książka :)


13 listopada 2025, 15:14

Dobra. Ja to musze skończyć. To już jest sklejanie małżeństwa na ślinę i papier. To ja jestem źródłem problemu. Rozpierdoliłam wszystko i muszę przyjąć tego konsekwencje. Nie wiem, jak sobie poradzę – pewnie jakoś. Mogę mieć pretensje tylko do siebie.
Wczoraj miałam świetny dzień od nie pamiętam, kiedy (taki normalny po prostu z dobrym humorem) – w sumie do wieczora, bo sprzeczka z mężem była przed snem, a rano go oczyszczałam. Później powiedział, że Orso dzwonił i chce konfrontacji, uważa, że wszystko co się u niego złego dzieje, to nasza wina (przynajmniej mąż tak mówi).

Orso… (piszę w ten sposób, bo wierzę, że energia działa i może gdzieś podświadomie to wyczujesz… usłyszysz…przyśni się… nie wiem… a jak nie, to po prostu wyrzucę to z siebie). Chciałbym wziąć na siebie odpowiedzialność za to co się dzieje, ale niestety, to nie jest moja wina, to nie jest wina mojego męża. Po prostu musisz oczyścić swoją karmę. Wiem, że masz to w dupie… takie gadanie, ale sorry – nie jesteś święty, ja też nie. Trzeba w końcu dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Mierzymy się z tym wszystkim, z czym powinniśmy. Fajnie, że to co się teraz u ciebie dzieje zwalasz na mnie, ale nie widzisz tego, że rozwaliłeś moją rodzinę – mówiłam, że mam męża, dziecko – po co chciałeś rozmawiać, po co przyszedłeś po mnie, po co ta rozmowa o korzystaniu z życia i namawianiu mnie na więcej. Po co ci zależało, na tym abym przyjechała drugi raz – zapomniałeś jaki poemat mi napisałeś o sobie, bo powiedziałam, że jeśli ci zależy to napisz coś… I teraz błagam cię… powiedz, nie dla mnie, tylko sobie - powiedz, że nic nie znaczę, że jestem jedną z wielu, że to przypadek, że każdą kobietę tak podrywasz i co tydzień masz inną… No powiedz, że nic nie czułeś! Że nie zwariowałeś! Że u ciebie jest wszystko ok i twój świat się nie rozpierdolił! Zrozum! To nie jest przypadek! Może nie jestem dla ciebie. Ok, nie muszę. Ale byłam na tą krótką chwilę dla ciebie po coś – tylko ty wiesz po co. Otworzyłam stare rany? Zburzyłam iluzję twojego życia? Wprowadzałam taki chaos, który rozwalił twoje życie? Jeśli tak, to super! Pomyśl, że jak przejdziesz przez to gówno (a przejdziesz, to tylko tak wygląda źle), uleczysz rany i w końcu będziesz szczęśliwy. I uwierz masz farta, bo ja się z tym bujałam do 40, tobie może się udać wcześniej. Co do związków z kobietami w przyszlości - żeby nie było, że nie mówiłam, jak nie przerobisz ran, traum itd. dostaniesz związki karmiczne, które cię po prostu rozwalą i pozamiatają. Jeśli wyniesiesz lekcje dostaniesz miłość na jaką zasługujesz, nawet jeśli nie będziesz jej szukał i chciał.
Jeśli u Ciebie się wszystko rozpierdoliło, to przykro mi to przyznać, ale jest duże prawdopodobieństwo, że jesteś jednak moją bliźniaczą duszą. Skoro ja po poznaniu Ciebie przeszłam rozpierdolenie mojego poukładanego świata (kochany, to co przeszłam, tego nie da się opisać słowami i zapewne, jeśli nie zakończę małżeństwa to dalej to będzie u mnie się pierdolić, i nie chcę go zakańczać, bo może będę z kimś innym, ale wiem, że ten pociąg już nie pojedzie), a teraz przyszła kolej na Ciebie. Jeśli cię pozamiatało i chciałbyś wszystko cofnąć, żeby było jak kiedyś - to jednak jesteśmy połączeni. Ale wiesz… ja nic nie chcę do ciebie. Dostałam już dużo. Ja chcę po prostu zapomnieć o tym wszystkim. Tak, wiem, byłam nakręcona, bo to było dla mnie coś niezwykłego, ale teraz patrzę na to zupełnie inaczej. Wierzę w te dusze, plan itd. Wiem, że to prawda, bo już za daleko z tym zaszłam, żeby nie wiedzieć, że to prawda. Ale nauczyłam się też dystansu. Nie muszę niczego wybierać, za niczym gonić. Nie wierzę ślepo w znaki – wkurzają mnie owszem, ale to ja decyduję o tym co dalej dzieje się z moim życiem i albo wybieram siebie i szukam szczęścia w środku, albo zatracam się w świecie zewnętrznym i ponoszę porażkę za porażką. Byłeś i nadal jesteś ważną osobą w moim życiu, wywróciłeś moje życie do góry nogami – na razie nie widzę zbyt wielu pozytywów, pewnie pojawią się później (mam nadzieję), ale nie żałuję. Coraz bardziej czuję, że wybieram siebie. Ty też wybierz siebie. Pomyśl jakie chciałbyś mieć życie… Co sprawiłoby żebyś był tak naprawdę szczęśliwy? Wyobraź to sobie. Jeśli jest to te życie, które masz teraz, to pozostaje mi życzyć powodzenia. I nie mam ci więcej nic do zaoferowania. Ale jeśli masz ambicje i aspiracje do bycia kimś wyjątkom dla siebie, kimś ważnym. Jeśli chcesz z uśmiechem spoglądać w lustro i mówić – Ale jestem szczęśliwy! To pomyśl, że lepszego momentu na zmianę nie będzie – twoi opiekunowie, aniołki, Bóg, w cokolwiek wierzysz – oni są przy Tobie, nie zostawiają Cię nawet na krok, poproś o pomoc. Powiedz niech Ci pokażą drogę. Boże! żebyś mógł to przeczytać, to byś wiedział, że to jest twój znak. Nie trzeba czekać na zejście Jezusa, prorocze sny – czasem motyl, który przeleci obok, piórko, które spadnie… cokolwiek, taka nawiedzona dziewczyna jak ja, która pojawiła się nie wiadomo skąd – to twój znak, że właśnie twoje życie zmienia się na lepsze. Ale żeby zbudować coś nowego, stare musi runąć. Wiem, że sobie poradzisz, nasza dusza jest bardzo silna i piękna. Teraz patrzę na to jak na scenę… Wiem, że Tobie jest dużo trudniej.

Byłam dziś w kronikach męża- udzielił zgody, bo szukał dokumentów, ale spytałam, czy mogę zapytać o moje małżeństwo… uspokoili mnie, że będzie dobrze, nawet jak będzie źle (powiedzieli co ma się zadziać- nie ważne). Chyba weszli mi w głowę, bo chcieli przekazać coś dla Orso. Myślę, że w tym świecie nie ma dobrych i złych osób/dusz, mamy jeden cel – rozwijać się i dążyć do miłości bezwarunkowej. A to słowa dla Orso: Jeśli chcesz w życiu mieć wielkie szczęście i bogactwo, to musisz doświadczyć wielkiego bólu i upadku. Tłumaczyli krótko na zasadzie, skąd masz wiedzieć, czy coś jest dobre jeśli nie wiesz czym jest zło, skąd masz wiedzieć czym jest radość, jeśli nie doświadczysz smutku. Potem się uśmiechnęli… Wytłumaczyli, że my tutaj jesteśmy tylko aktorami. Nasze prawdziwe życie jest gdzieś indziej. Zrobiło mi się po tym lżej. Te wszystkie emocje jakby się rozpłynęły.

Myślenie swoimi kategoriami.
U nas w pracy bardzo to widać, jak ludzie oceniają innych przez swój pryzmat. Np. wchodzi kierownik i mówi „trzeba zrobić to i to” i ja widzę zwykły komunikat, że coś trzeba zrobić i tyle. Druga koleżanka komentuje, że znów się czepia, że chce sprawdzać i kontrolować. Trzecia, że co ten kierownik wymyśla, że to głupie pomysły i nie ma mowy, żeby to zrobić. Jedno zdanie – różne interpretacje, bo odczytujemy własne emocje. Tak samo Orso, uważa, że mąż się mści, bo On zrobiłby tak samo, albo ktoś mu głupio podpowiada. A ja… mąż… tak jak żyjemy teraz nie bylibyśmy w stanie świadomie kogoś skrzywdzić, nawet jakby ta osoba z premedytacją skrzywdziła nas. Nie dlatego, że jestem słaba, tylko dlatego, że jestem silna. Ja już nie muszę nikogo upodlić, nauczyć rozumu, odpłacić tym samym – przecież to nic nie daje, to daje poczucie większej porażki. Koniec kropka. Wraca do ciebie to, co czyniłeś innym. Jeśli za coś dostałam wpierdol, to prawdopodobnie w tym lub poprzednim życiu nabroiłam i moja dusza zdecydowała, że chce tego doświadczyć z drugiej strony.
A teraz coś bardzo irracjonalnego. Ale to bardzo. I od razu podkreślam, to nie jest dla mnie wyrocznia, ja do tego nie dążę i na pewno nie będę dążyć. Pisze to jako ciekawostkę.
O tym, że wszystko na górze robi zamęt żebym nauczyła się czegoś z Orso to wiem i bardzo dzielnie się temu opieram, bo mam wolną wolę. Ja już nawet nie chce dostawać tych informacji, ja naprawdę się z tego nie cieszę i nie chce tego. Zrobiłam co zrobiłam, ponoszę tego konsekwencje i wystarczy mi. Nie widzę w ogóle sensu bycia z nim. Dziś im nawet mówiłam, że z mężem więcej zrobię dla ludzi, niż z Orso, ale oni uważają inaczej. Nie ważne – niech to wybrzmi głośno i wyraźnie – ja tego nie chcę! Nie robię nic w tym kierunku i nie zrobię! Koniec. Jeśli wszechświat uważa, że mamy być razem to będzie miał okropnie trudne zadanie, bo drugi raz (jak ten wyjazd do Niego) nie dam się wkręcić, o nie! Łatwo mną manipulowali, ale już dziękuję (chociaż ciekawe jakby się odezwał czy wszystko by nie wróciło). Czas pomoże mi zapomnieć, zaraz jego twarz zniknie mi sprzed oczu i będę mogła sobie żyć po swojemu. Ale do czego zmierzam… Mam wahadełko… Wiele razy sprawdzam na prostych pytaniach czy mówi prawdę… nawet próbowałam myślami wymusić inną odpowiedz, albo ruchem ręki – ale to tak nie działa, zauważyłam, że jak zaczyna się kręcić, to prowadzi moją rękę. Na filmikach wygląda to odwrotnie, ale to nic…. Do brzegu kochana. Mąż ma cały zestaw do duszy, wahadełek itp. Wiele plansz, wiec sobie czasem jak nikogo nie ma sprawdzam to i owo. Wczoraj sprawdziłam (ponownie) moje połączenie z mężem – bratnia dusza – związek małżeński, ale sprawdzałam co łączy mnie z Orso… początkowo kręciło się równomiernie przy dwóch- bratania dusza i bliźniacza dusza - oraz związek partnerski i związek małżeński-razem. Nie żadne gatunki jak mówił mąż. Dziś rano znów sprawdziłam – dziś bardzo mocno kręciło się przy małżeństwie i bliźniaczej duszy a na wykresie zgodności pochodzenia było 100%. I niestety, ale nie ucieszyło mnie to, nie poczułam ulgi. A wręcz przeciwnie. Strach i w głowie wykrzyczałam tylko „nie, nie, nie”!
Ja pierdolę! Gdyby On miał normalne życie, to byłoby po sprawie. W nic by się nie wpierdolił. Nic by się nie działo, bo niemiałby takich problemów, nasze drogi by się rozeszły. A ten mój list… te teksty jakbym z jakiejś mafii była… Może jakbym nie pisała tego to by teraz tego nie było. A chciałam dobrze, jak zawsze. Uważałam, że musi znać prawdę, że jest ważny, że nie pojawił się przez przypadek, że to była dla niego ostatnia lekcja, aby się zmienił… I nie chodzi, że przewidziałam przyszłość, czy uważam, że mąż będzie coś robił – nie! Po prostu zobaczyłam, jak działa świat… nie znam lekcji jakie mamy przejść, ale skoro ja tak chorowałam po nim, a Kroniki mówiły o bliźniaku, to jak poczytałam to i owo, jak wygląda oczyszczanie się duszy, to po prostu wiedziałam, że u niego też tak się to skończy. Na początku wróci do siebie i będzie żył jak królewicz, a jak ja dojdę do siebie (tak… doszłam… chyba jakbym sobie sama dobrze zrobiła), to wtedy zacznie się dziać u niego. Rozpadnie się wszystko co było kłamstwem. I jak wytłumaczyć mu, że mój mąż nie ma z tym nic wspólnego. Nawet jak mnie oczyszczał po Nim, to zabronił mi odsyłać to co On wysłał, to co dostałam (te złe), kazał transformować w dobre i oddawać dobre. Serio, mój mąż jest dobry. Nie mści się, wie, że wróciłoby do niego gorsze.
I znów nie czuję się dobrze… jak mogłam tak zjebać życie tylu ludzi. I mam w dupie jakiś plan. Ja po prostu nie wiem jak mam to naprawić. Jakbym miała taką moc, to zrobiłabym wszystko, żeby Orso znów żył tak jakby mnie nie spotkał, na pewno był szczęśliwszy. Mojego małżeństwa nie ma, nie mam rodziny. Nie wiem, ile stracił Orso tą sytuacja, ale… ja straciłam wszystko co miało sens w moim życiu i nie umiem tego odbudować. Jeśli moja dusza tak to sobie wymyśliła, to chujowo to zrobiła…
Dziś boli mnie to bardziej. Czuję się jak zoombi. Jeszcze niedawno wierzyłam, że On może gdzieś głęboko miał do mnie jakieś uczucia, nawet jakbym go więcej nie spotkała, to wierzyłam, że nie byłam mu obojętna… a teraz czuję pustkę, czuję tylko to jak jest na mnie zły, jak mnie nienawidzi. I nawet jak on jest zły na męża, to i tak ja ponoszę pełną odpowiedzialność. I teraz myślę o tym co kiedyś pisaliśmy, że jedno nie chce skrzywdzić drugiego – jakby nasze dusze wiedziały, że po tym spotkaniu będzie trzecia wojna światowa. Czasami słyszę ten śmiech na górze… Skoro to scena, my to aktorzy, nasze dusze wybrały co mają przeżyć i są przewodnicy, którzy pilnują jak nam idzie - to serio po prostu śmiać mi się chce i to bardzo. Wyobrażam sobie moich mistrzów jak siedzą w swojej bazie (jak power rangers w siedzibie Zordona) i zaczynają:
- Dobra Miron, dawaj te sny, bo ona ciągle stawia opór, jak się nie nauczy Kronik, to szlag trafi całą misję. Bez tej wiedzy po pierwszej lepszej akcji posypie się jak palto babci zjedzone przez mole. Nić na nici nie zostanie.
- No przecież ciągle daję jej te sny. Moja wina, że jest taka tępa -bronił się Miron.
- Tylko pamiętaj kogo ma przypominać i zrób jakieś czary mary, żeby był szczęśliwy i ujmujący. Taki wiesz zadowolony z niej. Żeby myślała, że sama na to wpadła.
- A co z Nim? – spytał nieco zakłopotany Miron. To była jego pierwsza taka gruba akcja, więc spinał się, żeby nie zawieść.
- Proszę cię, On teraz to bułka z masłem. Taka oferta pracy, jak nie skorzystać. Nie podstawiajcie tylko lasek z dużymi cyckami.
- Tak jest – przytaknął Miron.
- Daj spokój… żartowałem. Przy bliźniakach nie ma znaczenia dupa, cycki czy klata, oni rozpoznają się oczami.
- Szykujcie się. Popcorn jest i cola light? Szybko, bo zaraz walnie piorun – wtrącił Izaak.
- Ty Joshuel, a właściwie, dlaczego ona spędza tutaj tylko jedną noc - dopytywał Miron.
- No chyba cię powaliło?! Ty widziałeś kiedyś spotkanie bliźniaczych dusz?
- No… kiedyś… raz… przez szybę… z góry… Dobra, nie widziałem. Pewnie znów byłem na bingo.
- Spotkanie tej samej duszy, to taki wybuch, który będzie widoczny nawet tutaj. A jakby mieli spędzić razem kolejną noc… Nie chcę nawet o tym myśleć. Ty byś na pewno nie dał rady ugasić tego pożaru.
- Aż tak źle?
- Nie no, właśnie dobrze. Wiesz to takie wygłodniałe dusze, które szukają się przez wcielenia. Nie zawsze uda się im być razem, ale zawsze ich ciągnie jak magnez do siebie.
- A dlaczego jak się spotkają to nie mogą już być razem? W końcu się odnaleźli tak?
- Mogą próbować być razem, ale każde z nich ma swoje rany i traumy. Jeśli spotkają się mając je nieuleczone, tak jak teraz, to ciągle by się wyzwalali. Wiesz… raz przyciąganie raz odpychanie. Bliźniaki w tym stanie to albo biegacz, albo ścigacz, ale zaraz, zaraz, miałeś opanować teorię.
- Przecież opanowałem. Tak tylko pytam.
- Pytasz, bo nie wiesz.
- A właśnie, że wiem. – odpowiedział zakłopotany Miron.
- Co wiesz?
- Wszystko.
- To dlaczego nie mogą być teraz razem?
- Bo mają nieuleczone rany…
- A kiedy będą razem?
- Nom… kiedy… je wyleczą… - ciągną Miron.
- Jak Stwórcę uwielbiam, chyba zejdę na ziemię jeszcze raz uczyć się cierpliwości.
- A oni??? Będą razem? Tak trochę ich polubiłem. Kibicuję im.
- To już zależy od nich. Dostaną jeszcze trochę mocnych lekcji i albo się nauczą i zmienią swoje życie, albo spotkamy się następnym razem, w kolejnym wcieleniu.
- A to takie ważne, żeby byli razem?
- Wiesz Miron, mamy teraz taki wyjątkowy czas. Dużo się dzieje, ludzie się budzą, podnoszą wibracje. Odnajduje się dużo bliźniaków. Jakby Ci to powiedzieć. Oni mają w sobie taką mocną miłość bezwarunkową. Ona ogromnie podnosi wibracje, dlatego są ważni. Oni nie musza nikogo uczyć, prowadzić… mogą, ale nie muszą. Ich miłość bardzo mocno oddziałuje. Zwróć uwagę jak spojrzą sobie w oczy co się będzie działo przy stoliku. Jej koleżanka będzie to jeszcze długo wspominać. A poza tym Ona i tak jeszcze z rana będzie stała pod jego drzwiami zastanawiając się czy wejść czy nie.
- I co? Wejdzie?
- Błagam cię. To płomień. Jasne, że nie wejdzie. Będzie pukać, ale…. Ty jesteś od tego, żeby on w tym czasie spał jak kamień.
- A nie mogą…
- Nie! Przecież oni to zrobią jeszcze raz…
- Dobra chłopaki cisza, bo już prawie… Nie chcemy tego przegapić – odezwał się Izaak.
- To jedziemy… Spojrzą sobie w oczy za trzy… dwa… jeden…

Tak. Właśnie tak widzę jaką mają z nas zabawę Ci na górze. Nasi przewodnicy, mistrzowie itd. I teraz też nie jest lepiej. Ale czuję, że się ze mnie śmieją, tzn. uśmiechają się i są chyba zadowoleni. Ta wersja książki będzie ok, to oczywiście szkic. Ale nawet humor mi się poprawił. I chyba to będzie taka książka z dwóch perspektyw, z humorem z nutą romantyzmu i miłości, z odrobiną zwrotów akcji, mądrymi myślami – taka moja – do poczytania, śmiechu i płaczu. Z nieoczywistym końcem na drugą część. Mam nadzieję, że się uda, bo w drodze duszy wyszło mi m.in. że moim przeznaczeniem jest bogactwo – jakkolwiek rozumiane 😊 Ale wiem, że są dusze, które faktycznie w tym życiu muszą/chcą doświadczyć bogactwa. Więc jak już będę bogata, znajdę coś fajnego, żeby pomóc innym, ale jak nie będę bogata, to też będę pomagać innym. Dziś kocham moje życie, choć rano pragnęłam umrzeć.

kocham cię Orso jesteś moją najlepszą weną... 

 

edycja g. 19:00

Organizm nie kłamie... Mówią, że to najbardziej pokazuje czy osoba z którą jesteś jest odpowiednia. Czuję się dobrze sama. Jak przyszedł mąż organizm mi się spiął, bycie miłą wychodziło mi sztucznie, a źle użyte słowo spowodowało, że jego humor się zmienił. Pod nosem mówi dziwne teksty. Ja się na prawdę oszukuje, że jest dobrze. Chcę być dobra, dlatego że mi wybaczył, żeby dziecko miało rodzinę, ale to nadal iluzja.  Daje super rady, ale sobie nie umiem. 
I Orso... wyskoczyło mi zdjęcie jako propozycja do znajomych, coś mi kliknęło. Czuję że puls mi skoczył, myślę mam zegarek to sprawdzę... normalnie miałam 72, po Nim było 106... ale ja tylko patrzyłam... nic nie robiłam 😂 czyli jeszcze działa na mnie. Kogo ja oszukuje?
Sprawdziłam znów wahadełkiem i znów było to samo, znów bratania dusza i blizniak i znów związek partnerski i małżeński. I zapytałam o przyszłość, ale nie... przysięgam ja nic nie zrobię. Ja odpuszczam. Dobra idę malować bo jeszcze trochę mam pracy... cieszę się bo dzięki temu polecę na urodziny gdzieś. 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz