samotnie


17 listopada 2025, 15:30

Dzień dobry Piękna… Jak się żyje? - czuję jak Ci z góry rozkładają nade mną ręce i czekają aż coś zrobię, a ja nie robię nic. Wszyscy robią coś za mnie. I tak oto się wszystko rozwala… Mój spokój. Mój powrót do normalności. Tylko ja i syn to normalność, reszta to jakaś komedia. Mąż na kursach poznał dziewczyny – tarocistki, więc poprosił, żeby położyły mu karty, więc konsekwencją tego była rozmowa, o tym jak mnie i Orso połączyło i jak bardzo nas ciągnie do siebie (nie wiem czy jego ciągnie do mnie… mnie tak, ale staram się to hamować, za jakiś czas na pewno mi się uda zapomnieć… mam nadzieję) i małżeństwo jest trudne do uratowania. Oczywiście znów się wyprowadzał, ale tym razem nie zatrzymywałam... no cóż chyba mnie tak sprawdza, bo brak mojej reakcji a nawet fakt że byłam zgodna spowodował, że jednak został. Mało tego coraz więcej razy zauważam że manipuluje mną... powiedział coś że rozmawiał z dziewczynami jak to było zdradzić... że czuły się wolne, ja na to że tak się dzieje kiedy się odblokowuje czakry, więc mąż stanowczo, że Orso mnie odblokował... i wojna znów... 

A ja nie wiem… ja chcę spokojnie i szczęśliwie żyć i na razie jedyną opcją jest bycie samej. Mam dość tych dziwnych rozmów. Widmo Orso wisi nad nami jak szalone. Nawet taka cisza z jego strony nie była w stanie sprawić, że coś się naprawiło w małżeństwie. Ale jeśli mąż będzie nadal pracował nad tym, dlaczego to się stało, to nie posklejamy tego na pewno. Orso rozbuchał temat telefonami, więc działa na swoją rękę i ja już nie chce w nic wierzyć – czy robi to z zemsty czy.... nie ważne… nie wierzę... nie wierzę, że mógłby się zakochać. Gdy stałam wieczorem na dworze i patrzyłam w gwiazdy spytałam tych moich, „dlaczego On wykonuje te telefony”, powiedzieli, że chce mi pomóc, dodali „jeszcze będzie chodził po tym podwórku” – a ja już naprawdę nie chcę ich słuchać. Spytałam, dlaczego to mówią… kiedyś nie chcieli nic mówić o przyszłości. Odpowiedzieli: „przestało ci zależeć”. Tak, to prawda. Nie chcę już za nikim gonić, bo wiem, że żadna osoba nie sprawi, że będę szczęśliwa. Zresztą, nie dam rady. Zawsze to ja kogoś wypatrywałam, czekałam, biegałam… ja już nie dam rady. Wiem, że jak kocham, to kocham prawdziwie, ale nie znaczy to, że będę się spalała dla kogoś, kto nie wiem, czy jest w stanie dla mnie zapalić iskrę. Wczorajsza rozmowa z męża uświadomiła mnie jak wielkie ma wyrzuty sumienia, że mnie zaniedbał. Ja dla niego robiłam wszystko. Nie uważam się za idealną, ale tyle walki, ile włożyłam w nasz związek… dziś nie mam siły. Staram się, ale nie sądziłam, że mogę się poddać. I po tym co zrobiłam, to ja powinnam się starać, ale nie dam rady – nie dlatego, że myślę o Orso i skreśliłam nasze małżeństwo, ale tak po ludzku… nie mam siły. Po prostu kobieta może zrezygnować, bo ją to zabija. I chyba nie chcę już nikogo mieć… nie wierzę, że ktoś może mnie kochać bezwarunkowo. Nie wierzę, że jakikolwiek mężczyzna da mi to na co zasługuję.
Dziewczyny z pracy też dzisiaj zrobiły mi niespodziankę. Zaczęły się droczyć, że napiszą do Orso gdzie i kiedy będziemy. Błagałam, że je zamorduję, jak to zrobią… ale uważały to za zabawne. Wiec w końcu powiedziałam, że nie mogą tego zrobić, bo Orso się odezwał do męża i mamy nieciekawie. Zbladły i powiedziały, że „za późno”. I ogólnie złe były, bo jak ja mogłam tyle czasu trzymać takie informacje przed nimi. Jednej tylko się żal zrobiło męża, bo tym wyjazdem to jakbym mu dokopała, że lepsza byłaby Barcelona jednak, ale już za późno. Wiem, że nie zobaczę tam Orso… bo niby po co miałby się pojawić – chyba zwymyślać mnie, albo zabić. Więc czuję jakbym naprawdę nie miała kontroli nad swoim życiem. No i dobra, niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba. Jedna z koleżanek, która poznała Orso i widział to wszystko i widziała jaka ja byłam później rozpromieniona, chyba nam kibicuje, a na pewno namawia na kontakt, spotkanie itp. (właśnie odeszła od męża, więc wie, co czuję tkwiąc w takim związku). Druga też, ale z racji tego, że zostawiła poprzedniego męża dla obecnego, wie jakie to jest traumatyczne przeżycie. No nic… mam nadzieję, że nie przeczyta, nie odpisze jej i się nie pojawi, bo umarłabym w butach.


A skoro już piszę to napiszę o swoich rozmyślaniach. Kroniki nie chcą już rozmawiać, mówią, że nic nowego nie powiedzą i nie usłyszę od nich niczego, czego sama nie wiem. Wczoraj oglądaliśmy „Mumię” ten stary film, ale był zupełnie inny. Negatywny bohater, stał się dla mnie inspirujący. Zazwyczaj łotry próbują podbić świat, zemścić się itp., a on siał zniszczenie, bo chciał odnaleźć i wskrzesić swoją miłość. Wiele filmów widziałam o miłości, ale rzadko zdarzało się, aby miłość była po tej złej stronie. I widząc to, ten film otworzył mi oczy… że nie zawsze to co widzimy z boku jako zło, jest faktycznie złem… może jest walką o tą najważniejszą rzecz w życiu – miłość! I co? Też mam powiedzieć, że to zbieg okoliczności czy znak?

Rozważając dalej, a rozmyślam bardzo dużo, (w końcu jestem mądra :D i lubię to), uznałam moja mamę za największą bohaterkę jaka znam. Bardzo długo byłam na nią zła, uważałam ją za złą matkę, ale im więcej rzeczy zaczynam odkrywać i doświadczać, tym bardziej doceniam to co robiła. Była w bardzo trudnych związkach, ale miała odwagę, aby odejść od partnerów, którzy ją krzywdzili. Może robiła to dla nas, może dla siebie… nie ważne. Dopiero, kiedy staje się przed takimi wyborami, widać jak bardzo trudne one są, a w tamtych czasach mało kto się decydowała na rozwód. Małżeństwa trwały z zastraszonymi kobietami, mężczyznami alkoholikami i przemocowcami i dziećmi, które teraz leczą swoje traumy i złe przekonania.


I ja jak zwykle nie umiem być tak silna, liczę, że to samo się rozwiąże... a może uda się naprawić małżeństwo i może… Jezu! Czy ja naprawdę nie zasługuję na miłość? Taką bez podtekstów, przykrych słów, braku zrozumienia. Miłość miała być czymś pięknym, więc jeśli nie jest, to czy na pewno to ONA. Czy mój związek opiera się na miłości, skoro nie jesteśmy szczęśliwi? Może są ludzie gdzieś na świecie, którzy są swoim dobrym lustrem, ale ja już nie mam wiary. I dla mnie nie ma takiej osoby. A Orso… to tylko jakiś wybuch i chemia, która zniknie (niech znika szybciej… K*** męczyłam się po Kukim, dlaczego jeszcze po nim – Boże aż tak jestem…?!?! Mąż mówił, że tydzień nie będzie przyjeżdżał do domu… zobaczymy… może się wyciszę.

 

edycja: jednak wraca... popłakałam się... czasami myślę, że mój organizm, moje reakcje mówią więcej niż ja mogę powiedzieć. 
Czuję się jakbym umarła. Gdzie moja energia? Kurczę... przecież ja tak bardzo kocham życie. Kocham śmiać się, wygłupiać, zdobywać świat...

 

ok.. zbieraj dupe mała. Włącz muzę, śpiewaj  tańcz i nie użalaj się nad sobą. Jesteś zajebista! Jesteś piękna! Jesteś najlepsza! Żaden facet ci nie zabierze twojej iskry 🧨 !!!!! a jak trzeba będzie to tą swoją iskrą zrobisz taki pożar że kamień na kamieniu nie zostanie! Orso by nie chciał takiej jęczącej  marudy!!!!
 Chociaż... zależy jakbym jęczała... 🤣🤣🤣🤣🤣 

 

im back !

 

edycja 20:30 mąż pyta o nr kierunkowy +49 pyta czy to Anglia, ja potwierdzam, bo nie chcę myśleć... za chwilę mówi... to Niemcy...

pierwsza myśl w mojej głowie i uśmiech "sprawka Orso".

Jeśli się mylę -mój błąd, jeśli nie -połączenie.  Fajny motyw do książki. Jak skończę malowanie jeszcze portret kubek i dwie okiennice to może się w końcu zabiorą za pisanie. 

 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz