Nie dam rady
15 listopada 2025, 14:10
Serio nie dam rady się poddać. Jakkolwiek trudna rzecz jest przed mną, jak bardzo boli... nie! Po prostu nie ! Ja mam siłę dalej. I Orso mnie nie rusza. To on walczy ze swoim cieniem on sobie nie radzi z emocjami i on nie chce wziąć odpowiedzialność za swoje życie tylko szuka winnych bo tak łatwiej. Jako płomień/blizniak- jestem tego pewna na 99% - pokazuje mi moje nieuzdrowione rzeczy. Jeśli to co robi rusza mnie i boli to muszę spojrzeć na siebie, co to mówi o mnie. On pokazuje tym zachowaniem gdzie ja jeszcze muszę nad soba pracować. Poza tym jakby nic nie znaczył nie trwałoby to tak długo. Katalizator odpala i znika... On nie znika. On ruszył ziemie.
Wiem, że nie chodzi mu o mnie, nie walczy... nie zależy, wiem to, bez względu na to co mówią inni. Ja się łudziłam że może w jakimś 1% jestem ważna, ale... chyba po prostu jestem naiwna i się nie nadaję do tego świata, bo chcę widzieć tylko miłość, a miłość ponoć w dzisiejszych czasach nie ma znaczenia- dla mnie ma ogromne, ale dla niego raczej nie. On jeszcze ma za duże ego żeby robić coś z poziomu serca. Teraz wychodzą jego rany... Boli Orso prawda??? Po prostu zmierz się z tym. Im szybciej to zrobisz tym szybciej odnajdziesz spokój. To nie jest tak że ktoś ma fajne życie jak robi źle (może czasami z boku to tak wygląda) ale... widziałam w swojej pracy bardzo dużo osób które ślizgały się przez życie, a potem i tak musiały się zmierzyć z różnymi rzeczami. Nikomu nie było dane przeżyć życia na bogato bez problemów. Każdy ponosił konsekwencje swoich czynów. Każdy! Los dał ci szansę oczyszczenie. Czemu to marnujesz słuchając swojego ego. Choć raz posłuchaj serca. Odpuść kontrolę.
Ja wiem co mówią moje kroniki, wahadła, wróżki zębuszki i inne rzeczy duchowe, ale dla Orso to bajka i ok, nie musi w to wierzyć, a ja wcale nie chce mu tego uświadamiać- zresztą nie odzywamy się to co mam uświadamiać.
Ale to nic nie zmienia. Ja nie mam zamiaru już wchodzić w jego życie. Wiem, że to wszytko co się u niego dzieje to jest oczyszczanie i otwieranie ran, problem polega na tym czy On jest w stanie to przetransformować... zaakceptować i zmienić na coś dobrego, czy będzie robił to co robi z poziomu ego, złości,zemsty , emocji i zamiast się uleczyć dorzuci sobie kolejny balast (bo tym zachowaniem w stosunku do mojego męża nie widać żeby coś zrozumiał, albo ja tego nie rozumiem).
Ja na prawdę życzę mu dobrze, w końcu to kawałek mojej duszy i skoro jestem w stanie mieć tyle miłości to on gdzieś głęboko też to ma. Nawet jakby zaczepił mnie i nawyzywał, ok, może na początku mnie to ruszy, ale nie będę w stanie być na niego zła. Ja już nie umiem do nikogo czuć złości, jeśli są jakieś emocje to wiem że to moje. Nawet jak się złoszczę na męża i mam dość tego życia to nie jestem zła na niego tylko na siebie, że nie wybieram siebie, że tkwię w tym i pozwalam się tak traktować. Nie popieram takiego czegoś, ale oeniam zachowanie nie człowieka. Może w emocjach to inaczej widzę ale ogólnie... nie ma złych ludzi... wierzę że w środku każdy jest dobry i możemy to dobro wydobyć. W Orso też to widzę, ale czasem myślę że ma rozbuchane ego, które bardzo źle nim kieruje. Teraz wydaje mi się że ten liścik który napisałam czy ten długi poemat, to nie był przypadek... problem że On nie chce tego przyjąć, ale... jak mówiłam każdy ma wolną wolę.
Po prostu z Orso spotkamy się w następnym wcieleniu, nic na siłę. Akceptuję... nie dążę do unii... wiem, że jeśli nie przerobi lekcji będzie miał karmiczne związki i za każdym razem gdy coś będzie nie tak, będzie myślał, że jest jedna na tym świecie, która do niego pasuje. A jeśli przerobi lekcje... nie, to nie oznacza że będziemy razem, to oznacza tylko tyle, że może znaleźć i być z bratnią duszą, która da mu spełnienie i wsparcie. Taaaa... jak brałam swojego męża był bezrobotny, nie miał grosza przy duszy, nic nie miał, ale ja widziałam w nim potencjał... więc dla mnie status materialny nie ma znaczenia, dla mnie znaczenia ma tylko serce, dusza... tam jest ukryte to co może nam dać szczęście, a nie cycki, dupa czy gruby portfel.
Kiedyś myślałem o tym, że z Orso pewnie byłoby nam razem fajnie, bo czuję się przy nim inaczej niż przy innych.. czuje go duszą, a nikogo tak nie czułam... no może syn... wiem że dostałam go żeby poczuć co to jest miłość bezwarunkowa i to samo poczułam do Orso. Nie pożądanie, nie zakochanie... nie to że mi się spodobał fizycznie, nie to jak się czułam przy nim, bo nie czułam się wyjątkowo...czułam się normalnie... może byłam zestresowana całą sytuacją ale jak jedliśmy tego kurczaka i patrzyłam na niego chciało mi się płakać ze szczęścia bo czułam się jak u siebie w domu, jakbym była na miejscu... tam gdzie mam być...Żałuję że On nie może czuć tego co ja... żałuję że nie widzi w lustrze tego co ja w nim widzę, żałuję że tak bardzo broni się przed słuchaniem swojego serca, żałuję że słucha ego i swoich znajomych... ale to nie był ten czas po prostu.
Tylko dlaczego to tak długo się ciągnie. Powinno się zakończyć w sierpniu, a mamy listopad.
Tak mój wspaniały listopad, miał zmienić wszytko w moim życiu, a narazie dupa.
Wiem, że nie zasłużyłam na to co robi mi mąż i co robi Orso... ale to czyni mnie potężną. Kiedy emocje opadają czuję jakbym była na kolejnym stopniu wyżej. Jeszcze trochę i na prawdę poczuje w sobie prawdziwą moc, a wtedy żaden facet nie będzie mi potrzebny. Tak na prawdę to nawet teraz mam w sobie to poczucie... bycie piękna, wyjątkowa... ta która potrafi znieść więcej niż inni.Maz często mówił ze jestem silniejsza, ale to pewnie dlatego ze słabo mężczyźni uczą kobiety byc silnymi. Jesli kiedyś stanie ktoś na mojej drodze, to mam nadziej, że będzie to osoba przy której nie będę musiała już nigdy być silna.
Kochany Aniołku jesteś cudowna i piękna. Nie przejmuj się tymi durniami już za rogiem czeka na ciebie coś pięknego. A tymczasem szykuj się do swojej 40tki i zacznij życie tak jakbyś na prawdę tego pragnęła. A wiesz doskonale co chcesz osiągnąć. Nigdy się nie poddawaj. Jestem z ciebie dumna.