż jest inna, nie patrz na cykle... nie da się tak odmierzyć czasu. Wasz przyjdzie jak się uleczycie. I dla tego Twojego powiedz, żeby brał się za siebie. Sporo już ogarną, ale zajmuje się pierdołami. 

- Akurat jemu nie powiem, bo nie mam kontaktu.

- Energetyczny masz. 

- Ale nie wiem jak to działa... 

- Spoko, już poszło, może zaczai. 

- Taaa facet i używanie mózgu...

- Też byłaś facetem.

- I pewnie byłam tępa jak nóż do masła. 

- To nie czas żebyś wiedziała o takich rzeczach.

- A ogólnie co mam robić? 

- Może już czas na ksiażkę...?

- No właśnie i ten facet pomógłby mi napisać ją rzetelnie.

- Masz trochę racji, ale wolałbym nie. Bazuj na swoich doświadczeniach, a koniec nie musi kończyć się happy endem.

- No tak, bo przecież bliźniaki nie musza być razem.

- Nie o to chodzi. Zrób kolejną część.

- Nie mogę się jakoś za to zabrać.

- A czas na pisanie ze mną masz!

 -Oj Miron... weź...

- Kąp się, bo za chwilę wracają twoi faceci.

- Noo, wiem...

- Nie kwaś się tak. O słyszysz... już są.

- Ja pierniczę, ty musisz wszystko wiedzieć. Spadam. 

 

 

 

tak bywa


23 listopada 2025, 16:10

https://www.youtube.com/watch?v=fpyNyyuTRBg&list=RDfpyNyyuTRBg&start_radio=1

 

To będzie chyba długi wpis. I nawet nie wiem od czego zacząć. Zrobiliśmy dziś 10 km, wróciłam zmęczona, mąż zrobił obiad. Potem kakao i włączyłam film "Gliniarz z Beveryhills", chciałam jakiś kalsyk, ale okazało się, że to jakaś nowość. Teraz męża nie ma więc piszę. Może się nie wyrobię... ale...

Dni nie są fajne, tylko chwile są ok, ale to za mało, by czuć się szcześliwym. Upadam, wstaję i tak w kółko. Zanim napiszę o odczuciach itp. -napiszę kilka ważnych dla mnie rzeczy. 

Wczoraj spotkałam się z siostrą. Mieszkamy dosyć blisko siebie, był czas, że widywałyśmy się codziennie, ale od dłuższego czasu nie rozmawiamy... Nie wiem dlaczego. W końcu się umówiłyśmy. Rozmowa była o naszych małżeństwach. U niej też jest różnie, ciężko i też ma dosć, ale jej mąż to była jej wielka miłość z wzajemnością! Takie na prawdę bratnie dusze, ale to było widać zawsze. Kryzys po 20 latach to chyba i tak niezły wynik. Ale jak zaczęłyśmy rozmwaić o moim... ona wie, że od dłuższego czasu jest kiepsko i nie chcę już w tym tkwić. Pytała co dalej? Powiedziałam, że nie czuję tego i nie dam rady. Nie jest dobrze. Po telefonach Orso (siostra i w sumie nikt z rodziny nie wiedzą o Orso), które mieszają w moim małżeństwie, dużo zrozumiałam i zobaczyłam (ale o tym poźniej). Siostra powiedziała, że ona blokuje się przed moim mężem (energetycznie) bo czuje, jakby on chciał wejść w jej głowę. Nie ma do końca dobrej opinii o nim. Ale powiedziała coś innego. Powiedziałam jej o naszych planach z dziewczynami wyjazdu do Wenecji. Powiedziała, że powinnam znów się gdzies wybrać sama. Powiedziała... że kiedy byłam w okresie przed wylotem do Włoch i po powrocie - byłam najlepszą wersją siebie. Byłam silna, piękna, emanowałam pewnością siebie, odwagą i chęcią życia. Powiedziała, że nigdy w swoim życiu taka nie byłam - a podkreślam ona nic nie wie o zdradzie, o Orso (choć może się domyśla, bo spytała czy może nie powinnam zdradzić męża, że może to by zadziałało, tak jak z poprzednim, który nie chciał mnie zostawić. Myślę, że kiedyś się dowiedzą. Ale nie szybko.) I zastanowiło mnie to - czy to możliwe? Czy blixniaczy płomień na prawdę mnie obudził? Na prawdę pokazał moją prawdziwą wersję siebie? Usłyszeć coś takiego... że nigdy nie byłam taka szczęsliwa... nigdy nie widać u mnie było takiej energii i siły.  

Koleżanka (musze je jakoś ponazywać - może... 1. glam 2. sporti. Więc jak rozmawiałm z Glam... ostatnio tak szczerze - to powiedziała, że mąż idzie w złą stronę i to na prawdę źle wygląda.Gdy użyłam stwierdzenia, że czuję jakby był psychopatą, powiedziałą, że starała się nie użyć tego słowa, ale o to jej chodziło. Rozumie mnie i współczuje. 

Terapeuta - nie do końca terapeuta, znajomy, który pomagał mi w kryzysie prowadzi grupę dla anonimowych alkoholików, wie o Orso, może nie wszystko, ale o zdradzie wie. Spytał teraz jak u mnie sytuacja. Powiedziałam, że jako tako. Powiedział, że nie chce mnie smucić, ale dla niego to mażłeństwo się skończy wcześniej czy później, a raczej wcześniej. Nikt chyba nie daje nam szansy. Nie mówi tego wprost, ale też nie uważa go za osobę, która na mnie zasługuje. Nie czuję się wyjątkowa... i nie muszę mieć księcia z bajki, ale chciałabym kochać i być kochana, bez mierzenia się z takimi emocjami - dziwne, że to za duże oczekiwania. Przez ten tydzień dużo myślałam, dużo się działo, dużo sobie przypominałam. Przypomniało mi się jak ten znajomy jakiś może rok, dwa temu spytał o moje małżeństwo czy u mnie wszystko wporządku. Powiedziałam, że bardzo dobrze, ale on wiedział, że nie jest. Gdy teraz z nim rozmawiałam przypomniał tą sytuację. Mówiłam mu, że ja na prawdę wierzyłam, że jestem szczęśliwa - ale on nie wierzył, że siebie mogłam oszukać ale nie jego.

Przypomniała mi się też koleżanka z liceum, którą ostatni raz spotkałam chyba 8 lat temu, kilka razwy wspólnie się spotkaliśmy jej chłopak pracował w straży miejskiej, jeździł na interwencje itp. jakiś czas późnej pisała do mnie wprost czy mąż mnie nie bije - zaśmiałam się i powiedziałam, że szybciej ja jego... ale dziś zastanawiam się czy oni nie widzieli w moim zachowaniu symptomów ofiary przemocy, ale psychicznej... Może wyolbrzymiam. Czy on na prawdę mógłby być zły? Przecież nie był. Przeceiż byłam szcześliwa... Byłam...

Ok. Po wczorajszej wojnie (tak oczywiście, była znów awantura dzika, ale napiszę później) weszłam w Kroniki. Czułam się potwornie... nawet opisać nie umiem tych chwil bezsilności. 
Pozwoliły mi zapisać naszą rozmowę, dlatego ją tu wkleję. 

Wczorajasza rozmowa z moimi przewodnikami.


"-Dasz radę!
- Nie dam. Próbowałam, na prawdę… nie dam rady. Powiedziałam wprost. Czuję jakbym przechodziła przez to drugi raz… Ja rozumiem że mamy dziecko i trzeba ratować rodzinę, ale nie tak…
- Kochanie, to tylko lekcja. Trudna, ale tylko lekcja.
-Może być najtrudniejsza na świecie ale ja już zrobiłam wszytko. Powiedział że nie zostawi nas i będzie walczył do końca. Chyba do mojego. Proszę zatrzymajcie Orso. Niech on do tego nie przykłada ręki. Niech przestanie pisać dzwonić cokolwiek robi. Macie taką moc prawda???
- Nie, takiej nie mamy. On ratuje siebie w ten sposób.
- Rozumiem połączenie, ale nie rozumiem tego stwierdzenia.
- Ratując ciebie uratuje siebie
- Nadal nie rozumiem.
- Jesteś mu potrzeba, on to wie… nie może Cię stracić.
- Co wy mówicie? To jakaś głupota! Totalna! On tylko chce się zemścić… znalazł sposób…
- Znalazł sposób ale nie na zemstę
- Niech przestanie, to nic nie da…. Mąż nie jest zły, tylko… tylko ja się pogubiłam. Powinnam go dalej kochać i ratować małżeństwo. To ja jestem ta zła.
- Żadne z was nie jest złe.
- Ja już nic nie mogę zrobić. Ja po prostu w tym zostanę. To się naprawi. Orso w końcu odpuści (dziś mąż też pytał mnie o jakiś włoski nr czy znam, w złości wykrzyczał że dostaje tego mnóstwo i blokuje tak jak mu mówiłam)
- A po co blokuje?
- Bo mu kazałam, nie chcę tych wojen.
- Te wojny będą, pamiętasz???
- Ale ja z nim rozmawiałam, mówiłam że chce przerwy powiedział wyraźnie, że to będzie oznaczało koniec a on do tego nie dopuści. Ja już nic nie zrobię. Ja w tym utknęłam.
- To się zmieni.
- Boże niech on się w kimś zakocha… nie wiem… a może to taka próba, jak przejdziemy przez to to będziemy szczęśliwi.
- Nie!
- Czemu nic nie mówicie?
- Nie słuchasz
- Słucham
- Nie uczysz się
- Ok, mówiłam że mogę dostać po dupie, Ale nie dam rady… dziś jestem już bez siły.
- To dziś, jutro znów wstaniesz silna.
- Obiecałam sobie, że jak będzie wojna to podejmę decyzję… i co? Podjęłam… i nic to nie dało. Nie chce żeby mnie ktoś ratował. Ja to sama muszę...
- Czasem ktoś musi.
- Ale nie Orso, jeśli on by to zrobił zostałby wrogiem w rodzinie mojej.
- Jesteś pewna? Rozmawiałaś dziś z siostrą…
- Wiem… wiem powiedziała, że pomoże ale … to nie tak…
- Co nie tak?
- Może wy coś zróbcie? Może jakbym zniknęła... wiecie w jakim sensie, to problem się rozwiąże dla każdego.
- To nie jest rozwiązanie.
- On… ja nie mam siły.... straszy, że zabierze synka, że popełni samobojstwo… nie reaguje, bo szantażował mnie tak wiele razy, ale… ja nie mam siły
- Masz kochanie… masz jej tak dużo.
- Skoro to moja bratania dusza czemu tak cierpię?
- To nie jest twoja bratania dusza, wiesz dlaczego.
- To dlaczego to dostaje… kumulację moich wszytkich złych związków.
- Jak już się po tym oczyścisz ze wszytkiego, dostaniesz miłość której pragnęłaś.
- Może mąż jest tą miłością.
- Nie
- Ale on mówi, że on wie że będziemy razem, że to sprawdzał…
- Dużo rzeczy sprawdzał, prawda? Widziałaś to na własne oczy???
- Nie
- Słyszałaś?
- Nie
- To uspokój się. Będzie dobrze
- Nie będzie. Stawiam opór. Po prostu zostanę w tym małżeństwie, ludzie tak żyją. Mogę być kolejna. A Orso… to tylko pomyłka… przewidziało mi się coś. Nawet nie wiem czy on żyje. ok, że żyje wiem, ale nie wiem czy coś kiedykolwiek poczuł do mnie. Czemu mam sobie to wmawiać, że to coś większego… może to moja chora wyobraźnia.
- Tak… masz wyobraźnię, ale do pisania książek, a to co on czuje wiesz.
- Nie, nie wiem… nigdy mi nie powiedział. A słuchając męża, co Orso mu mówił na mój temat, to nie wiem czy kiedykolwiek coś poczuje, bo raczej…
- Widziałaś te wiadomości? Słyszałaś rozmowy???
- Nie.
- Nie mogę uwierzyć że masz tak mało wiary w sobie.
- Wrócił. Muszę kończyć
- Będzie dobrze piękna. Nie poddasz się wiesz o tym… już niedługo. Pomożemy. Ktoś pomoże."

 

Przeczytałam jeszcze raz tą rozmowę... Tak. Dziś jestem znów silna i znów gotowa na to, co ma być - bez względu na to czy to dobre czy złe. Choć na dobre już chyba przestałam liczyć. 

 

Wrócę do wczorajszej wojny. Zawiozłam syna do siosrty, spytała czy zabieram go spowrotem czy zostaje jeszcze bawić się, powiedziałam, że może niech zostanie, po co ma słuchać kłótni. Wiedziałam to, bo dzień wcześniej spytał czy zdecydowałam już o naszej separacji, ale malowałam, więc nie chciałam rozmawiać. wczoraj zaczął się pakować, nie powiedział dlaczego... w końcu nie wytrzymał i mówi, że się wyprowadza, że musimy zrobić przerwę. Malowałam, nie odzywałam się. Czekałam aż skończy. Powiedziałam ok i się zaczęło... Zaczął się cały wybuch jego emocji, jego szantaży... nie dam rady tego opisywać, nie dam rady tego przeżywać. W końcu powiedział, że wróciły mu myśli samobójcze i po jeszcze kilku zdaniach powiedział, że zrobi to i zaczął wychodzić, a że ja już to miałam w dupie - tak mam! nauczył mnie przez tyle lat. Wykrzyczałm mu, że 12 lat za nim wybiegałam, prosiłam, ratowałam, teraz już nie mam siły i nie będę. Chciałam pojechać do siosrty, ale mi zabronił. gdy trochę się opanował zaczęłiśmy rozmawiać i powiedziałam, że nie chce tak żyć... że potrzebuję przerwy. Zapytał czy ma zabrać rzeczy powiedziałam, że tak. Poszedł wkurzony się pakować. Gdy poszłam po kluczyki żeby pojechać po syna (miałam nadzieję że w tym czasie pojedzie), kazał mi zostać. I znów się zaczęło, że jeśli on teraz zrobi przerwę to oznacza to koniec i on na to nie pozwoli. Tak po prostu, że ja i syn to cały jego świat i on będzie walczył do końca... Nie będę pisała co było dalej. Szkoda słów. Potem pojechał po syna... a ja padłam na kolan i zaczęłam płakać... z tak ogromnej bezsilności... że ja już nic nie jestem w stanie zrobić. Ja po prostu w tym utknęłam. Czułam ból poprzedniego związku, gdzie też kilka lat próbowałam to zakończyć. A ludziom się wydaje, że po prostu się rozmawia, mówi nie kocham cie i się rozchodzimy.... Twoje uczucia nie mają żadnego znaczenia, gdy ktoś chce inaczej, po swojemu. Wtedy weszłam w Koroniki i z nimi rozmawiałam. 

Potem mąż był znów idealny. Zrobił obiad... przynosił co chcciałam, uśpił synka, a wieczorem ja poszłam jako ta dobra żona do łóżka... przytuliłam się i wierzyłam, że jest dobrze. I miałam gdzieś wyrzuty sumienia, że zamiast o mężu myślałam, że to przytula mnie ktoś inny...

 

A teraz coś o Orso... tymi telefonami pokazał mi, że mąż nie kontroluje emocji, manipuluje mną i wymusza wiele rzeczy - nie chcę opisywać sytuacji bo jest ich za dużo. Widzę to. Nawet powiedziałam mu o tym... ale on jest jakby głuchy na to co mówię... zadaje mi pytania typu: czy jestem aż taki zły, czy to wszystko przeze mnie, czy nie było dobrych chwil - a ja widze jak pięknie działa mechanizm wpędzania w poczucie winy... 

Za to dziekuję Orso, ale to koniec. Nic więcej nie zrobisz. On już zaczyna radzić sobie z emocjami... wychodzi na chwilę i wraca jakby nigdy nic. Poza tym mi nikt nie pomoże i nie liczę na to. Nawet jesli Orso chce pomóc, to... jako mój bliźniak nie może się wtrącać. To muszę ja załatwić. To moja lekcja. Jestem silna i dam radę. Góra jest ze mną i mi pomoże. Jeśli moje małżeństwo ma przetrwać to się wszystko ułoży, jeśli nie to się rozpadnie. Ale coś się na pewno wydarzy. 

 

Czuję się bardzo dziwnie. Jakbym miała życie ziemskie i duchowe. Tutaj jestem z mężem, a gdzieś nie wiem gdzie z Orso. Nie umiem tego wytłumaczyc, bo to nie jest ziemskie zakochanie. Byłam zakochana  i wiem, że to nie jest takie uczucie. Orso jest ze mną non stop. Nie mogę się pozbyć tego połaczenia. Jest pierwszą i ostatnią myślą. Jest gdy jem, gdy oglądam tv, piszę, maluję. Nie jest natarczywy. Po prostu, jest jakby cichy duszek,  który siedzi na ramieniu. Zastanawiam się czy dziś myślał o mnie tak mocno... bo wyświetlały mi się ciągle jego zdjecia, a godziny chyba szalały 08-08,09-09,11-11,12-12... dziś miałam dość, ale dziś czułam jakby mnie wołał, jakby się martwił. I tylko mam jedną prośbę do niego. Przestań! Przestań jesli tego nie czujesz... Jeśli to tylko zemsta, jeśli chcesz być bohaterski i mi pomóc, jeśli robisz to z jakiegokolwiek innego powodu, niż poczucie, że coś nas łaczy -przestań. Ja nie zniosę kolejnego odrzucenia. Ja też się boje i też nie wiem czy kiedykolwiek Cię jeszcze zobaczę, ale myśl, że pojawiasz i się i kolejny raz znikasz mnie po prostu zabija. Pamiętam jakby to było chwilę temu, gdy skasował swoje zdjęcie, gdzie miał coś ode mnie... to była ostatnia rzecz jaka mnie z nim łączyła - te zdjecie, na które mogłam patrzeć - Boże... ja nie dałam rady dojechac do domu, wracałam lasem, bo wyłam z bólu jak oszalała. I nie umiałam tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć. Nie jestem, nie byłam i nie będę idealna, ale... Nie zasługuję już żeby tyle cierpieć. Dziś czuje się jak zamknięta w złotej klatce. Teoretycznie wszystko jest ok, i wszystko mam, ale to tylko potwierdza mi jedną rzecz, że w życiu chodzi tylko o miłość! Tylko miłość jest ważna! Bez niej to dupa nie życie. 

Wiem, że z Orso już będę połączona i nie zmienię tego... nie wiem tylko co będzie dalej ze mną... Na TT znalazłam wczoraj (ok, nie znalazłam samo mnie znalazło, bo nie szukałam) konto zmężczyzną: New_Worls_Allatar (ma konto na yt więc chyba się troche w niego wczytam) łysu gość z brodą, który pomaga bliźniaczym płomieniom i miał fajny film o tym jak to jest spotkać bliźniaka i jak to rozpierdala twój świat... Mało kto opowiadał o tym tak brutalnie, czułam, że to osoba, która wie co na prawdę przeszłam. 

Zacytuję: 

"Więc jakie są oznaki, że spotkałeś swój bliźniaczy płomień?Cóż, przede wszystkim, nie wszystko jest idealne i romantyczne. mam na myśli ok, na początku, ale to nawet nie trwa długo. I cały pieprzony internet Ci mówi. Och czuję się jak w domu i jest cudownie. A Ty kurwa tracisz rozum. Ha ha. Patrzysz, co ludzie mówią o tym online, a wy na to - o czym wy kurwa mówicie? Obsesyjne myślenie na początkowym zerwaniu. Cholera jasna! Twój mózg idzie milion miliardów biliardów mil na godzinę. Nie możesz przestać myślec o tyj osobie. Co wieczór wracasz do domu po pracy i krzyczysz do snu, krzyczysz w swoją poduszkę. To absolutnie najbardziej rozpaczliwa sytuacja, w jakiej byłeś w całym swoim życiu. I muszę mieć pieprzony internet który mi mówi to jak bratnia dusza czy coś. Wypierdalaj stąd z tym gównem człowieku. To jest straszne. A potem sprawdzasz ich w mediach społecznościowych 10, 15, 20, 30, 40... Zrobisz wszystko aby ból ustał. I Och! Liczby. To gówno jest cholernie dziwne. Wszystkie te powtarzające się wzory liczbowe wszędzie. 11, 44, 22 To tak jakby cały czas cię  śledzili. Wszędzie. Wszędzie widzisz ich imię. Nie możecie tego zmyślić. To okropne. Och! Czasami w to wątpisz. Wątpisz w to, że to twój bliźniaczy płomień, i to jest na prawdę dobry wskaźnik. ponieważ znowu inni ludzie online są jak.. och tak po prostu to poznasz, czuja się jak w domu... Teraz wielu z was patrzy może poczuć ten dziwny rodzaj psychicznej intuicji tam, gdzie jest , to wiedza, ale to ni epochodzi z umysłu. Wątpliwości pochodzą z umysłu, ale wiedza pochodzi z duszy. Pamiętasz co wszyscy mówią, że są bliźniaczymi płomieniami? Jesteś tą samą duszą. Ludzie tak nie mówią..." 

I to właśnie jest dokładnie to co miałam... dokładnie. Nie zmieniłabym ani słowa... Jakby ten gość wszedł w moją głowę i przeczytał wszystko co się wydarzyło, co czułam, co przeżyłam. Więc tak! Mam 99% pewności, że Orso jest mój. 99, bo jestem tylko człowiekiem i mogę się mylić. 100% będę miała jeśli On mi potwierdzi, że też to czuje. Ale mam też świadomość, że nie musimy być razem... Nie musze do tego dążyć... A może tylko tak mówię... Biorąc pod uwagę ilu bliźniaków się odnajduje... to są tysiące... więc może...  O matko! Dopiero sobie uświadomiłam piosenkę... Mówią o tym, że będą prześladować cię piosenki, a ja myślę... no u mnie tylko czasem, ale przecież nie musze mieć wszystkich znaków... śmiać mi się chce... a jest jedna, która faktycznie mnie prześladuje, ale myślałam, że dlatego, że ją lubię, a to jest ta przy, której... - Obsesion Aventury. Słyszę ją chyba za każdym razem jak otwieram TT i zawsze robiło mi się ciepło i spokojnie, i zawsze przesłuchiwałam do końca... czasami chyba wolno myślę.

 

A moja przyszłość... na dziś straciłam wiarę. Mam tylko nadzieję, że Orso znajdzie fajną kobietę, zakocha się założy rodzinę i będzie cieszył się tymi pięknymi chwilami... a ja...? he he wink pomyślałam... a ja będę tą kobietą... nie... przepraszam...nie to chciałam napisać... On zasługuje żeby mieć kogoś... nie wiem... młodego? może chce mieć dzieci? może ta sama kultura? Znajdę tysiąc powodów dla których powinien być z kimś innym i tylko jeden, dlaczego ze mną... Ok,  ciężko mi... odkąd go pozanałam, nie było dnia żeby nie chodził po mojej głowie, najgorsze, że nie słucha mnie, kiedy mówię żeby sobie poszedł... ciekawe jak długo się z tego leczy? Cakowity brak kontaktu to już jakieś dwa miesiące, a jakby nie liczyć tej wpadki we wrześniu to 3, a ja go czuję. Kiedy przychodzi jakaś złość, bezsilność, smutek czy tęsknota - wiem kiedy to jest moje, ale kiedy to jest jego czuje to odrazu. A może się mylę??? Może oszalałam serio , na prawdę. Wkurzają mnie tylko kroniki i wahadełko, bo nadal mają swoje zdanie na ten temat i im bardziej racjonalizuję tą sytuacją i wycofuję, tym one chętniej to potwierdzają... jakby miały pilnować abym o nim nie zapomniała. Boże! żyć bez niego będzie tragicznie. Żyłam bez Kukiego i bylo ciężko, choć dziś przypomniałam sobie, że bylam po prostu u niego na haczyku. Byłam wtedy kiedy on chciał. Byłam kiedy się odzywał, kiedy przyjeżdzał... To ja się dostosowywałam do niego, nigdy na odwrót, więc... Nie chcę już tak więcej. I mimo, że miłość jest podstawą, to chyba lepiej być samemu. Nie ma oczekiwań i nie ma rozczarowań, no i nikt Cię nie skrzywdzi...

A tak na marginesie... czasami... tak na chwilę... na kilka sekund... zamykam oczy... i czuję go w sobie... niesamowite, jak ciało szybko, w tępie błyskawicy, potrafi sprawić, że czuję jakby to była prawda. 

 

Mam 40 lat, zaraz..., a nawet nie wiem czy w swoim życiu prawdziwie kochałam... chwilowo na pewno... ale nie wiem jak to jest po prostu kochać, tak bezwarunkowo drugą osobą (NIE DZIECKO)... Czuć, że się kogoś pokochało... nie dlatego że jest dobry, że ja czuję się bezpiecznie, nie dlatego żeby nie być samej... po prostu tak bez powodu, nie bo bogaty, nie bo biedy, nie bo kocha, nie bo szanuje, nie bo blisko, nie bo daleko... tak kurde po prostu...

I jeszcze coś... Mam dużo snów, ale nie dam rady zapisywać. Dwa dni temu śnił mi się nasz pies, którego musieliśmy oddać (poszedł do dobrego domu). Przyśnił mi się, że przyszedł do mnie, położył się obok żebym go głaskała, był szczęsliwy i ja też... Spędziliśmy kilka chwil razem. Następnego dnia dowiedzieliśmy się ze zmarła. Zrobiło mi się smutno. Pies był mojego męża, a jednak przyśnił się dla mnie... W tamtym domu miała dużo lepiej niż z nami.  Mówili, że zmarła chyba z tęsknoty... Czyli jednak tak można? Mieć teoretycznie lepsze życie, warunki, a jednak powoli umierać... Czy ja też będę tak umierać... z tęsknoty? 

from Italy...


18 listopada 2025, 08:37

https://www.youtube.com/watch?v=uNVBBXa6CB8&list=RDilrcgrZlWas&index=2

 

krótki wpis - bo miły

Rano myślałam o tym, że dawno nie wchodziłam na zdjęcia Orso... a po chwili... ale po co mam wchodzić, skoro wszechświat i tak mi nie pozwala o nim zapomnieć. 
Czasem wyskakuje jako propozycja do znajomych, czasem słyszę piosenkki, synchroniczności...a dziś...

Przyszła młoda dziewczyna, której pomagałam przez wiele lat (najpierw jej mamie). Jeździ na tirach, kupiła dom w innej miejscowości, wyprowadza się i przyszła podziękować... Powiedziała "Miało być z zróżnych krajów, ale wyszło, że wszystko jest z Włoch". Był magnez Genova (tam zaczęłam się moja miłość do Włoch), a gdy wyciągnęłam pudełko na jednym z nich było napisane "From Italy whit love" - tak wiem, zwykły zbieg okoliczności ;) kocham takie przypadki.

I coś jeszcze od Noa 

Przebudzenie nie trwa długo. Długo trwa opór. To, co męczy, to nie transformacja, to jest trzymanie się czegoś co dwano przestało Cię karmić. Twoja dusza już wie, co chce zrobić. To twoja głowa jeszcze walczy. I dlatego boli. Bo gdy dusza idzie w jedną stronę a ego w drugą - ciało i emocje krzyczą. 

Ach ! i jeszcze wymyśliłam, że będe pisać książkę w pracy (tak jak kiedyś opowiadania), ale obiecałam sobie, że najpierw nadrobię zaległości wszystkie, więc mam wiekszą motywację do pracy. Wiem, wiem  mity o pracy w budżetówce są prawdziwe - kawa, ciastka i dupa rośnie :D

Wracam do siebie... Boże dziekuję Ci za wszytko co mam i za talenty jakie mi dałeś. Kocham malowac i pisać... Kocham moją wenę :) Miłego dnia Orso. Nie poddawaj się. 

 

edycja 11:14 wzięłam sie w końcu za robotę, tak o tej porze, przecież trzeba najpierw wypić kawę i pogadać ;) teraz jestem sama więc właczyłam nauke angielskiego (kroniki ciągle mi przypominają: angielski, włoski i pływanie). Zaczęłam pisać i tak sobie pisze... piszę, patrze na zegarek (ok, to trzeba wyjaśnić nie patrzyłam chcąc sprawdzić która godzina, po prostu jakby moje oczy same zrobiły ten ruch) zobaczyłam 11:11 uśmiechnęłam się do GÓRY i mówię "serio? ale śmieszne, to jeszcze dawajcie go na fb" ja otwieram,  a on centralnie mi na pulpit wskoczył. Ja się po prostu z tego śmieję. Może przyciągam, może to zbiego okoliczności, ale serio... ja słysze te śmiechy na górze - więc śmiejemy sie razem. Ja i tak nic nie zrobię ! Postanowiłam. Ja już nie wzdycham, nie tęsknię... Ja zostawiam wszytko innym - róbcie co chcecie, mnie w to na pewno nie wplączecie. Jeśli to ten właściwy facet, to znajdzie mnie na koońcu świata.

Właśnie przypomniał mi się filmik, który Orso kiedyś wstawił - mężczyzna, który chciał poślubić kobietę żeby mieć obywatelstwo - waśnie mam to na żywo. Robotnik z Białorusi podrywa koleżankę przez okno. Mówi, że poleżą dwa razy w miesiącu, wezmą ślub, on dostanie obywatelsto ona pieniądze - padam ze śmiechu. Chłopak (facet 49 lat) jest na prawdę śmieszny, robią u nas już kilka miesięcy. Zaproponowal, że zawiezie mnie do Brześcia. Później smiałam się, że mnie tam sprzeda, żeby mieć dla koleżanki zapłacic za obywatelstwo. Chce mieć tylko takie dni. Wesołe, pełne smiechu - takie moje. 

 

samotnie


17 listopada 2025, 15:30

Dzień dobry Piękna… Jak się żyje? - czuję jak Ci z góry rozkładają nade mną ręce i czekają aż coś zrobię, a ja nie robię nic. Wszyscy robią coś za mnie. I tak oto się wszystko rozwala… Mój spokój. Mój powrót do normalności. Tylko ja i syn to normalność, reszta to jakaś komedia. Mąż na kursach poznał dziewczyny – tarocistki, więc poprosił, żeby położyły mu karty, więc konsekwencją tego była rozmowa, o tym jak mnie i Orso połączyło i jak bardzo nas ciągnie do siebie (nie wiem czy jego ciągnie do mnie… mnie tak, ale staram się to hamować, za jakiś czas na pewno mi się uda zapomnieć… mam nadzieję) i małżeństwo jest trudne do uratowania. Oczywiście znów się wyprowadzał, ale tym razem nie zatrzymywałam... no cóż chyba mnie tak sprawdza, bo brak mojej reakcji a nawet fakt że byłam zgodna spowodował, że jednak został. Mało tego coraz więcej razy zauważam że manipuluje mną... powiedział coś że rozmawiał z dziewczynami jak to było zdradzić... że czuły się wolne, ja na to że tak się dzieje kiedy się odblokowuje czakry, więc mąż stanowczo, że Orso mnie odblokował... i wojna znów... 

A ja nie wiem… ja chcę spokojnie i szczęśliwie żyć i na razie jedyną opcją jest bycie samej. Mam dość tych dziwnych rozmów. Widmo Orso wisi nad nami jak szalone. Nawet taka cisza z jego strony nie była w stanie sprawić, że coś się naprawiło w małżeństwie. Ale jeśli mąż będzie nadal pracował nad tym, dlaczego to się stało, to nie posklejamy tego na pewno. Orso rozbuchał temat telefonami, więc działa na swoją rękę i ja już nie chce w nic wierzyć – czy robi to z zemsty czy.... nie ważne… nie wierzę... nie wierzę, że mógłby się zakochać. Gdy stałam wieczorem na dworze i patrzyłam w gwiazdy spytałam tych moich, „dlaczego On wykonuje te telefony”, powiedzieli, że chce mi pomóc, dodali „jeszcze będzie chodził po tym podwórku” – a ja już naprawdę nie chcę ich słuchać. Spytałam, dlaczego to mówią… kiedyś nie chcieli nic mówić o przyszłości. Odpowiedzieli: „przestało ci zależeć”. Tak, to prawda. Nie chcę już za nikim gonić, bo wiem, że żadna osoba nie sprawi, że będę szczęśliwa. Zresztą, nie dam rady. Zawsze to ja kogoś wypatrywałam, czekałam, biegałam… ja już nie dam rady. Wiem, że jak kocham, to kocham prawdziwie, ale nie znaczy to, że będę się spalała dla kogoś, kto nie wiem, czy jest w stanie dla mnie zapalić iskrę. Wczorajsza rozmowa z męża uświadomiła mnie jak wielkie ma wyrzuty sumienia, że mnie zaniedbał. Ja dla niego robiłam wszystko. Nie uważam się za idealną, ale tyle walki, ile włożyłam w nasz związek… dziś nie mam siły. Staram się, ale nie sądziłam, że mogę się poddać. I po tym co zrobiłam, to ja powinnam się starać, ale nie dam rady – nie dlatego, że myślę o Orso i skreśliłam nasze małżeństwo, ale tak po ludzku… nie mam siły. Po prostu kobieta może zrezygnować, bo ją to zabija. I chyba nie chcę już nikogo mieć… nie wierzę, że ktoś może mnie kochać bezwarunkowo. Nie wierzę, że jakikolwiek mężczyzna da mi to na co zasługuję.
Dziewczyny z pracy też dzisiaj zrobiły mi niespodziankę. Zaczęły się droczyć, że napiszą do Orso gdzie i kiedy będziemy. Błagałam, że je zamorduję, jak to zrobią… ale uważały to za zabawne. Wiec w końcu powiedziałam, że nie mogą tego zrobić, bo Orso się odezwał do męża i mamy nieciekawie. Zbladły i powiedziały, że „za późno”. I ogólnie złe były, bo jak ja mogłam tyle czasu trzymać takie informacje przed nimi. Jednej tylko się żal zrobiło męża, bo tym wyjazdem to jakbym mu dokopała, że lepsza byłaby Barcelona jednak, ale już za późno. Wiem, że nie zobaczę tam Orso… bo niby po co miałby się pojawić – chyba zwymyślać mnie, albo zabić. Więc czuję jakbym naprawdę nie miała kontroli nad swoim życiem. No i dobra, niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba. Jedna z koleżanek, która poznała Orso i widział to wszystko i widziała jaka ja byłam później rozpromieniona, chyba nam kibicuje, a na pewno namawia na kontakt, spotkanie itp. (właśnie odeszła od męża, więc wie, co czuję tkwiąc w takim związku). Druga też, ale z racji tego, że zostawiła poprzedniego męża dla obecnego, wie jakie to jest traumatyczne przeżycie. No nic… mam nadzieję, że nie przeczyta, nie odpisze jej i się nie pojawi, bo umarłabym w butach.


A skoro już piszę to napiszę o swoich rozmyślaniach. Kroniki nie chcą już rozmawiać, mówią, że nic nowego nie powiedzą i nie usłyszę od nich niczego, czego sama nie wiem. Wczoraj oglądaliśmy „Mumię” ten stary film, ale był zupełnie inny. Negatywny bohater, stał się dla mnie inspirujący. Zazwyczaj łotry próbują podbić świat, zemścić się itp., a on siał zniszczenie, bo chciał odnaleźć i wskrzesić swoją miłość. Wiele filmów widziałam o miłości, ale rzadko zdarzało się, aby miłość była po tej złej stronie. I widząc to, ten film otworzył mi oczy… że nie zawsze to co widzimy z boku jako zło, jest faktycznie złem… może jest walką o tą najważniejszą rzecz w życiu – miłość! I co? Też mam powiedzieć, że to zbieg okoliczności czy znak?

Rozważając dalej, a rozmyślam bardzo dużo, (w końcu jestem mądra :D i lubię to), uznałam moja mamę za największą bohaterkę jaka znam. Bardzo długo byłam na nią zła, uważałam ją za złą matkę, ale im więcej rzeczy zaczynam odkrywać i doświadczać, tym bardziej doceniam to co robiła. Była w bardzo trudnych związkach, ale miała odwagę, aby odejść od partnerów, którzy ją krzywdzili. Może robiła to dla nas, może dla siebie… nie ważne. Dopiero, kiedy staje się przed takimi wyborami, widać jak bardzo trudne one są, a w tamtych czasach mało kto się decydowała na rozwód. Małżeństwa trwały z zastraszonymi kobietami, mężczyznami alkoholikami i przemocowcami i dziećmi, które teraz leczą swoje traumy i złe przekonania.


I ja jak zwykle nie umiem być tak silna, liczę, że to samo się rozwiąże... a może uda się naprawić małżeństwo i może… Jezu! Czy ja naprawdę nie zasługuję na miłość? Taką bez podtekstów, przykrych słów, braku zrozumienia. Miłość miała być czymś pięknym, więc jeśli nie jest, to czy na pewno to ONA. Czy mój związek opiera się na miłości, skoro nie jesteśmy szczęśliwi? Może są ludzie gdzieś na świecie, którzy są swoim dobrym lustrem, ale ja już nie mam wiary. I dla mnie nie ma takiej osoby. A Orso… to tylko jakiś wybuch i chemia, która zniknie (niech znika szybciej… K*** męczyłam się po Kukim, dlaczego jeszcze po nim – Boże aż tak jestem…?!?! Mąż mówił, że tydzień nie będzie przyjeżdżał do domu… zobaczymy… może się wyciszę.

 

edycja: jednak wraca... popłakałam się... czasami myślę, że mój organizm, moje reakcje mówią więcej niż ja mogę powiedzieć. 
Czuję się jakbym umarła. Gdzie moja energia? Kurczę... przecież ja tak bardzo kocham życie. Kocham śmiać się, wygłupiać, zdobywać świat...

 

ok.. zbieraj dupe mała. Włącz muzę, śpiewaj  tańcz i nie użalaj się nad sobą. Jesteś zajebista! Jesteś piękna! Jesteś najlepsza! Żaden facet ci nie zabierze twojej iskry 🧨 !!!!! a jak trzeba będzie to tą swoją iskrą zrobisz taki pożar że kamień na kamieniu nie zostanie! Orso by nie chciał takiej jęczącej  marudy!!!!
 Chociaż... zależy jakbym jęczała... 🤣🤣🤣🤣🤣 

 

im back !

 

edycja 20:30 mąż pyta o nr kierunkowy +49 pyta czy to Anglia, ja potwierdzam, bo nie chcę myśleć... za chwilę mówi... to Niemcy...

pierwsza myśl w mojej głowie i uśmiech "sprawka Orso".

Jeśli się mylę -mój błąd, jeśli nie -połączenie.  Fajny motyw do książki. Jak skończę malowanie jeszcze portret kubek i dwie okiennice to może się w końcu zabiorą za pisanie. 

 

Nie dam rady


15 listopada 2025, 14:10

Serio nie dam rady się poddać. Jakkolwiek trudna rzecz jest przed mną, jak bardzo boli... nie! Po prostu nie ! Ja mam siłę dalej. I Orso mnie nie rusza. To on walczy ze swoim cieniem on sobie nie radzi z emocjami i on nie chce wziąć odpowiedzialność za swoje życie tylko szuka winnych bo tak łatwiej. Jako płomień/blizniak- jestem tego pewna na 99% - pokazuje mi moje nieuzdrowione rzeczy. Jeśli to co robi rusza mnie i boli to muszę spojrzeć na siebie, co to mówi o mnie. On pokazuje tym zachowaniem gdzie ja jeszcze muszę nad soba pracować. Poza tym jakby nic nie znaczył nie trwałoby to tak długo. Katalizator odpala i znika... On nie znika. On ruszył ziemie.

Wiem, że nie chodzi mu o mnie, nie walczy... nie zależy, wiem to, bez względu na to co mówią inni. Ja się łudziłam że może w jakimś 1% jestem ważna, ale... chyba po prostu jestem naiwna i się nie nadaję do tego świata, bo chcę widzieć tylko miłość, a miłość ponoć w dzisiejszych czasach nie ma znaczenia- dla mnie ma ogromne, ale dla niego raczej nie. On jeszcze ma za duże ego żeby robić coś z poziomu serca. Teraz wychodzą jego rany... Boli Orso prawda??? Po prostu zmierz się z tym. Im szybciej to zrobisz tym szybciej odnajdziesz spokój. To nie jest tak że ktoś ma fajne życie jak robi źle (może czasami z boku to tak wygląda) ale... widziałam w swojej pracy bardzo dużo osób które ślizgały się przez życie, a potem i tak musiały się zmierzyć z różnymi rzeczami. Nikomu nie było dane przeżyć życia na bogato bez problemów. Każdy ponosił konsekwencje swoich czynów. Każdy! Los dał ci szansę oczyszczenie. Czemu to marnujesz słuchając swojego ego. Choć raz posłuchaj serca. Odpuść kontrolę. 

Ja wiem co mówią moje kroniki, wahadła, wróżki zębuszki i inne rzeczy duchowe, ale dla Orso to bajka i ok, nie musi w to wierzyć, a ja wcale nie chce mu tego uświadamiać- zresztą nie odzywamy się to co mam uświadamiać.
Ale to nic nie zmienia. Ja nie mam zamiaru już wchodzić w jego życie. Wiem, że to wszytko co się u niego dzieje to jest oczyszczanie i otwieranie ran, problem polega na tym czy On jest w stanie to przetransformować... zaakceptować i zmienić na coś dobrego, czy będzie robił to co robi z poziomu ego, złości,zemsty , emocji i zamiast się uleczyć dorzuci sobie kolejny balast (bo tym zachowaniem w stosunku do mojego męża nie widać żeby coś zrozumiał, albo ja tego nie rozumiem).

Ja na prawdę życzę mu dobrze, w końcu to kawałek mojej duszy i skoro jestem w stanie mieć tyle miłości to on gdzieś głęboko też to ma. Nawet jakby zaczepił mnie i nawyzywał, ok, może na początku mnie to ruszy, ale nie będę w stanie być na niego zła. Ja już nie umiem do nikogo czuć złości, jeśli są jakieś emocje to wiem że to moje. Nawet jak się złoszczę na męża i mam dość tego życia to nie jestem zła na niego tylko na siebie, że nie wybieram siebie, że tkwię w tym i pozwalam się tak traktować. Nie popieram takiego czegoś, ale oeniam zachowanie nie człowieka. Może w emocjach to inaczej widzę ale ogólnie... nie ma złych ludzi... wierzę że w środku każdy jest dobry i możemy to dobro wydobyć. W Orso też to widzę, ale czasem myślę że ma rozbuchane ego, które bardzo źle nim kieruje. Teraz wydaje mi się że ten liścik który napisałam czy ten długi poemat, to nie był przypadek... problem że On nie chce tego przyjąć, ale... jak mówiłam każdy ma wolną wolę.
Po prostu z Orso spotkamy się w następnym wcieleniu, nic na siłę. Akceptuję... nie dążę do unii... wiem, że jeśli nie przerobi lekcji będzie miał karmiczne związki i za każdym razem gdy coś będzie nie tak, będzie myślał, że jest jedna na tym świecie, która do niego pasuje. A jeśli przerobi lekcje... nie, to nie oznacza że będziemy razem, to oznacza tylko tyle, że może znaleźć i być z bratnią duszą, która da mu spełnienie i wsparcie. Taaaa... jak brałam swojego męża był bezrobotny, nie miał grosza przy duszy, nic nie miał, ale ja widziałam w nim potencjał... więc dla mnie status materialny nie ma znaczenia, dla mnie znaczenia ma tylko serce, dusza... tam jest ukryte to co może nam dać szczęście, a nie cycki, dupa czy gruby portfel. 

Kiedyś myślałem o tym, że z Orso pewnie byłoby nam razem fajnie, bo czuję się przy nim inaczej niż przy innych.. czuje go duszą, a nikogo tak nie czułam... no może syn... wiem że dostałam go żeby poczuć co to jest miłość bezwarunkowa i to samo poczułam do Orso. Nie pożądanie, nie zakochanie... nie to że mi się spodobał fizycznie, nie to jak się czułam przy nim, bo nie czułam się wyjątkowo...czułam się normalnie... może byłam zestresowana całą sytuacją ale jak jedliśmy tego kurczaka i patrzyłam na niego chciało mi się płakać ze szczęścia bo czułam się jak u siebie w domu, jakbym była na miejscu... tam gdzie mam być...Żałuję że On nie może czuć tego co ja... żałuję że nie widzi w lustrze tego co ja w nim widzę, żałuję że tak bardzo broni się przed słuchaniem swojego serca, żałuję że słucha ego i swoich znajomych... ale to nie był ten czas po prostu.  
Tylko dlaczego to tak długo się ciągnie. Powinno się zakończyć w sierpniu, a mamy listopad. 
Tak mój wspaniały listopad, miał zmienić wszytko w moim życiu, a narazie dupa.  

Wiem, że nie zasłużyłam na to co robi mi mąż i co robi Orso... ale to czyni mnie potężną. Kiedy emocje opadają czuję jakbym była na kolejnym stopniu wyżej. Jeszcze trochę i na prawdę poczuje w sobie prawdziwą moc, a wtedy żaden facet nie będzie mi potrzebny. Tak na prawdę to nawet teraz mam w sobie to poczucie... bycie piękna, wyjątkowa... ta która potrafi znieść więcej niż inni.Maz często mówił ze jestem silniejsza, ale to pewnie dlatego ze słabo mężczyźni uczą kobiety byc silnymi. Jesli kiedyś stanie ktoś na mojej drodze, to mam nadziej, że będzie to osoba przy której nie będę musiała już nigdy być silna. 

Kochany Aniołku jesteś cudowna i piękna. Nie przejmuj się tymi durniami już za rogiem czeka na ciebie coś pięknego. A tymczasem szykuj się do swojej 40tki i zacznij życie tak jakbyś na prawdę tego pragnęła. A wiesz doskonale co chcesz osiągnąć. Nigdy się nie poddawaj. Jestem z ciebie dumna.